- Co miałbym pamiętać? - Brunet skierował wzrok na drewniany domek. Podszedł bliżej oglądając z dołu stare rysunki.
W pewnym momencie jego wzrok powędrował ku rzędzie zapisanych liczb.
- Kocham Cię, Twój Louis. - Szepnął tak naprawdę sam do siebie. Następnie skierował się w stronę zwisającej z drzewa drabiny. Louis tylko patrzył z niedowierzaniem. Skąd Harry od razu wiedział, co tam jest napisane?
Brunet po chwili zorientował się, że chłopak dalej się w niego wpatruje.
- Bałem się, że Cię stracę. - Szepnął lustrując wzrokiem domek. - Nauczyłem się całego kodu na pamięć aby móc Cię jeszcze kiedyś odnaleźć. - Dokończył, gdy resztki nadziei odparowały w pustą przestrzeń.
Wtedy właśnie Louis stał i przez moment nie był w stanie nic powiedzieć. Cały ten dzień przeleciał mu przed oczami. Moment, gdy był szczęśliwy bo odnalazł Harrego, później gdy chłopiec płakał a on martwił się o niego bo nie mógł nic zrobić. W jego życiu były trzy razy, kiedy czuł się bezsilny. Kiedy czuł, że jedyne co może zrobić to po prostu być, istnieć. A może nawet brak jego obecności nic by nie zmienił. To był pierwszy raz. Dwa pozostałe jeszcze się nie wydarzyły.
Po chwili podszedł do bruneta i zamknął jego ciało w uścisku. Tym bezpiecznym, które darzyło wsparciem. Tym, które z daleka było skazane na piękną, idealną wręcz miłość. Różnica jednak jest taka, że tylko w prawdziwym życiu bajki kończą się happy endem.
Następnie jedną dłoń delikatnie przesunął po ramieniu chłopaka a głowę ułożył w zagłębieniu jego szyi. Skupił uwagę na jego zapachu, na cieple, które biło z jego ciała. Na strukturze delikatnej skóry.
- Pachniesz chupa chupsem. - Rzucił Louis dalej tuląc chłopaka. Harry zaśmiał się natychmiast odwzajemniając uścisk.
- A ty marchewkami.
- Lubie marchewki. - Westchnął masując delikatnie ramię Harrego. - I lubię chłopców, którzy jedzą marchewki. - Dodał uśmiechając się do siebie.
- A lubisz chupa chupsy?
- Ale tylko truskawkowe.
- W takim razie ja mogę polubić marchewki. - Louis spojrzał na lekko zaczerwienione policzki chłopaka. Następnie na jego usta. Patrzył na nie zdecydowanie za długo. Ciekawe jak wyglądałaby w nich marchewka..
Stali tak w środku lasu w ciszy jeszcze przez dobre kilkanaście minut. Gdzieś wokół dało się słyszeć cichy śpiew ptaków oraz szelest liści. Spokojny wiatr otulał ich sylwetki tworząc jeszcze lepsze wspomnienia. W końcu to tylko jeden dotyk możemy zapamiętać do końca życia.
Louis chwycił dłoń chłopaka splatając ją ze swoją. Popatrzył na swoją sznurówkę w jednym z butów Harrego. To wszystko było takie nierealne. Dobre. Idealne. Cudowne. Nietrwałe.
Nagle drzwi małego domku otworzyły się a w nich stanął chłopak z ciemnymi, wręcz czarnymi włosami opadającymi na czoło.
- Louis? - Zapytał zdziwiony spoglądając z góry na tą dwójkę.
- Co ty tu robisz? - Krzyknęli jednocześnie Louis i blondyn, który nagle pojawił się za widzianym już wcześniej chłopakiem.
Szatyn natychmiast odsunął swoje ciało od Harrego lekko go od siebie odpychając na co blondyn wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
- Stoicie tak od pół godziny obmacując się i rzucając podteksty o marchewkach myśląc że nikogo tu nie ma a my kilka metrów nad Wami prawie mamy porno na żywo. - Dodał blondyn prawie spychając drugiego z niedużej deski.
CZYTASZ
Diary From Heaven || Larry Stylinson
FanfictionTen chłopiec przeżył więcej niż niejeden dorosły. Właśnie dlatego narodził się, dorósł i odszedł. Tak jak każdy. Tak przecież wygląda schemat życia. Ale on oszukał los. Udało mu się przeżyć średnio siedemdziesięcio letnie życie zdrowego człowieka w...