11. War In The Storm

17 3 4
                                    

Lipiec, rok 2011

Chwilę później Harry wrócił do domu. Liam nie mówiąc im ani słowa odprowadził chłopaka. Zostawili całą trójkę w domku na drzewie. Harry już nie interweniował. Nienawidził alkoholu i pijanych ludzi. Wtedy też przypomniał sobie to, co kiedyś powiedziała jego mama.

„Słowa pijanych to myśli trzeźwych a ich czyny po alkoholu to jedyna prawda jaka istnieje.”

Coś zakłuło go w serce. Oddał tyle, żeby teraz przechodzić przez jeszcze większe piekło. Po prostu mu zależało. A Louis oddalał się od niego coraz bardziej. Mimo, że od zawsze byli na siebie skazani ktoś starał się ich rozłączyć. Coś, co ich połączyło było teraz daleko stąd. Być może już nigdy nie wróci.

Harry otworzył drzwi następnie kierując się prosto do pokoju, który dzielił z chłopakiem. Chłopakiem, który odstawił uczucia w niepamięć. A jednak jeden z nich wciąż dążył do szczęścia. Dążył do miłości, która w końcu miała szansę zaistnieć. Miłości, która końcowo zniszczyła ich każdą cząstkę.

Zapalił światło i przy okazji zasłaniając okna usiadł na łóżku. Po jego policzkach kolejny raz w ciągu dnia popłynęły łzy. Odpuścił. Na chwilę, ale jednak odpuścił. Stracił nadzieję, że jeszcze kiedyś mogą być razem. Bo do akcji dołączył ktoś inny.

W jego głowie wciąż widniał obraz zakrwawionej twarzy louisa. Rozbitej butelki. Śmiechów, alkoholu i pocałunku. Na samo wyobrażenie zbierał się w nim gniew. W domu był tylko on i siostry Louisa. Anne i Jay lada moment miały wrócić. Ale w tej chwili zapomniał, że nie jest sam. Zamierzał zrobić coś jeszcze przed powrotem chłopaka. Chociaż tak naprawdę nawet nie wiedział kiedy i czy w ogóle wróci.

Czasem ludzie aby pozbyć się lęku robią to, czego się boją. A inni żeby pozbyć się nienawiści, bólu, straty i zdrady zatapiają się w niej jeszcze bardziej. To właśnie zrobił Harry. Podszedł do szafki, w której Louis trzymał alkohol. Chłopak nienawidził tego zapachu. Chociażby przez to, że od dziecka kojarzył mu się tylko ze złem, z kłótniami i przemocą. Z bólem.

Wyjął butelkę czystej i czerwone wino. Zaśmiał się na głos wizualizując sobie w głowie pewną scenę. Wtedy też alkohol rozpętał wojnę w trwającej już burzy. Wojnę, która trwała do samego końca i nawet gdy burza ustała ludzie wciąż ginęli. Świat dążył do zagłady.

Wziął szklaną butelkę do ust od razu biorąc większy łyk. Nie zastanawiał się nad smakiem. Obiecał sobie, że to będzie ten jeden pierwszy i ostatni raz. Sam nie do końca wiedział jak to się skończy. Ale teraz liczyła się chwila. Po prostu pił. Jedynym świadkiem było niebo zaglądające zza okna i delikatny wiatr, który wprawiał zasłony w ruch. Wzrok chłopaka był utkwiony w dwóch gwiazdkach namalowanych na suficie. Teraz te gwiazdy były jak samoloty latające bezwładnie po innej galaktyce. Zmieniały kształty. Przez chwilę były ptakami, później różami. Wirowały tworząc razem coś o wszystkich kolorach tęczy. Wtedy Harry nie zdawał sobie sprawy, że to będzie jeden z nielicznych momentów, w których świat będzie aż tak kolorowy. Wypełniony dobrem, miłością. Szczęściem.

Tańczył z kolorowymi punktami unoszącymi się wysoko nad nim. W dłoniach trzymał pustą butelkę wódki i co jakiś brał łyk wina. Śmiał się patrząc na własne odbicie w lustrze znajdującym się po drugiej stronie niedużego pokoju.

Kilka minut później nie zastanawiając się długo postanowił zejść na dół. Wciąż trzymał butelkę wina i przytulał ją do siebie jakby naprawdę była aż tyle warta. W pewnym momencie zeskakując ze schodka na schodek w pozycji jaskółki upuścił butelkę a ta roztrzaskała się na drobne części. Do sytuacji wkroczył Szympans, którego Harry i Liam również zabrali do domu. Natychmiast zaczął szczekać tym samym przywołując wszystkich domowników. W tym czasie Harry nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji skakał w kałuży rozlanego na podłodze wina.

Diary From Heaven || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz