Listopad, rok 2018
- Darcy? - Krzyczał Louis chodząc zaniepokojony po całym domu. - Darcy, gdzie jesteś?
Skierował się w końcu na ostatnie piętro, na którym znajdował się tylko jeden pokój i łazienka. Dziewczynka stała opierając się o drzwi pokoju. Próbowała je otworzyć. Jednak na próżno. Louis już wiele razy ją powstrzymywał. A jednak od zawsze była upartym, dość specyficznym dzieckiem. Nie ważne o co chodziło, zawsze stawiała na swoim. Nie zawsze było to takie proste.
- Gdzie tatuś? - Zapytała podbiegając do Louisa. - Dlaczego nie chcecie mi powiedzieć, gdzie jest? - Krzyczała uderzając małymi piąstkami w ręce Louisa.
- Tatuś źle się czuje, nie możesz tam wchodzić córeczko. - Oznajmił a w jego oczach pojawiły się łzy. To wszystko było dla niego cholernie trudne. Nie potrafił zaakceptować jednej decyzji.
- Babcia mówiła, że tatuś musiał wyjechać! Mówiła że niedługo wróci! Wcale go tutaj nie ma, prawda? - Krzyczała Darcy kopiąc znajdujący się obok nich mebel. - Dlaczego mnie okłamujecie? Powiedz mi gdzie on jest. - Dziewczynka rzuciła się w obcięcia swojego ojca szlochając w jego ramionach. W domu panowała napięta atmosfera. Każdy dźwięk mógł oznaczać coś innego.
Budując ten dom spodziewali się, że skoro już spotkali się po tylu latach są skazani wyłącznie na szczęście. Nic bardziej mylnego. Wręcz przeciwnie. Byli skazani na porażkę. Na wszechstronny ból i cierpienie. Od pierwszego dnia.
W końcu analizując ich historię od samego początku, ona nigdy nie była szczęśliwa, prawda? Czy szczęściem można nazwać śmiertelny wypadek? Czy szczęściem można nazwać stratę? Albo samobójstwo? Szczęście samo w sobie jest złudne. To tylko nadzieja, która wypełnia każdego, gdy jest źle. Życie Harrego byłoby inne, gdyby odrzucił tą nadzieję. Nadzieję, że to właśnie Louis jest jego szczęściem. Gdyby nie poszedł za nim mógłby być szczęśliwy. Na pewien czas oszukał los. Oszukał przeznaczenie, które zapisało w jego życiorysie stratę przyjaciela. Świat po prostu musiał go zabrać. A jednak on dążył do tego, żeby wciąż z nim być. Właśnie dlatego tak skończył.
Louis nie odpowiedział na żadne z tych pytań. Poszedł z córeczką do swojego pokoju wciąż trzymając ją w ramionach. Miała pięć lat.
Prawie tyle miał Harry, gdy stracił Louisa.
Tyle miała Darcy, gdy straciła ojca.
Dopiero po dłuższej chwili Louis siadając na łóżku zaczął mówić.
- Wiesz, córeczko życie nie zawsze będzie jak w bajkach, które czytam Ci ja albo babcia na dobranoc. - Mówił a dziewczynka z uwagą przyglądała się jego twarzy i słuchała dokładnie każde słowo. - Niektóre bajki będą jak te, które opowiadała mi i Harremu moja mama, twoja babcia Jay. - Uśmiechnął się na wspomnienie matki i ukochanego.
- A jakie były te bajki? Opowiesz mi jedną? - Zaśmiała się cicho podekscytowana dziewczynka usadawiając się wygodnie na kolanach ojca.
- Oczywiście. Opowiem Ci bajkę o dwóch gwiazdkach. - Dodał Louis zamykając oczy. Wspomnieniami wracając do jednego z tych wieczorów. Wziął głęboki wdech i zaczął mówić.
- Pewnego dnia, w małym królestwie znajdującym się po środku lasu spotkali się dwaj królowie. Rządzili innymi krajami. A mimo to byli najlepszymi przyjaciółmi. Każda księżniczka chciała ich poznać. Oni unikali towarzystwa. Byli inni niż pozostali władcy. Ciągle popełniali błędy. Byli za nie karani. Duża ilość kar uniemożliwiała dalsze sprawowanie władzy. Ale ci królowie nigdy nie zostali wyrzuceni. Tylko dlatego, że żaden z nich nie działał sam. Działali wspólnie. Tylko to ich uratowało. Niestety pewnego dnia księżniczki z dwóch krajów dowiedziały się, że tych dwóch królów łączy coś więcej. Natychmiast stwierdziły, że tak nie może być. Przecież to było zabronione. Jakiś czas później obecni królowie zostali skazani na karę śmierci. Zginęli szybko nie czując bólu. Następnego dnia jedna z księżniczek dumna ze swojego czynu leżała na hamaku po zmroku wpatrując się w niebo. Jej oczom ukazały się dwie gwiazdki świecące bardzo jasno na ciemnym niebie. Ona widziała tylko gwiazdki. Niebo natomiast widziało dwóch mężczyzn. Dwóch królów, których nawet śmierć nie zdołała rozłączyć. Niebo przyglądało się im a księżyc usłyszał fragment ich rozmowy. Mówili do siebie "A teraz obaj jesteśmy gwiazdami. Świecimy na tym samym niebie. I próbujemy pokazać innym ludziom, że kiedyś istnieliśmy naprawdę. Bo teraz to niebo pisze o nas powieść." Gwiazdki rozmawiały ze sobą. Żyły jak dotychczas. Teraz ci dwaj królowie rządzili tym samym niebem. - Zakończył Louis a dziewczynka posmutniała.
- Dlaczego musieli umrzeć? Mogli się ukryć i dalej być szczęśliwi. Albo rozdzielić się na chwilę.
- Właśnie o to chodzi w życiu córeczko. Jest bardzo niesprawiedliwe a szczęście jest tak samo stałe jak każda obietnica. Czasem trzeba zostawić szczęście dla dobra drugiej osoby. Tatuś musiał się od nas oddzielić, abyśmy to my mogli być szczęśliwi. - Uśmiechnął się lekko a dziewczynka była coraz bardziej zaciekawiona każdym wypowiedzianym przez niego słowem.
- To znaczy, że jeśli tatuś zostałby z nami musielibyście zginąć? - Natychmiast posmutniała wtulając się jeszcze bardziej w jego ciało.
Louis przełknał ślinę natychmiast próbując odrzucić przychodzące do jego głowy wizje swojej śmierci. I śmierci Harrego.
- Nie, Darcy. Nie w tym rzecz. Owszem, moglibyśmy umrzeć ale nikt by nas nie zabił. A przynajmniej nie nas dwóch.
- Jak to? Czyli ty byś przeżył? Bo jesteś silniejszy? A Harry nie był silny i zostawił nas a teraz będzie musiał umrzeć? - Mówiła ciągiem dziewczynka przez łzy. Dla niej to było równie trudne.
Louis przez chwilę milczał. Analizował słowa córki. Tak jakby ona wiedziała. Jakby to wszystko miało jakiś głębszy sens. A skąd mogła wiedzieć? W poprzednim życiu, w życiu, w którym zginęli ona nie istniała. A jednak coś rozumiała.
W pewnym sensie to właśnie Louis był wtedy silniejszy. Jego śmierć nie była zaplanowana. Ale to Harry wykazał się większą odwagą oddając wszystko dla ukochanego. Zniszczył sobie życie przez jeden czyn. Przez to że odszedł. Że zginął.
W tym przypadku na szczęście nie było miejsca. Śmierć otuliła ich morderczym uściskiem i zabrała do piekła, które czekało na nich przez całe życie. Nawet w momencie, gdy się spotkali. Gdy byli wysoko i każdy tam na dole widział dwie gwiazdki. To nie było niebo. To było piekło. Piekło, które dopiero tego dnia się rozpoczęło. Rozpaliło rażące, destrukcyjne aż iskry życia w dwóch osobach. Śmierć zawładnęła ciałami dążącymi do szczęścia i ideału, którego cząsteczki mogły się znaleźć nawet tutaj. Lecz tylko dla tego, kto jeszcze miał nadzieję. Dla tego, kto nie odpuszczał.
- Nie. Harry nie umrze. - Zapewnił szatyn sam nie do końca rozumiejąc siebie. Mimo, że był pewien, że przecież nie można umrzeć drugi raz. Jednak było coś, co nie potrafiło rozwiać tych wątpliwości. - Córeczko, w końcu będziemy szczęśliwi.
- Nie będziemy tato. Jego tutaj nie ma nie możemy bez niego być szczęśliwą rodziną.
- Darcy, jego błędem z przeszłości było to uparte dążenie do celu. Jesteś jak on. Widzę to w twoich oczach. Znam cię, kochanie. Dlatego czasem największą stratę trzeba odrzucić. Wyobrazić sobie, że jest chmurką. Z tej chmurki pada deszcz a później znika. I zostaje czyste, jasne niebo.
- Dlaczego chcesz wyrzucić go z naszego życia? Przecież go kochałeś. - Powiedziała dziewczynka ocierając łzy z policzków ojca. Tak jak kiedyś robił to Harry.
- Źle zrozumiałaś, Darcy. Nie chcę go wyrzucić. Wręcz przeciwnie. Chcę, abyśmy o nim pamiętali. Chcę żebyś mogła patrzeć na nasze wspólne zdjęcia. Ze mną i Harrym. Chcę żebyś pamiętała te wszystkie najszczęśliwsze chwile. Ale też chcę abyś nie pogrążyła się w tym całkowicie. Bo przeszłość może Cię zabić.
CZYTASZ
Diary From Heaven || Larry Stylinson
FanfictionTen chłopiec przeżył więcej niż niejeden dorosły. Właśnie dlatego narodził się, dorósł i odszedł. Tak jak każdy. Tak przecież wygląda schemat życia. Ale on oszukał los. Udało mu się przeżyć średnio siedemdziesięcio letnie życie zdrowego człowieka w...