Nienawidzę Cię
N i e n a w i d z ę C i ę
Te słowa przez całą noc zaprzątały myśli Louisa. Nie mógł skupić się na niczym innym. A jednak nie rozumiał ich. Przecież nie spotkali się bez powodu. Jaki był w tym wszystkim sens?
Z kolei Harry nienawidził go dlatego, że przez tyle lat chłopak przypominał mu dzieciństwo i dawne życie. Że nawet jeśli go nie było jako osoby on wziąć istniał. Poruszał się gdzieś tu i tam. Był z nim wszędzie. Widział i słyszał wszystko. Znał każdy jego sekret, który w każdej chwili mógł wykorzystać przeciwko niemu. Obaj czekali na siebie przez tyle lat tylko po to, aby teraz gdy już są razem cierpieć przez swoją wzajemną obecność. Ranić słowem, krzywdzić mimowolnie ale też nie widzieć w tym zła. Bo przecież nie są razem. Nie są przyjaciółmi. Nie są też dla siebie obcy bo znają się od zawsze. A jednak ich relacja czasem jest przyjacielska, czasem zachowują się jak para a innym razem jak wrogowie. Kim właściwie dla siebie są? Żaden z nich na ten moment nie myślał czy kiedykolwiek odkryją prawdę. A może to właśnie sama prawda znajdzie ich w momencie, w którym rzekomo będą na to gotowi.
Przez całą noc żaden z chłopaków nie zmrużył oka. W ciemności patrzyli w sufit przez kilka godzin obserwując ledwie widoczne w nocnym świetle księżyca wpadającym przez okna gwiazdy i gwiazdozbiory namalowane kiedyś na suficie. Teraz wyglądali jak dzieci. A jednak nie do końca. Dzieci gdy leżą w nocy zazwyczaj próbują ze sobą rozmawiać dla zabicia czasu. Śmieją się, czasem krzyczą czy rzucają się poduszkami. A gdy już leżą i płaczą to tak, aby ktoś ich usłyszał. Zauważył, że naprawdę cierpią. Że się męczą. Że coś je boli. Oni natomiast byli już starszymi dziećmi. Bo gdy tak leżeli sami w ciemnym pokoju przy wpadających poświatach maleńkich gwiazd a strużki łez spływały łagodnym strumieniem po ich twarzach, robili wszystko aby udawać, że po prostu śpią a nic innego nie istnieje. Że to, co się dzieje ich nie boli. Może nawet, że wcale się nie wydarzyło. Obaj leżeli tak w ciszy z resztkami nadziei, że ten drugi nie pamięta. Przecież byli pod wpływem alkoholu. Wtedy nie myśli się racjonalnie.
***
Ciemne niebo zaczęło zmieniać swoją barwę pod wpływem wschodzącego słońca. Świat starał się coraz jaśniejszy jak i pokój, w którym się znajdowali. Wtedy Louis przyłapał się na tym, że przez drugą część nocy odwrócony był twarzą w stronę Harrego. A Harry również leżał w ten sam sposób przez co gdy tylko w pokoju było na tyle jasno, że mogli zobaczyć swoje twarze obaj ze zdziwieniem patrzyli w swoje oczy. Pomimo to były już inne niż zawsze. Zieleń wypełniona była bólem. Jakby zaraz mało nastąpić jej unicestwienie. Jakby miała rozpaść się na kawałki a nawet światło, które ją rozjaśniało gdzieś zanikło. Te oczy były przysłonięte gęstą mgłą. Może ze zmęczenia. A może z bólu i zrezygnowania. Błękit natomiast unosił się wyżej niż zwykle. Był jeszcze wyżej, kilka metrów nad niebem. Stał się przez to aż szary. Niewidoczny. Mokry, ulryty i inny.
- Naprawdę mnie nienawidzisz? - Szepnął Louis podpierając się na łokciu o materac łóżka.
Harrego zaskoczyło to pytanie. Nie spodziewał się, że chłopak rozpocznie teraz jakąś konwersację. Lecz został rzucony na ocean podczas sztormu. Jak spokojnie lecący z wiatrem listek starego drzewa, który nagle zaczyna tonąć pod wpływem siły morskich fal. Nie wiedział co ma odpowiedzieć, co jednak nie sprawiło, że całkowicie zrezygnował.
- Mógłbym Cię nienawidzić. Louis, to wszystko jest dziwne.
- Co dokładnie masz na myśli? - Zapytał wciąż wpatrując się w zakłopotaną twarz bruneta.
CZYTASZ
Diary From Heaven || Larry Stylinson
FanfictionTen chłopiec przeżył więcej niż niejeden dorosły. Właśnie dlatego narodził się, dorósł i odszedł. Tak jak każdy. Tak przecież wygląda schemat życia. Ale on oszukał los. Udało mu się przeżyć średnio siedemdziesięcio letnie życie zdrowego człowieka w...