Pchnęła dłonią drewniane drzwi warsztatu. Zawiasy skrzypnęły głośno - skrzywiła się lekko na nagły odgłos, wciąż przyzwyczajona po misji do utrzymywania wokół siebie kompletnej ciszy.
Dźwięk prędko zagłuszyła kakofonia doświadczeń ze środka. Usłyszała głuche uderzenie, coś pękło z głośnym trzask!, tuż za tym ktoś zacharczał coś pod nosem.
– Przepraszam? – zawołała bezwiednie. Weszła powoli do środka i rzuciła okiem po warsztacie; graciarni - wszędzie robocze blaty, narzędzia, szmaty, piece i inne skomplikowane maszyny, wszystko zwieńczone niskim sufitem i ciasnymi przejściami. Żółte światło emanowało z rozpalonego ognia, tańcowało w lampach i żarzącego się pod piecami, rozgrzewającymi pomieszczenie do jego zabójczych temperatur.
Rozejrzała się i po pracach - wywieszonych na ścianach, porozrzucanych w nieładzie po warsztacie; po mieczach, toporach. Dostrzegła gdzieś w kącie i kołczan nabity strzałami, drobne sztylety, tarcze i pokaźną garstkę innych wynalazków, z którymi miałaby trudność w nazwaniu. Fechmistrzem to ona nie była, a doświadczenie zbrojne kończyło się u niej co najwyżej na łuku i wszystkim, co udało jej się wytworzyć na poczekaniu w przeszłości. Proca z patyka oraz liany nijak miały się do najznakomitszych rapierów, które miała okazję podziwiać teraz z zachwytem.
Zgrabnie, wymijając wszechobecny chaos i bajzel, nieśmiało zapodziała się w głąb warsztatu i kontynuowała:
– Nazywam się Enika Joni. Jestem nowo przyjętą wysłanniczką Smoczej Armii. Szukam rzemieślnika, Gresnara, czy-
Krzyknęła, uchylając się gdy gorąca para buchnęła zza rogu. Odruchowo cofnęła się o krok.
Wtenczas zza rogu wyłonił się barczysty mężczyzna, co najmniej o głowę wyższy od niej. Wystarczyło jedno spojrzenie, by odgadnąć z kim miała do czynienia; w dłoniach taca z syczącym metalowym krążkiem, silne ręce, wysoki, postawny. Osmalone robocze ubrania, spokojny, skupiony, silny. Specjalista w fachu. Uniosła głowę, powstrzymała instynkt - skurczenia się w sobie, ucieczki pod jego twardym, surowym spojrzeniem. Zamiast tego wyprostowała się i dumnie wypięła pierś, w końcu wraz z nową posadą zaczynała się w końcu liczyć, nie było w charakterze członka Armii podkulać ogon.
– Moje najszczersze wyrazy szacunku. Na imię mi Enika Joni, czy mam przyjemność rozmowy z także wysławianym Gresnarem?
– Tak. Czego chce? Zwięźle.
Wycharczał niskim tonem przez ściśnięte gardło, i ku jej zdumieniu, odsunął ją jedną dłonią na bok i przemknął obok jak gdyby nigdy nic, jakby przestrzeń skurczyła się wraz z jego ruchem. Metal zadźwięczał, wyłożony na kowadle. Uniósł młot i zamachnął się gwałtownie.
Nie była w stanie określić czym konkretnie był mężczyzna, ale raczej nie uwierzyłaby, że nie płynęła w nim jakaś magiczna krew. Coś intrygującego przejawiało się wraz z jego sprężystym krokiem; w sposobie, w jaki gospodarował swą siłą i postawnym rozmiarem z niespotykaną lekkością.
– Mam mieć pasowanego smoka, kazano mi tu przyjść.
– A, nowa! – Sunął wybity krążek na drugi blat. Odwrócił się i zaczął grzebać w szufladzie za sobą. Enika przekonana była, że na twarzy mignął mu cień uśmiechu. – Od razu trzeba było. Rzadko mamy nowych. No, siadaj i otwieraj paszczę.
Machnął w stronę siedziska przy ścianie. Tuż koło wiadra z wodą nad ogniem, paroma czystszymi szmatkami obok.
– ...Co?
– Chyba że wolisz wyciągnąć coś z dłoni, albo nogi. Był jeden co chciał mieć wyjętą kość udową, wyobrażasz sobie? Ostatecznie skończył po prostu bez kciuka. Zrasta się tak, że więcej to bólu w dupie niż to warte, ale przynajmniej takie paluszki to nie łatwo stracić.
Wyprostował się, w jego dłoni błysnął odbity metal małego ostrza.
– Wyjąć kość? Chyba nie nadążam! – Zbladła wyraźnie, uradowany Gresnar w końcu spojrzał w jej kierunku.
– No żeby zrobić miejsce na smoka! – Zagestykulował, odrzucił zamaszyście ramionami. Lampka przy suficie zakołysała się niebezpiecznie. – Gdzie chcesz go schować, w kieszeń?
Zamilkła, skonfundowana przysiadła. Rzemieślnik odsunął się w końcu, oparł o stół i nachylił nad nią.
– Nic nie wiesz, co? Nic teraz was nie uczą. – Pokręcił głową. – To po ludzku, prosto prostemu. Smok ma się połączyć z tobą, z twoją magią. Ciężko łazić z takim bydlem wszędzie, no to żeby go gdzieś uchować, to robi się miejsce w ciele na jego magię. Najczęściej wyjmuje się jakąś kość, najpopularniej u nas zęby, a na to miejsce smok ci oddaje własną. I jesteście nierozłączni, ale problem smoka uwiązanego ci u nogi znika! I tak kończą ze smoczymi kosteczkami. To jak to będzie, ząb? Dużo kończyn lubi się deformować, ja bym na twoim miejscu mimo wszystko ujebał kieł.
CZYTASZ
Opowieści Wigilijne
Fantasy6.12 - 24.12 Czternaście słodziutkich przecieków do wydarzeń dziejących się w głównej serii. Na zachętę do czytania tragedii, która nastąpi w krótce...