Po burzy piaskowej powietrze jak zwykle stawało się rześkie i wilgotne. Silne wiatry z zachodu niosły za sobą morską bryzę, a w mieście dało się wyczuć woń magii emanującej z każdego ziarenka piasku, każdej roślinki, czy stworzonka. Była to sprawka nie tylko mieszkańców, ale i ogromnego szkieletu istoty, która umarła tutaj przed wiekami, i to na jej kościach zbudowano osadę.
Ogromne gnaty jak co dzień świeciły bielą i raziły w oczy od dłuższego patrzenia. Pomimo upływu lat, praktycznie się nie niszczyły i tylko piasek coraz mocniej przykrywał kolejne partie ciała. Już o wiele gorzej wyglądały budowle, postawione z cementu, drewna oraz kamienia. Każdy z mieszkańców zdawał sobie sprawę z potęgi wiatru, zwłaszcza na otwartych połaciach pustyni, dlatego sypiące się domy nie były dla nikogo nowością. Jeden się wali, drugi powstaje.
A budowa takich domów była niezwykle prosta. Wystarczyło kilku magicznych specjalistów, którzy byli wstanie szybko pobudować domostwo. Przez pośpiech (gdy któraś z rodzin traciła dom i trzeba było postawić kolejny) żaden z magów nie przestudiował w pełni możliwości architektury. Dlatego też budowle nie wytrzymywały długiego okresu czasu. Samo miasto nie miało nawet konkretnego miejsca na mapie politycznej, a wielu podróżników (jak i mieszkańców) lubiło określać je jako wędrujące. Gdy zostawiasz za sobą zniszczenie i budujesz się wokół szkieletu ciężko jest postawić jedną konkretną kropkę.
W dodatku w mieście na raz znajdowało się niewielu przejezdnych. Nie było czego zwiedzać, dlatego głównie byli to handlarze, którzy w istnieniu mieszkańców widzieli istną żyłę złota. To, że elfy niekoniecznie lubiły ruszać się poza własne tereny, tylko i wyłącznie z im znanych przyczyn, nie było dla nikogo tajemnicą.
Niewątpliwie najstarszymi budowlami były wysokie posągi umieszczone najbliżej szkieletu, liczące sobie setki pokoleń. Było ich cztery, a każdy z nich stał przodem do jednego z kierunków świata. Symbolika znaczenia ich ukierunkowania już dawno została zapomniana. Najdziwniejsze były jednak metalowe łańcuchy, wbite głęboko w ziemię na setki metrów, podtrzymywane stałą magią, aby bez przerwy oplątywały posągi bóstw. Nie było to jednak spowodowane swego rodzaju bojaźnią, bo tego uczucia na pewno nie można było nazwać lękiem.
– Dain! Czego ci tak oko ucieka? – Krzyknął ktoś w tle.
Mężczyzna drgnął, wyrwany z zamyślenia. Odwrócił wzrok od ogromnego rubinu włożonego na miejsce serca jednego z bogów. Ruchem dłoni wygładził dość bujną brodę i spojrzał na przyjaciela.
– Pilnuj swoich uszu, Darffin – odgryzł się z uśmiechem na ustach. W elfickim mieście takie przekomarzanie było bardzo popularne.
– No patrzysz na te pomniki i patrzysz. Czekasz aż niebiosa się rozstąpią?
– Kto by czekał. – Zbył go machnięciem dłoni.
CZYTASZ
Opowieści Wigilijne
Fantasy6.12 - 24.12 Czternaście słodziutkich przecieków do wydarzeń dziejących się w głównej serii. Na zachętę do czytania tragedii, która nastąpi w krótce...