Ogromnych rozmiarów żuk przebiegł właśnie środkiem drogi. Służył jako zwierzę transportowe, podobnie jak osły na trawiastych rejonach, z różnicą, że tylko on były w stanie przetrwać wysokie temperatury pustyń. A dzień dzisiejszy, podobnie jak poprzednie oraz następne, był niezwykle upalny. Tylko i wyłącznie po to, aby nocą obrócić termometr o sto osiemdziesiąt stopni i zapowiedzieć równie mocny ziąb.
– Witajcie! – odezwał się średniego wzrostu mężczyzna o jasnoniebieskiej cerze.
Uniósł dłoń na wysokość klatki piersiowej i pozdrowił rozmówców. Tuż przy jego nodze stał całkiem pokaźnych rozmiarów dwukołowy wózek. Nic nie trzymało go za rączki, ten jednak nie nie leżał płasko na ziemi. Widać, że mężczyzna posługiwał się magią, aby utrzymywać go w pionie.
– Witaj, tułaczu – pozdrowił Dain.
– Jestem podróżnym handlarzem. Błąkam się po świecie i wymieniam mój dobytek na przeróżne towary. Drodzy panowie, jesteście może zainteresowani magicznymi artefaktami?
– Skąd pochodzisz? – zapytał wprost Darffin. Był prostym człowiekiem i nie lubił owijać w bawełnę. Po błysku w oku Dain zrozumiał, że mężczyzna szuka konkretów.
– Urodziłem się w Sangomie, stolicy Verum Darh. Okrążyłem jednak pół świata, i uwierz mi, panie, mam do zaoferowania więcej, niż to co oferuje tylko jedno z państw.
– Verum Darh? To nędzne państwo, któremu jakimś cudem udaje się podbijać śródziemie? – Dain pokiwał z uznaniem głową. Tak jak inne efy, niekoniecznie przepadał za odmiennymi narodowościami, jednak tego ująć im nie mógł. Kolonizować to oni potrafili. – W takim tempie dotrzecie niedługo do wulkanu.
– Przed nami spora droga. – Handlarz kompletnie zignorował obelgę skierowaną w stronę jego rodzinnego miasta i skupił się tylko na pozytywach. Nie był to pierwszy, ani tym bardziej ostatni, raz. Wiele ras wykazywało dużo większe wrogości, nie tylko słowna obelga. – Jednak bóg nad nami czuwa.
– Wątpię.
Nastała chwila ciszy, bardzo niezręcznej ciszy, gdy trójka mężczyzn stała, lustrując się wzrokiem. Handlarz po chwili ukłonił się i odszedł, poprawiając swoją kefiję, aby mocniej zakryć twarz przed prażącym słońcem (lub też wzrokiem innych elfów). Transakcje można uznać za anulowaną.
– Która na osi?
Darffin odpiął, z zaczepów przerzuconych przez plecy, długą dzidę, zakończoną ostrym szpicem. Lekko zamachnął się i wbił oręż płytko w piasek. Odsunął się, z dala przyglądając się, pod jakim kątem pada słońce.
– Wpół do drugiej.
– Powinniśmy się zbierać, więzień musi być gotowy przed szóstą.
W lochach, dla kogoś kto dopiero wszedł, panował przyjemny chłodek. Zwłaszcza nocami, ale nikt tutaj nie dbał o komfort więźnia. Miał przeżyć i żył. Wszystkie zalecenia zostały spełnione.
– Heretycy! – wrzasnęła kobieta o kamiennej skórze, przykuta do ściany.
Gdyby bardziej się postarała, mogłaby wyjąć swoje dłonie z za dużych dla niej kajdan. Niewiele by to dało, jednak mogłaby chociaż podrapać się po swędzących miejscach.
– To wy wszyscy jesteście częścią sekty. Ogromnej sekty.
– Bogowie się na was zemszczą!
CZYTASZ
Opowieści Wigilijne
Fantasy6.12 - 24.12 Czternaście słodziutkich przecieków do wydarzeń dziejących się w głównej serii. Na zachętę do czytania tragedii, która nastąpi w krótce...