10.12

4 2 3
                                    


Lodowaty powiew wiatru przeleciał przez pokój, odbijając się od wyszczerbionych ścian jaskini. Promienie słoneczne nie docierały do tak dalekich zakamarków tuneli, a jedynym źródłem światła była, i tak już przygasająca, świeca wykonana z wosku roślinnego. Płomień delikatnie kołysał się przy każdym, nawet najdrobniejszym, podmuchu.

– Już czas!

Z korytarza dobiegł histeryczny krzyk jednego z posłańców. Głośny tupot narastał, aż w końcu ucichł za zakrętem, gdy tylko przekroczył drewniane drzwi wejściowe do komnaty sypialnej.

Ashia, praktycznie jeszcze śpiąc, poczuła jak kołdra zostaje brutalnie z niej zerwana. Futro fok szablozębnych idealnie trzymało ciepło w najzimniejsze dni, chociaż nie każdy w wiosce mógł sobie na nie pozwolić. Nie poczuła jednak chłodu, można nawet powiedzieć, że kochała zimniejsze temperatury, co absolutnie szokowało jej młodszego brata, Hutara. Byli rodzeństwem, jednak skrajnie się od siebie różnili. Zaczynając od wyglądu, przez charakter, na preferencjach kończąc.

– Ashia! – krzyknął i miotnął foczą skórę poza zasięg siostry. – Goniec przybył, nie słyszałaś?

– Słyszałam.

– No to wstawaj i ubieraj się. Musimy iść.

Mówiąc to założył na siebie grubą, futrzastą kurtkę i zabezpieczył ją metalowymi zaczepami, aby idealnie przylegała do skóry i nie wypuszczała ciepła. Praktycznie w locie, wskoczył w wysokie, skórzane buty, mocno nasmarowane tłuszczem zwierzęcym. Jego rodzice zawsze powtarzali, aby dbać o obuwie, żeby w zimne dni nie odmrozić sobie stóp. Mówili nawet, że na bose stopy można przykleić się do lodu, co wprawiało Hutara w niemałe przerażenie. Kochał biegać, a takie przyklejenie się mogłoby okazać się wyjątkowo uciążliwe.

Ashia, chociaż nienawidziła wstawać z łóżka, również nie mogła się doczekać tej chwili. Gdy już trochę się rozbudziła, migiem założyła podobny komplet odzieży co jej brat. Jedyną różnicą okazały się trochę bardziej zniszczone buty, dość łatwo było zauważyć, kto bardziej o nie dbał.

– Idziemy? – zapytał chłopiec, łapiąc za ramę drzwi. – Zapinaj się szybciej!

Hutar przebierał nóżkami w miejscu, nie mogąc się doczekać, aż starsza siostra w końcu ubierze się w cały zestaw. Gdy ta kiwnęła głową, otworzył drzwi i wyskoczył na korytarz.

– Po zapachu wnioskuję, że jest zamieć – rzuciła Ashia i przegrzebała kieszenie kurtki.

– Po zapachu?

Hutar praktycznie cały się trząsł, już tęskniąc za ciepłym łóżeczkiem. Cofnął się jeden krok, jednak dziewczyna klepnęła go w ramię. Rzuciła niewyraźne „berek", po czym uciekła.

Spędzili w tych jaskiniach połowę swojego krótkiego życia, dzięki czemu doskonale znali każdy ich zakamarek. W końcu dotarli do wyjścia, gdzie do środka wtaczały się fałdy śniegu. Jak przewidzieli, szalała burza śnieżna. Ashia rozciągnęła gumkę i nałożyła okulary na głowę, poprawiła kaptur i wyszła na mróz. Były to wąskie, kamienne krążki, trochę przypominające maskę, z szeroką dziurą na wysokości oczu, dla lepszej widoczności. Ich zadaniem było chronić twarz i oczy przed śniegiem.

Na śniegu widniały ślady (chociaż już mocno zawiane nowym śniegiem) stóp, ewidentnie szła tędy grupka osób. Podążyli za nimi, równie szybkim tempem, teraz jednak bardziej kontrolując każdy swój krok, aby na pewno nie poślizgnąć się na śliskich skałkach.

Stodoła to byłoby stanowczo za mocne określenie. Weszli do kolejnej jaskini, tym razem o wiele szerszej i wyższej. Nie było żadnych drzwi, raczej prowizoryczne furteczki i płotki. W środku panował specyficzny odór. Mieszanka potu, odchodów i krwi.

– Jest zdrowy – odezwał się mężczyzna stojący w kojcu dla zwierząt. Nie miał na sobie odzienia wierzchniego, a całe jego dłonie, aż po sam łokieć, upaćkane były we krwi. – Cielak jest zdrowy!

Rodzeństwo podbiegło do ogrodzenia, radośnie podskakując i wiwatując.

– Nie powinniście byli tutaj przychodzić – odezwał się Vog, ich rodzony ojciec oraz wódz plemienia. – Jest mocna zamieć, a coś mogło wam się stać po drodze.

– Daj spokój Vog – rzuciła o głowę niższa kobieta, równie mocno uradowana co jej dzieciaki. Dzień narodzin kolejnego cielaka był dla nich niezwykle ważny. Dla rodziny jak i całej wioski. Ich hodowla śnieżnych kóz nie była wielka, ledwo starczała na wyżywienie wszyskich młodych pysków, zwłaszcza, że zwierzęta starzały się i niektóre nie były w stanie już dawać mleka. – Daj im się nacieszyć.

– Nazwę cię... – Hutar zastanowił się. Nazywał każde ze zwierząt w gospodarstwie i z jakiegoś powodu potrafił potem odróżnić osobniki od siebie. A przynajmniej tak twierdził... Plemienne dzieciaki bardzo szanowały jego zdanie i skrupulatnie zapamiętywały każde z tych imion, starając się potem odgadnąć które ze zwierząt jest które. Nie wychodziło to najlepiej. – Mlecz!

– Chcesz nazwać kozę po roślinie, którą je? – upewnił się stajenny.

Wytarł dłonie o spodnie i dopiero teraz, gdy emocje z niego zeszły, poczuł otaczający go odór. Całą noc spędził właśnie tutaj, wśród zwierząt, doglądając kozicę, aby jej poród przebiegł bezproblemowo. Strata dojnego bydła mogłaby się okazać tragiczna w skutkach.

– Tak!

Chłopiec wspiął się na ogrodzenie i wychylił do przodu, wyciągając rączkę, aby móc pogłaskać kózkę. Spędziła dopiero parę minut swojego żyćka na tym świecie, ale jej skórkę już pokrywał lekki puszek. Taka przyszła na świat, aby nie zamarznąć tuż po narodzinach.

– Mamo? – Ashia spojrzała w stronę swojej matki i delikatnie rozpięła guziki kurtki, aby chociaż trochę rozluźnić swoje ruchy, które ta blokowała. – A skąd się wzięli ludzie?

– To jest bardzo dobre pytanie, słońce. – Uklękła przed córką i ponownie zapięła kurteczkę. Było zimno, a nie chciała żeby jej dziecko się przeziębiło. Nawet jeśli była mocno zahartowana. – Na samym początku była magia, jako czysta prawda. Z tej czystki wyłonił się świat, z którego potem uformowała się ziemia, niebo, góry, zamarznięte jeziora, równiny i jaskinie. Potem zapaliło się słońce i księżyc, dzięki czemu jest dzień i noc. Magia okazała się być dobroduszna, tworząc rośliny i zwierzęta. Czuła się jednak samotna i stworzyła bogów, którzy zostali wywyższeni i obdarowani jej cząstką. Dlatego też są bardzo, bardzo silni. Bogowie również chcieli się przyczynić do powstawania świata, dlatego stworzyli istoty ludzkie, które później, pod wpływem ewolucji, przystosowały się do otaczającego go świata i zmieniały swoje cechy wyglądu, umiejętności, tak powstały rasy. Takie jak nasza. Niektórzy też zostali obdarowani magią, tak jak ty...

– Mamo... ale mi chodziło o to skąd się biorą dzieci. 

Opowieści WigilijneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz