VII

64 4 1
                                    


Doszliśmy do przepełnioną bielą hali. Marmurowe zdobienia i figury wszystkich cherubinów, które na przestrzeni wieków stały się jedynie legendą. Niebo bardzo się zmieniło, odkąd ostatni raz tu byłem. Jest pusto, cicho... Całe to miejsce umarło.

Aziraphal nie wydawał się zaskoczony, widząc, jak martwy jest jego dom. Stanął na środku, zostawiając mnie nieco w tyle.

– Tutaj umarłem, pamiętasz? Trochę czasu zajęło mi przypomnienie sobie... co było moim celem.– Zaśmiał się smutno, rozwijając czarne i poniszczone skrzydła. – Straciłem wtedy łaskę, z którą na nowo się odrodziłem, z dnia na dzień coraz trudniej wychodziło mi ukrywanie tego wszystkiego przed tobą. Nie chciałem niszczyć naszego idealnego życia.– Zacisnął piąstki, a kilka łez zmoczyło mu policzki.

– Miałem dziwne sny... o tym miejscu.– Wtedy coś mnie uderzyło, faktycznie tutaj byłem... dlaczego wcześniej nie rozpoznałem tego miejsca.– Dlaczego wszystko wygląda inaczej? Ta hala... we wcześniej było tutaj...

– Pełno piekielnego ognia... tak, racja. Bóg zniszczył całe niebo w szale i odbudował je na nowo. Jedynym, który przeżył tą rzeź, był Gabriel. Zabronił mu, jednak mówić o tym wszystkim.

– Nie rozumiem, dlaczego ty o tym wiesz i co się dzieje tam na dole?

– Początkowo miała być to kolejna apokalipsa, teraz to tylko mord.– Mruknął obojętnie.

– Musimy to powstrzymać Aziraphalu!– Azi tylko mruknął w zrozumieniu, sprowadzając nas z powrotem na ziemię.

Pomijając już fakt, że wszystko płonęło żywym ogniem, roiło się tutaj od walczących ze sobą aniołami i diabłami. Pochłonięci walką, byli zbyt zajęci, aby nas dostrzec. Przemknęliśmy niezauważeni, docierając do belzebuba i Gabriela. Rozmawiali ze sobą, śmiejąc się w głos.

– Ładnie to tak przerywać komuś miesiąc miodowy apokalipsą? To gorsze niż nadgodziny w piekle.– Aziraphal łypnął na mnie wzrokiem, kiedy Gabriel patrzył na niego z niesmakiem wypisanym na twarzy.

– Dobry diabeł i zbrukany anioł, idealne połączenie.– Prychnął pod nosem.– Jaka niezwykła ironia, że wybraniec Boga został skażony.

– Już? Wygadałeś się? Widzę, że jak twój ojciec spuścił cię ze smyczy stałeś się bardzo wyszczekany.– Belzebub dusiła się ze śmiechu, kiedy Gabrysiowi ewidentnie do niego nie było.

– Odeślij ich Gabrielu. Walka jest bezsensowna.– Głos Aziraphala był w tej kwestii stanowczy.

– Ma sens, jeśli wygramy, będziemy mieli pełną władzę, a to dobrze prawda?– Gabriel był zarozumiały i pewny swojej wygranej.

– Albooo, jeśli wygra piekło, to my będziemy rządzić.– Wtrąciła belzebub. Została jednak przemilczana, więc wycofała się z rozmowy. Na szczęście, jednego pawia mniej.

– Doskonalę wiemy, że ludzie nie są dobrzy ani źli. Potrzebują dobrych uczynków, ale potrzebują również grzechu. Jak mają odróżnić dobro od zła, skoro go nie zaznali.

– Widzę, że nauki węża dużo ci dały.– Zakpił.

– Chcesz tylko władzy, dla władzy. Nie dbasz o ludzi ani o ziemię. Tylko czym chcesz rządzić, skoro wszystko niszczysz?– Kontynuował.

– Kim jesteś, żeby mówić mi co mam robić!? Pozbędę się tych szkodników, łącznie z tym gadem, który wszystko zniszczył!

– Nie dajesz mi wyboru Gabrielu.– Aziraphal podniósł miecz jednego z upadłych braci i zaszarżował na Gabriela. Próbował się bronić, ale z marnym skutkiem. Czas, jakby stanął w miejscu, Aziraphal przygwoździł Gabriela do ziemi i przyłożył mu miecz do gardła.

– Wiesz, że nie jesteś w stanie mnie w ten sposób zabić prawda?– Wysapał z głupim uśmieszkiem na twarzy.

– Wiem, ale odczuwasz ból, więc mogę torturować cię tak długo, tak jak ty zrobiłeś to ze mną, zanim spaliłeś mnie żywcem.– Kiedy to powiedział, poczułem zimny pot na plecach.

– Nie zbrukasz się krwią archanioła, nie odważysz się...– Prychnął, będąc mało przekonanym w to, co powiedział

– Spójrz na moje skrzydła i powiedz mi. Mam coś do stracenia?

Gabriel przełknął ślinę i z trudem rozkazał oddziałom aniołów, aby te wycofały się.

– Poszło szybciej, niż myślałem. Skoro apokalipsę mamy zażegnaną, może odwiedzimy sąsiadkę? Aziraphal?– Spojrzałem w jego kierunku, dziwiąc się czemu mi nie odpowiedział. – Aziraphal, to koniec. Puść go, wycofał ich.

– Dlaczego mam to zrobić? Zabił mnie i ciebie. Zasłużył na śmierć.– Przyłożył ostrze bliżej gardła Gabriela, który żałośnie patrzył mi w oczy.

– Azi dość, wróćmy do domu... Dostaliśmy drugą szansę, nie marnujmy jej na takiego śmiecia. Nie jest warty brudzenia sobie rąk. Szczególnie twoich.– Aziraphal nie odwrócił się do mnie, ale miecz w jego dłoni drżał.– Kochanie, wróćmy do domu, zrobię nam czekoladę Hm?

– W porządku.– Mruknął, wycierając łzy rękawem. Odrzucił miecz i wstał z ziemi, idąc do mnie.

– Widzisz kochanie? Wszystko jest dobrze. Ziemia trochę się spaliła, ale wszystko odrośnie. – Chwyciłem go pod ramie, lekko je, głaszcząc.

– Tak, trochę mogę im pomóc, to nic złeg... Crowley?

Przystanąłem, czując ostry ból w klatce, patrząc na wystające ostrze z mojego ciała, jakoś nie dokończą to do mnie chyba doszło. Krwawiłem, i to mocno. Moja ludzka powłoka umierała. Czy teraz wrócę do piekła? Czy moja dusza również została przebita anielskim mieczem. Chyba tak, bo nie czuje się za dobrze. Brakowało mi tchu, moja klatka prawie się nie unosiła. Słyszałem tylko krzyki, a obok mnie upadło drugie ciało. Ciemność powoli mnie ogarnęła. Zapomniałem jak to jest umierać. Nie chciałem znowu tego poczuć.

New beginning •Aziraphal x Crowley•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz