Maddy Grayson & Alea Orchid
Piątek wieczór. Czyż to nie idealna okazja, by pójść na skromną domówkę przed świętami? Maddy Grayson, najlepsza przyjaciółka Violet, właśnie tak myślała. Wiedziała, że ona nie zechce nigdzie wyjść, ale i tak zadzwoniła do niej z pytaniem. Jak przypuszczała, Viola odmówiła, tłumacząc się zmęczeniem i nawałem roboty. Maddy stwierdziła więc, że wybierze się sama. Ubrała na siebie czerwoną, skórzaną spódniczkę, zieloną, błyszczącą się lekko bluzkę i grube rajstopy, wyglądające na cienkie. Nie zwracała zbytniej uwagi na detale, gdyż nie miało tam być wielu jej znajomych. Zarzuciła na siebie ciemny płaszcz, wsiadła w taksówkę i pojechała na miejsce imprezy.
Alea Orchid myślała podobnie. Na tą domówkę poszła w zasadzie tylko dlatego, że nudziło jej się siedzenie samej w mieszkaniu. Jej brata, Maximiliana wywiało na spotkanie z jakąś dziewczyną, a James, jej drugi współlokator, miał studia zaoczne z mikrobiologii. W tygodniu pracował w laboratorium, a w weekend zamiast się wyspać, biegł na uczelnię. Nie rozumiała go często, jednak dobrze spędzało się z nim czas. Założyła więc na siebie szerokie, czarne spodnie i beżowy golf. Do tego buty na koturnie, lekki makijaż i była gotowa do wyjścia. Poszła na pieszo, gdyż miała dosyć blisko, a nie było aż tak zimno. Spacerek zajął jej kilkanaście minut, na szczęście nie zmarzła zbytnio.
W mieszkaniu gospodarza było już sporo osób, jednak Alea była w sam raz. Mało kogo tutaj znała, jednak jedna osoba szczególnie przykuła jej uwagę. Maddy Grayson, jej Maddy ... Znaczy, nigdy nie była jej, ale uwielbiała o niej myśleć, często nawet o niej śniła, choć nikomu o tym nie mówiła. Młodsza dziewczyna nawet nie wiedziała o jej istnieniu. Alea z reguły nie podchodziła do osób, które wcale jej nie znały, nawet z widzenia. Alkohol zrobił jednak swoje. Dostała nagłej odwagi i nie przemyślawszy zbyt tej decyzji, poszła na parkiet, gdy brunetka tańczyła sama. Wcześniej sporo osób się koło niej kręciło, więc nie chciała ryzykować. Orchid zaczęła się poruszać w rytm muzyki, podchodząc coraz bliżej Maddy. W końcu stanęła przy niej i zagadnęła:
— Co taka piękna dziewczyna robi sama na imprezie? — dziewczyna najwidoczniej nie dosłyszała jej pytania. Spojrzała na Aleę nie rozumiejąc o co jej chodzi. Ta powtórzyła pytanie mniej pewnie. — Co robisz tutaj sama, piękna?
— Nie miałam nikogo do towarzystwa — była mniej podpita, dlatego odpowiadała bardziej świadomie niż starsza. — Mogła bym w zasadzie spytać o to samo — uśmiechnęła się.
— Brat wyszedł na randkę, a kolega jest na wykładach. Nie miałam z kim, tak jak ty — rozszerzyła usta w pijackim uśmiechu. — Alea Orchid — wyciągnęła do niej rękę, którą druga ścisnęła.
— Maddy Grayson, miło mi.
Złapała szatynkę za ramię i poszły w bardziej ustronne miejsce, by w ciszy porozmawiać. Orchid ciągle uśmiechała się rozmarzona.
— Chyba sporo wypiłaś, co? Nie chcesz teraz wody? — spytała widząc, jak starsza sięgała po piwo.
— Ależ ja jestem całkowicie trzeźwa — zaśmiała się. — No ale mam do ciebie sprawę, więc mnie słuchaj — udało jej się otworzyć butelkę, którą opróżniła do połowy. — Słuchaj no. Jesteś cholernie ładna. Ale tak ładna, że aż świecisz własnym światłem jak księżyc. Taki piękny księżyc. Ty nawet świecisz jaśniej niż księżyc! No i dlatego się w tobie zakochałam na śmierć — po pijackim wywodzie, nagle spoważniała. — Wiem, że to głupio brzmi... No ale taka prawda. I, i rozumiem, że mnie nie znasz... No ale cię kocham — przysunęła się do niej by przytulić ją mocno, jednak Maddy, mimo małego uśmiechu, odsunęła się.
— Okej, Alea. Przepraszam, że to powiem, ale taka jest prawda. Nie znam cię ani trochę, a ty jesteś totalnie schlana. Nie mam pewności, że mówisz szczerze, więc niezbyt ci wierzę — westchnęła i poprowadziła dziewczynę w stronę wyjścia. — Pojedziemy do mnie i prześpisz się tam, dobrze? Nie zapamiętasz pewnie nic z tej nocy, więc chyba ci to wstydu oszczędzi.
Czarnowłosa spojrzała na nią zdumiona. Kompletnie nie takiej reakcji się spodziewała. Ba! Nie sądziła, że Maddy odbierze to jako żart. Zrobiło jej się przykro, ale pokiwała smętnie głową i zabrała swoje rzeczy, już żałując, że cokolwiek powiedziała. Młodsza zamówiła taksówkę i obie pojechały do jej mieszkania. Brunetka bawiła się rąbkiem płaszcza, powstrzymując łzy, czuła się coraz gorzej, nie tylko z powodu wypitego alkoholu. To serce ją bolało, nigdy wcześniej nie została odrzucona przez osobę, którą szczerze kochała. Po kilku minutach znalazły się pod kamienicą.
— Alea, wysiadamy, chodź — brązowowłosa wystawiła do niej rękę.
— Nie... Nie trzeba. Pojadę do siebie — powiedziała pod nosem. — Dobranoc — ledwo uniosła głowę, by spojrzeć w oczy Maddy. Ta westchnęła i pokiwała głową w zrozumieniu.
— Dobranoc Aleo — odpowiedziała równie cicho i poszła do mieszkania.
Szatynka poprosiła kierowcę by zawiózł ją pod rodzinny dom jej przyjaciółki – Zoe. Wiedziała, że ona nigdy jej nie zawiodła, a i tak przecież mieszkała z rodzicami. Gdy wysiadła z taksówki, pozwoliła sobie na łzy. Leciały jej ciurkiem po policzkach, gdy pukała do drzwi. Okryła się cieplej płaszczem. Przez kilka minut nikt nie otwierał, dlatego zadzwoniła do Zoe. Sporo się na dzwoniła, nim zrozumiała, że nie obudzi przyjaciółki. W głowie włączył się jej tryb: "A co jeśli ktoś mnie zaraz porwie?". Takie i innego typu myśli krążyły jej po umyśle, dlatego czym prędzej wybrała numer brata. Miała nadzieję, że chociaż on odbierze.
— Max? — próbowała powstrzymać drżenie głosu.
— Alea — rozbudził się, gdyż była trzecia w nocy. —Co się stało chmurko? Mam przyjechać cię odebrać z tej imprezy? — usłyszał jej szloch, więc szybko wstał z łóżka i w pośpiechu założył ubrania. — Czemu płaczesz? Która zdzira cię zraniła? Powiedz gdzie jesteś, to po ciebie przyjadę.
— Jestem pod domem Zoe, ale nie odbiera — powiedziała płaczliwie. — Opowiem ci jak przyjedziesz... N–nie umiem — otarła łzy z policzków i usiadła na schodach przed domem przyjaciółki.
Po chwili bliźniacy się rozłączyli, a Maximilian wsiadł do auta i łamiąc połowę przepisów drogowych pojechał po siostrę. W drodze powrotnej do mieszkania, za wszelką cenę próbował ją uspokoić. Po cichu weszli do środka i przy małej lampce usiedli w salonie z kubkami herbaty. Alea starała się wytłumaczyć bratu, dlaczego tak płakała. Szło jej to niezwykle słabo, jednak się nie poddawała. Akurat gdy wypiła gorący napój, skończyła opowiadać co się stało. On bez słowa wziął ją na kolana, przytulił mocno i powiedział by wytłumaczyła to na trzeźwo z Maddy.
— Jeśli cię znowu zrani, to ja z nią porozmawiam.
— Ale nie złamiesz zakazu mamy? — spytała, tuląc się do niego jak koala.
— Nie chmurko, nie uderzę kobiety. A teraz przebieraj się i do spania — z ich dwójki, to on był bardziej odpowiedzialny, nawet za własną bliźniaczkę. Szczególnie za nią.
— Jesteś najlepszym bratem, wiesz, Max? Ta dziewczyna jest szczęściarą. Największą na świecie. Kocham cię i dziękuję — szepnęła w jego koszulkę.
— Nie dziękuj. No i ja ciebie też, żeby nie było — cmoknął ją w czoło. — Dobranoc — powiedział, gdy zeszła z jego kolan, by pójść do pokoju.
Przygotował dla niej szklankę z wodą i tabletkę, oraz miskę w razie wypadku z wymiotami i postawił wszystko w bezpiecznym miejscu w jej sypialni. Przebrał się i zasnął, wciąż lekko martwiąc się o siostrę. A już następnego poranka miało być tak cudownie.
CZYTASZ
Świąteczne zawieruszenie
Teen FictionKilka krótkich opowiadań o świątecznej miłości kilku par. Zapraszam każdego w magiczną, świąteczną podróż. Występować mogą związki LGBT, przekleństwa i używki. Jeśli nie lubisz - nie czytaj Okładka wykonana przeze mnie