Świąteczny jarmark

13 4 0
                                    

James Grayson & Olivier Helling

(...) Do domów skierowali się dopiero przed dwudziestą drugą, tak szybko minął im razem czas.

Nie minęły dwa dni, a Olivier zadzwonił do Jamesa cały w skowronkach. Dostał oficjalne zaproszenie na wigilię u sióstr Sweetmeat i zamierzał pójść tam z Graysonem. Prezent dla niego jak i organizatorek wydarzenia już miał kupiony. Wystarczyła jeszcze tylko jego zgoda. Po paru sygnałach odebrał zaspany.

— Halo? Kto zdzwoni? — ziewnął brązowowłosy.

— Jamees — przeciągnął jego imię. — To ja, Olivier. Co ty, jeszcze śpisz?

— Tak, wyobraź sobie, że w środę o godzinie..ósmej dwadzieścia trzy jeszcze śpię. Mnie tak nie katują jak ciebie — przetarł twarz i wygrzebał się z łóżka.

— No to trudno, trudno. Słuchaj. Zostałem zaproszony do Lizzie na wigilię. Pójdziesz ze mną?

— Jasne, że pójdę, ale czy musiałeś dzwonić o tak morderczej godzinie?

— Dla mnie to normalna pora — zaśmiał się cicho. — Przynieść ci kawę do laboratorium?

— Byłbym wdzięczny — uśmiechnął się błogo. — A teraz muszę się zbierać, do zobaczenia?

— Tak, do zobaczenia — rozłączył się po chwili i poszedł w kierunku kawiarni.

James ubrał się w ciemne spodnie i koszulę, a na to sweter, by mu zimno nie było. Zjadł szybkie śniadanie i popędził na metro. Tuż przed dziewiątą był pod białym budynkiem, gdzie już czekał na niego Olivier z dwiema kawami i ciastkiem czekoladowym. Przytulili się na powitanie.

— Czeeść ty śpiochu — roztrzepał jego brązowe włosy. — Kupiłem ci też ciastko — podał mu papierowy kubek i zawinięty, jeszcze ciepły przysmak.

— Dzięki wielkie — uśmiechnął się szeroko i napił się trochę kawy. — Przeleje ci, dobra? Nie mam przy sobie gotówki.

— Nie trzeba, spokojnie. Pójdziesz na tą wigilię, tak? — dopytał jeszcze.

— Tak, na pewno pójdę. Wiesz kto tam będzie?

— Jeszcze nie, ale podeślę ci listę, jak dziewczyny będą wiedziały.

— Jeszcze raz wielkie dzięki. O której kończysz dzisiaj zdjęcia? Przyjadę do ciebie.

— Koło drugiej, skończysz do tego czasu?

— Tak, dzisiaj się uda. Zabieram cię gdzieś, okay?

— Już czekam — zaśmiał się i znów go przytulił. — Miłego dnia.

— Tobie też — wbiegł po schodkach do budynku.

Następne kilka godzin spędził w laboratorium. Na szczęście udało mu się wyjść o czternastej, jak obiecał. Zebrał swoje rzeczy i pojechał do chłopaka. Na miejscu zjawił się akurat, gdy Olivier pożegnał się z menadżerką. James cmoknął blondyna na powitanie i pieszo skierowali się na rynek, gdzie od tygodnia trwał jarmark świąteczny. Miasto było pięknie przystrojone na święta, tu lampki, tu sztuczne lub żywe choinki. W powietrzu już było czuć święta. W centrum miasta nie było tak dużo osób, prawdopodobnie ze względu, że to środek tygodnia, w godzinie obiadowej. Podeszli do pierwszego stoiska, przy którym sprzedawano lokalne sery i miód. Olivier, który był wielkim smakoszem od razu kupił słoiczek miodu i kawałek sera. Spróbował wyrobu mlecznego i od razu uśmiechnął się błogo.

— Przepyszne — powiedział, sylabizując wyraz. — Chcesz spróbować?

— Niee, dzięki. Więcej dla ciebie — uśmiechnął się lekko. — Chodźmy dalej.

— Pojedziemy na koło młyńskie?

— Pojedziemy, jasne — roztrzepał mu ręką włosy. Zaśmiali się oboje. — Chcesz coś zjeść? Frytki chociażby? Albo może gorąca czekolada?

— Oo, tak, chętnie. Dawno nie piłem.

Podeszli do stoiska z napojami. Olivier zamówił z bitą śmietaną oraz malinami, była to jego ulubiona. James wziął sobie gorzką z chili, mając nadzieję, że nie będzie za ostra. Odebrali swoje ciepłe picie i usiedli na ławeczce.

— Ten dzień zapisze się jako najlepsze dwadzieścia cztery godziny grudnia. Mówię poważnie. Jest super — Helling upił trochę czekolady, przez co bita śmietana została mu nad ustami.

— Masz śmietanę nad ustami — parsknął krótko.

— To mi wytrzyj, nie mam chusteczek — zrobił dziubek z ust.

— Tak ci tego nie wytrę — znów się zaśmiał.

— Trudnoo, czekam — blondyn przymknął swoje szare tęczówki.

— Wykorzystujesz sytuację Oli — złapał zimnymi dłońmi jego twarz i przysunął się do niego.

— Ja tak lubię, przecież wiesz — mruknął cicho.

James wpierw zlizał krótko bitą śmietanę, a później pocałował chłopaka w usta, z początku delikatnie. Gdy ten odwzajemnił pocałunek, uśmiechnął się lekko. Trwali tak złączeni chwilę, aż w końcu się od siebie odsunęli. Blondyn uśmiechnął się do siebie zadowolony. Zaraz jednak wykrzywił twarz.

— Smakujesz chili — powiedział kwaśno.

— Hej, chili jest dobre, więc nie marudź.

— Nie kłóć się — zaśmiał się cicho i znów napił się czekolady. — Chodźmy już na to koło...

— Wpierw wypij, później pójdziemy.

— Dobrze, dobrze — wymamrotał.

Już po chwili oboje skończyli swoje napoje. Wyrzucili kubeczki i skierowali się do kolejki, która ciągnęła się chyba w nieskończoność.

— Mogliśmy wcześniej podejść do kolejki — naburmuszył się teatralnie blondyn.

— Och już nie przesadzaj tak Oli, szybko zleci — Grayson cmoknął go w policzek, na co ten się rozpromienił.

— Niech będzie. A tak w ogóle, to wigilia będzie o czwartej po południu, mówiłem już?

— Jeszcze nie, ale dzięki, że mówisz — wyjął telefon i zapisał sobie jak zwykle. — A kto będzie?

— No oczywiście siostry Sweetmeat, rodzeństwo Orchid, Maddy, jakiś jeszcze chłopak, nie znam go, no i my — wyliczył na palcach.

— To trochę sporo, nie? I tyle ludzi, których nie znam.

— Przecież będę z tobą, nie martw się. Nie będzie żadnej ciotki, która będzie pytała czy masz już dziewczynę. W twoim wypadku chłopaka — zaśmiał się cicho.

— Na te święta będę miał. No chyba, że się nie zgodzisz — powiedział po chwili, odwracając wzrok.

— Co? — spytał zbity z tropu Olivier.

— Chcesz być na nowo moim chłopakiem? — James wrócił do niego wzrokiem i spojrzał mu w oczy.

— Pytasz poważnie? — chciał się upewnić.

— Nie było pytania — pokręcił przecząco głową, tracąc nadzieję.

— Nie kręć tyle nią, bo ci odpadnie — złapał jego czuprynę. — Nie byłem pewien, czy mówisz na serio, dlatego zapytałem. Ale odpowiedź brzmi tak! Jasne, że chcę być twoim chłopakiem — odwzajemnił spojrzenie i uśmiechnął się szeroko.

— To zdecydowanie i mój ulubiony dzień grudnia — Grayson pocałował namiętnie blondyna w usta, uśmiechając się jednocześnie.

Kolejka się trochę przesunęła, a kilka osób ich wyminęło, ale nie to się liczyło. W końcu się od siebie odsunęli z wypiekami na twarzach. Prędko wrócili na swoje miejsce z uśmiechami na ustach. Po kilku minutach wreszcie wsiedli do wagonika,którym pojechali w górę. Porobili sobie kilka zdjęć. Głównie to Olivier robił fotki, ale brązowowłosy też się załapał. Zrobili trzy kółka, aż w końcu musieli wysiąść. Spędzili jeszcze trochę czasu na jarmarku, jedząc świąteczne przysmaki i oglądając różnego rodzaju ozdoby oraz pamiątki. Do domów poszli dopiero wczesnym wieczorem, a i tak do późna jeszcze pisali ze sobą.

Świąteczne zawieruszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz