Herbata na złamane serce

16 4 0
                                    

Viola Sweetmeat & Maximilian Orchid

(...)Oboje wyjeżdżali z parkingu z uśmiechami, marząc żeby nie było to ich ostatnie spotkanie.

Długo na kolejną rozmowę czekać nie musieli. Nie minęło kilka dni, a w środę, gdy Maximilian wracał z uczelni, wpadł na zapłakaną Violę. Jej orzechowe włosy schowane były pod żółtą czapką, miodowa kurtka była rozpięta, a zielony szalik przewiesiła sobie przez ramię. Mamrotała przeprosiny, podając mu jego teczkę, wcale nie patrząc na jego twarz. Już miała się oddalić, gdy Orchid złapał ją za ramię, na tyle mocno, by mu się nie wyrwała, wciąż jednak lekko, by nic jej nie zrobić.

— Viola. Viola co się stało? Kto ci to zrobił? Przez kogo płaczesz?

— Max, o boże, przepraszam. Nie widziałam, że to ty — wytarła zziębniętymi palcami twarz, za wszelką cenę chcąc ukryć płacz. — Nic mi nie jest...

— Halo, jak nic ci nie jest? Przecież widzę, że coś jest na rzeczy, chodź — rozluźnił uścisk. — Właśnie szedłem na obiad, pójdziesz ze mną i zjesz coś ciepłego. Zamarzniesz tu zaraz — przełożył rękę na jej plecy i skierował się z nią do małej restauracji.

Mimo cichego protestu ze strony Violi, po chwili byli na miejscu. Poszli do oddalonego stolika. Chłopak wziął od niej płaszcz i odsunął dla niej krzesło. Przyniósł także karty dań i usiadł naprzeciwko. Podał paczkę chusteczek i spojrzał na nią łagodnie.

— Już lepiej się czujesz? Cieplej ci? — dziewczyna pokiwała głową. — A chcesz powiedzieć co się stało? Czy nie teraz?

— Za chwilę — powiedziała po zastanowieniu. — Zamów sobie coś do jedzenia wpierw.

— Ja już wiem, co zjem. A ty co weźmiesz? Mają tu bardzo dobre pierogi.

— Ja nic nie chcę... Nie jestem głodna — powiedziała cicho, spuszczając wzrok.

— A o której jadłaś, że niby taka najedzona jesteś, hm? — uniósł podejrzliwie brew.

— No... Zjadłam śniadanie rano — zaczęła bawić się palcami.

— Mamy piętnastą, czemu nie zjadłaś wcześniej? — zaczął się martwić.

— Miałam zajęcia z dzieciakami w galerii... Nie było jakoś czasu.

— To tym bardziej jesz ciepłe pierogi, mogą być ruskie? — zapytał stanowczo. Dziewczyna niechętnie pokiwała głową. Max wstał i poszedł zamówić obiad dla nich. Wrócił po chwili z dzbankiem herbaty i dwoma filiżankami. — No dobrze. Teraz jesteś gotowa? — nalał jej ciepłej cieczy.

— No... Trochę tak — upiła łyk, parząc przy okazji język, przez co syknęła. — Zacznijmy od początku, czyli od tego, że jeszcze dzisiaj miałam chłopaka. Okropny był z niego facet, ale zakochałam się w nim — powiedziała zawstydzona swoją głupotą. — No i mimo, że nigdy nie dostałam od niego nawet głupiego kwiatka na urodziny, to potrafił być miły. Ale ostatnio coś się popsuło i wcale nie odbierał ode mnie. Odczytywał wszystkie wiadomości i nie odpisywał na nie. Myślałam, że to ja coś zrobiłam — warga jej drżała, jakby miała się na nowo rozpłakać. — No i w końcu dowiedziałam się, o której kończy dzisiaj zajęcia i poszłam do niego na nogach, bo moje auto jest u mechanika. I chciałam to wszystko wyjaśnić. — łzy zaczęły jej lecieć po policzkach, jednak ona je szybko zbierała. — A on wychodził z uczelni z dziewczyną, na której imprezę miałam pójść w piątek. I on obejmował ją w tali, czego ze mną nigdy nie robił, bo mówił, że nie ma jak położyć ręki na moim biodrze, bo jestem za gruba. Już wtedy wiedziałam, że coś jest na rzeczy, ale chciałam to wytłumaczyć jeszcze. Podeszłam do nich i spytałam się Jasona, czemu ignoruje mnie ostatnio. A on mi powiedział, że od miesiąca jest z Celestine i zapomniał ze mną zerwać — wyszlochała, wydmuchując nos. — On, ta blondyna i jego koledzy zaczęli się ze mnie śmiać, no więc pobiegłam stamtąd. Wpadłam na ciebie no i dalej to wiesz — zakończyła swoją historię, akurat gdy przynieśli ich zamówienie. Pociągnęła nosem i starała się uspokoić oddech.

Świąteczne zawieruszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz