Kwiaty pod drzwiami

12 3 0
                                    

Maddy Grayson & Alea Orchid

(...) A już następnego poranka miało być tak cudownie.

Następny poranek Maddy rzeczywiście był całkiem dobry. Pierwszy sukces – nie wstała o trzynastej, jak zwykle się jej zdarzało. Kolejny sukces – nie wymiotowała od razu po obudzeniu. No i najważniejszy – nie spóźniła się na kawę z bratem, Jamesem. Była dokładnie pięć minut przed umówioną godziną. Była dumna z siebie, a jeszcze dumniejsza z brata, który wreszcie odważył się zagadać do swojego byłego. Ona poradziła mu kilka rzeczy na jego następną randkę, a James podsunął jej pomysły jak przeprosić Aleę. Po wyjściu z kawiarni miła już listę rzeczy, które powinna zrobić. Wpierw, dowiedzieć się, gdzie mieszka Orchid. Do tego potrzebowała swojej niezastąpionej przyjaciółki — Violi. Zadzwoniła do niej prędko, a ta odebrała po chwili.

— Viola, Viola, Viola. Jest bardzo ważna sprawa. Kojarzysz kogoś o nazwisku Orchid? Proszę, powiedz, że tak — zapytała na wstępie.

— No, tak, znam — powiedziała po chwili. — Max Orchid, ten z galerii.

— O boże, jeszcze tylko powiedz, że ma siostrę i jestem w niebie.

— Tak, ma. Ale nie rozumiem po co ci ta wiedza.

— Prawdopodobnie wczoraj na imprezie odrzuciłam jego siostrę.

— Maddy! — wykrzyknęła Viola. — Co żeś zrobiła? Jedyna impreza w grudniu na którą nie poszłam z tobą, a ty coś takiego odwalasz.

— To nie pierwsza, na którą nie poszłaś.

— Nie zmieniaj tematu. Powiedz mi, co ci mówiłam od zawsze. No słucham — ponagliła przyjaciółkę.

— Że mam nie decydować po pijaku. I rozmawiać z nieznajomymi.

— Jednak coś pamiętasz, gratulacje.

— To ona do mnie podeszła, więc mam wytłumaczenie — na kilka chwil zapadła cisza. — Viola, jaka ja jestem głupia! Przecież mój brat mieszka z nią — wykrzyknęła do aparatu.

— Ale że James mieszka z Maxem i Aleą? — spytała niedowierzająco. — W takim razie wszystko już załatwione. Masz wszystko jak na tacy. Co zamierzasz zrobić?

— Wraz z Jamesem wymyśliliśmy, że wyślę jej kwiatki. Albo bukiet z słodyczy, rozumiesz?

Sweetmeat przypomniał się poprzedni wieczór, kiedy dostała pudełko słodyczy od Maxa. Uśmiechnęła się sama do siebie. Przyjaciółki ustalały wszystko kilka minut, aż wszystko ustaliły. Viola zadzwoniła do niebieskookiego, by ustalić, o której godzinie Alea na pewno będzie w mieszkaniu. Z ekscytacji sprzedała mu pomysł przyjaciółki, jednak Max obiecał, że nie piśnie ani słówka.

Dzień Alei nie zaczął się tak słodko, jak Grayson. Czuła się okropnie i fizycznie, i psychicznie. Smętnie podniosła się z łóżka i z niedowierzaniem stwierdziła, że już prawie południe. Ogarnęła swoje włosy i ubrała dresy. Poczłapała do kuchni, by zrobić sobie kawę, a tam zastała swojego brata.

— Dzień dobry — mruknęła przecierając oczy. Włączyła ekspres i podstawiła największy kubek.

— Dobry, dobry. Jak się czujesz? Już lepiej wyglądasz ci powiem.

— Ale czuję się tak samo — zanurzyła usta w gorącej kawie oraz usiadła przy wyspie kuchennej.

— Co zrobić ci do jedzenia? Chyba, że chcesz już zupę. Jest dopiero z środy, więc powinna być dobra — zaśmiał się cicho.

— Nie chcę nic jeść — oznajmiła prawie grobowo. — Nie mam na nic siły. Tylko ta kawa mnie pociesza.

— No ej, chmurko. Chociaż trochę tej zupy ci zagotuję. A jak teraz nie zjesz, to zadzwonię do mamy i powiem, że bardzo chcesz te jej pierogi z mięsem.

Świąteczne zawieruszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz