Zepsuta winda

47 6 2
                                    

Violet Sweetmeat & Maximilian Orchid

Kolejki w sklepach i korki na drogach w grudniu to norma. Zwłaszcza gdy do świąt zostało mniej niż dwa tygodnie, a dwudziestoletnia Viola Sweetmeat nie miała prezentów dla nikogo z rodziny. Wcześniej miała wystarczająco czasu by to zrobić, ale chęci by iść na zakupy już nie. Dlatego teraz stała w korku do największego centrum handlowego w jej mieście. Po prawie piętnastu minutach weszła do sklepu, w którym oczekiwała że kupi wszystko. W ręce miała kartkę z imionami. W głowie już każdemu przypisała konkretny upominek.

— Dla mamy nowe słuchawki i zestaw ulubionych kosmetyków. Dla Lizzy aparat i nowa torba na książki. Maddy dostanie winyle Taylor Swift i nowy szkicownik z ołówkami. A dla Jasona... — przy imieniu swojego chłopaka zastanowiła się dłużej.

Nie dostawała od niego ostatnio żadnych wiadomości, o odbieraniu telefonów już nie wspominając. Nigdy też nie otrzymała upominku od chłopaka, mimo że spotykali się już pół roku, a jej urodziny były niedawno. Na razie skreśliła jego imię z listy i ruszyła na poszukiwania prezentów dla rodziny. Niestety poszukiwania nie skończyły się na jednym sklepie. Z dwoma torbami w rękach skierowała się na wyższe piętro. Nie miała ani wózka, do którego mogłaby włożyć bagaże, ani też osoby z którą mogłaby ponieść zakupy. Do windy za nic na świecie by nie wsiadła, po prostu się ich bała.

Po dwóch godzinach chodzenia po galerii wszystko ją bolało. Obładowana była torbami, nie widziała prawie już stóp. Usłyszała już chyba wszystkie świąteczne piosenki, widziała już każdy wzór swetra świątecznego, a i tak nie miała wszystkiego co chciała. Najbliższej rodzinie już kupiła podarunki, zostali tylko znajomi z pracy.

— No tak! Jeszcze przedświąteczna impreza u Celestine. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam! — wykrzyknęła, jednak nie na tyle, by ktoś zwrócił na nią uwagę.

Z niechęcią ruszyła do kolejnego sklepu z ubraniami, by kupić sukienkę na wydarzenie. Długo przymierzała kolejne ubrania, by ostatecznie wyjść bez niczego. Wyczerpana już na maksa, chcąc nie chcąc musiała wsiąść w windę, by zjechać na parking podziemny. Prawie się ucieszyła, gdy ktoś wsiadł do windy, czuła się bezpieczniej. Przyjrzała się uważnie chłopakowi. Miał na oko ponad dwadzieścia lat, włosy ułożone w malutkie loczki i intensywnie niebieskie oczy. Przyznała otwarcie przed sobą, że wyglądał przystojnie. Nie miała o tym pojęcia, ale mężczyzna też ją obserwował. Delikatnie opuścił czarne okulary, które często miał na nosie i spojrzał na jej torby z zakupami.

— Zakupy na ostatnią chwilę? — zagadnął z uniesionym kącikiem ust.

— Taak — westchnęła cicho. — Wcześniej albo nie ma się czasu, albo chęci — odwzajemniła uśmiech.

Nikt więcej się do nich nie dosiadł, więc Viola puściła siatki na ziemię, by jej ręce na chwilę odpoczęły. Niespodziewanie, między pierwszym piętrem, a parterem winda gwałtownie się zatrzymała i zgasło światło. Dziewczyna pisnęła głośno i od razu zakryła usta z przerażenia. Między innymi dlatego bała się tych metalowych puszek, mogły w każdej chwili spaść w dół. Powoli usiadła na podłodze, dalej przyciskając rękę do buzi. Chłopak w tym czasie włączył latarkę i spojrzał na nią zaniepokojony.

— Hej, wszystko dobrze? Boli cię coś?

— N–nie... — wymamrotała.

— Pomóc ci wstać? — Viola pokręciła głową. — Boisz się — zrozumiał po chwili Maximilian. — Sądzę, że przez tą śnieżycę, o której mówili w wiadomościach zabrakło prądu. No nic, trochę tu posiedzimy — westchnął do siebie. — To w takim razie poznamy się trochę, pasuje?

Dziewczyna zgodziła się i odsłoniła usta. Wyjęła z torebki wodę i napiła się jej trochę. Włączyła także latarkę w telefonie, przez co dobrze widzieli swoje twarze. Chłopak uśmiechnął się do niej przyjaźnie i zdjął okulary z nosa. Założył je na głowie i usiadł niedaleko Sweetmeat.

— Jestem Max — wyciągnął do niej rękę, którą ona ścisnęła. — Mam dwadzieścia dwa lata. Studiuję prawo na trzecim roku. O i mam siostrę — uśmiechnął się po raz ponowny. — Teraz ty.

Dziewczyna wzięła większy wdech i zaczęła mówić. Na początku była skrępowana, ale przeszło jej.

— Jestem Violet, ale wolę Viola, niedawno skończyłam dwadzieścia lat. Też mam siostrę i chciałabym studiować reżyserię. No i jak pewnie zauważyłeś, boję się wind — dodała trochę ciszej.

— Nie ma się czego wstydzić. Ja za to boję się włażenia po drzewach i ogólnie wysokości. Każdy się czegoś boi.

Po kilku minutach pogawędki, na twarzy Violi zagościł szczery uśmiech. Nie dowiedziała się sporo o Maximilianie, ale ta rozmowa poprawiła jej humor.

— Gdzie spędzasz wigilię? — spytała zaciekawiona, gdy zaczynało brakować im tematów do dalszej konwersacji.

— Nie wiem dokładnie. Na pewno zostaję w mieście z Aleą. To moja siostra — uzupełnił po chwili.

— Macie bardzo ładne imiona. Chciałabym mieć takie... — rozmarzyła się z uśmiechem.

— Przecież sama masz bardzo ładne imię — zmarszczył do siebie brwi.

— No ale moje jest od koloru, a wasze są takie...oryginalne i magiczne — pokiwała głową.

— Oh już tak nie filozofuj.

Parsknął cichym śmiechem. Po chwili oboje się śmiali, nie wiedząc nawet z czego. Strach Violet już przeminął, ale pojawił się na nowo, gdy w windzie włączyły się światła. Stało się to tak nagle, że wzdrygnęła się aż.

— Nareszcie wrócił prąd — westchnęła z ulgą.

— Bo zaraz pomyślę, że na nic mówiłem przez dwie godziny — zażartował pod nosem.

— Nie to miałam na myśli — zaśmiała się cicho.

— Okej, okej, spokojnie. Pomóc ci z tymi torbami?

Winda właśnie zjechała na parking, więc dziewczyna kiwnęła głową.

— Jakbyś mógł. Tyle tego — złapała się za głowę i pochwyciła kilka siatek.

Chłopak zabrał resztę i razem skierowali się do auta Violi. Był to stara, czerwona honda, jeszcze po ojcu dziewczyny, który już niestety nie żył. Lizzie, jej siostra, uwielbiała spędzać czas z tatą i to dla niej początkowo miał być samochód. Jednak teraz zbyt przypominał jej o ojcu, więc dostała go Violet. Wpakowali zakupy do bagażnika i zapadła niezręczna cisza.

— No... To ten. Dziękuję za tą całą rozmowę, zupełnie zapomniałam o strachu. Dziękuję — powiedziała nieskładnie i wyjęła telefon. — Może dam ci swój numer i wtedy będę mogła się jakoś odwdzięczyć.

— Nie musisz dziękować. No i jasne, nawet nie będziesz musiała się odwdzięczać.

Zapisał jej numer w kontaktach i pożegnali się krótkim uściskiem. Rozeszli się w swoje strony. Violet wsiadła do auta, a Maximilian skierował się do swojego. Oboje wyjeżdżali z parkingu z uśmiechami, marząc żeby nie było to ich ostatnie spotkanie.

Świąteczne zawieruszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz