Rozdział XXX

655 20 0
                                    

Steven


- Pamiętasz, jak przyprowadziłem cię tu po raz pierwszy?

Twarz Hayley jaśniała w świetle księżyca, tak jak wtedy, gdy pierwszy raz stanęła przy brzegu mojego, teraz już naszego jeziora.

- O, tak. Nigdy tego nie zapomnę.- odparła z zadumą.- Chociaż gdy teraz nad tym myślę, to nieźle odgrywałeś wtedy rolę tajemniczego, szarmanckiego gościa. Dałam się nabrać.

- Uważasz, że nie jestem szarmancki ani tajemniczy?- prychnąłem, ale ona tylko się roześmiała.

- Chodzi mi o to, że to nie brzmi najlepiej. Dziewczyna sam na sam z niemal obcym facetem nad jeziorem w środku lasu, w dodatku późnym wieczorem? Sam przyznaj.

Oparłem się o drzewo z założonymi rękami i uśmiechnąłem się ironicznie.

- Miałaś w takim razie dużo szczęścia, panienko Moore.

Hayley przewróciła oczami i dała mi kuksańca w brzuch, którego prawie nie poczułem. Otoczyłem ją ramieniem, odcinając jej drogę ucieczki.

- Pamiętam też, jak przyszliśmy tu po raz drugi.- kontynuowałem.- Wtedy było zdecydowanie mniej przyjemnie.

- Dziwisz się?- Teraz to ona prychnęła.

- Szkoda, że nie widziałaś swojej miny. Wyglądałaś co najmniej tak, jakbyś zobaczyła ducha.

- Ducha przestraszyłabym się mniej, niż wilka, który jest ode mnie z dziesięć razy większy i szczerzy nade mną kły.

- Ale teraz już się nie boisz, prawda?

Hayley dała mi kolejnego kuksańca, chcąc wyswobodzić się z moich objęć, ale nie dałem jej na to najmniejszej szansy.

- To raczej ty powinieneś się obawiać. Gdzie ja, tam kłopoty.- powiedziała z przekąsem.

- W takim razie świetnie się dobraliśmy.- mruknąłem i zanim zdążyła znaleźć odpowiedź, pocałowałem ją czule. Po raz kolejny towarzyszyły mi znajome, miłe dreszcze. Cholera, nic nie mogłem na to poradzić. Nigdy nie będę miał jej dość. Teraz, kiedy już jest tylko moja, tym bardziej.

- Wiesz co, Lee...?- szepnąłem jej do ucha.- Pierwszy raz w życiu jestem tak bardzo szczęśliwy.

- Ja też. Ale zastanawiam się...

- Hm?

Jej oczy zaświeciły blaskiem gwiazd, które były tak daleko stąd. I ona, choć wciąż była tutaj, w moich ramionach, teraz odleciała gdzieś, gdzie nie mogłem jej dogonić.

- Myślę nad tym, jak długo potrwa ten spokój. Teraz działo się tak dużo i z pewnością oboje marzymy o tym, żeby odetchnąć i niczym się nie martwić.

Westchnąłem ciężko i rozluźniłem uścisk.

- Niestety nie mogę obiecać ci tego, że nasze życie będzie spokojne. Jesteśmy Alfą i Luną watahy Czarnego Księżyca. Co jakiś czas będziemy musieli zmagać się z trudnościami i łączyć siły, by pokonać wrogów. Ale jeśli zechcesz być w tym ze mną, przyrzekam ci, że będziemy w pełni korzystać z wszystkich wolnych chwil. I przyrzekam, że obronię cię przed każdym złem, choćby za cenę własnego życia.

- Jesteś głupkiem, Stevenie West.- usłyszałem.- Oczywiście, że będę z tobą. Zresztą, nie mam już chyba innego wyjścia i to wcale nie przez więź mate. Po prostu cię kocham.

Uśmiechnąłem się z przekąsem i nim się obejrzała, chwyciłem ją w pół i pomknąłem w stronę jeziora.

- Puść mnie, wariacie!- wrzeszczała.- Ja nie umiem pływać!

Księżycowa Dama 🌒🌗🌒 || Część 1 || ZAKOŃCZONA ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz