Szarpie mnie otwierając letniaka i wpycha do środka, po chwili łapie za przedramię i pociąga do pierwszego pomieszczenia na prawo. Siłą odrzutu popycha puszczając rękę, aż ląduję na łóżku.
Podejmuję jeszcze dwie próby nawiązania z nim kontaktu, przemówienia do rozsądku, ale gdy przystawia mi lufę do skroni drżąc na całym ciele, zaczynam rozumieć, że jest już na głodzie. Jedyne co, mogę stulić dziób. Jest skłonny mnie nawet zabić w tej chwili. Mijają minuty, a ja mam wrażenie, jakby cała wieczność przemijała.
Słysząc warkot motoru, nawet nie odwracam głowy, by spojrzeć w okno w obawie, że mu się kolba przekręci i strzeli do mnie zanim pomyśli. Lecz, gdy ktoś wchodzi do letniaka, zaczynam drżeć przed tym, co niewiadome, a co nadchodzi.
A jest nim... nie wiem kto. Pierwszy raz człowieka na oczy widzę. Masywny mężczyzna, świńskie blond włosy, pomidorowaty nos i uśmiech cwaniaczka.
– Gdzie moja zapłata? – Chociaż na głodzie, mój porywacz jest na tyle skupiony, by uzyskać to, co ma za mnie dostać.
– Bierz i spierdalaj! – mężczyzna warczy do niego, odprowadza go wzrokiem do wyjścia, po chwili wraca nim do mnie. – Cześć czarnula – uśmiecha się lubieżnie lustrując mnie z góry na dół. Ohydnie świdruje spojrzeniem i oblizuje wargi, aż mam odruch wymiotny. Lecz gdy wyciąga broń, przeładowuje, następnie łapie mnie za podbródek, już wiem, że to koniec.
– Nic nie wiem – odpowiadam buńczucznie odchylając głowę, jak zbliża usta.
– A mnie się wydaję, że wiesz – szepcze uśmiechając się jak szaleniec. – Gdzie jest pendrive? Tylko to mnie interesuje.
– Jak ci powiem, to mnie zabijesz – próbuję mówić wyraźnie, bo wciąż mnie trzyma, tym samym wykrzywiając usta.
– I tak cię zabiję – syczy. – Kwestia tylko czy zginiesz ty i tylko ty, czy twoje bachory do ciebie dołączą. Twój kochaś powiedział wyraźnie „Zabezpieczyłem się oddając serce". Komu kurwa oddał? – drze się na mnie, po chwili uśmiecha jak szaleniec, a na mnie spływa pieprzone olśnienie. Nie tu! Szukałam nie tu! Bo przecież nie mi oddał serce. – Ty już wiesz – szepcze pewny swego. – Więc radzę podzielić się wiedzą. Bo jak nie... – przeciąga na samogłosce.
– To co? – pytam zaczepnie. – Zabijesz mnie? – uśmiecham się chamsko. – I tak mnie przecież zabijesz. A ich nie dostaniesz, nigdy – dorzucam z trwogą w głosie. – Są chronieni z trzech stron.
Z każdym słowem zauważam, jak blondasowi puszczają nerwy. W dupie jest! Nic dzieciom nie zrobi, nie będzie w stanie. Chociaż to się udało!
I on o tym wie, już do niego dociera, a może triumf w moich oczach mu to dopowiedział, bo puszcza mój podbródek i wali z rozmachu w twarz, aż ląduję na łóżku. Wtedy siada na mnie i łapie za kurtkę na wysokości piersi.
– Ja w credo robiłem Zoja – uśmiecha się zwycięsko. – Nie takie kozaki jak ty w końcu śpiewali.
Już wiem kim jest!
– Ciulowe te kozaki – uśmiecham się przez łzy po bombie na twarz. – Czas byś poznał, jak potrafi bronić się balerinka.
Bez rozmachu robię wykop na jego przyrodzenie pamiętając, że to chłop jak dąb, więc dodatkowo z całej siły uderzam go pięścią w punkt witalny szyi, aż zamiera mocno skupiając się na sobie i próbach złapania oddechu.
Wyswobadzam się spod niego i pędem ruszam w stronę drzwi wejściowych. Gdy pada strzał, zamieram. Ból jest otępiający, aż po wyjaławianie myśli. Łapię się za postrzelone ramię, a widok krwi jedynie jest potwierdzeniem. On jest gotowy na wszystko, by odzyskać pieprzony pendrive.
Czuję, jak drżą mi nogi, od opadającej adrenaliny, bólu, po części żalu. Nic już nie zrobię. Dlatego powolutku odwracam się w stronę blondasa i zauważam jego parszywy uśmiech, ociekający satysfakcją.
– Niezła próba – wykasłuje sarkastycznie wstając z łóżka z uniesioną bronią i pociera szyję. – Tylko na nic – syczy zbliżając się i kładzie łapę na postrzelonym przedramieniu, aż piszczę z bólu jak zaciska palce. – Gdzie jest pendrive? – Milczę mierząc go wzrokiem. – W tej bajce nie będzie happy endu Zoja – uśmiecha się przerażająco zaciskając palce na ranie, aż drę się z bólu na przemian zanoszę szlochem. – Postrzelę kolana, drugie ramię, dłonie, a później brzuch. Na końcu ci łeb odstrzelę albo zostawię byś zdechła, bo nikt cię tu kurwa nie znajdzie – warczy, w efekcie pluje na mnie. – Mów kurwo, gdzie pendrive!
Gdy na chwilę luzuje nacisk na ranę, podejmuję próbę skupienia się nad tym, co chcę mu powiedzieć. Patrzę wyzywająco w jego świński ryj, uśmiecham się, pomimo bólu i łez, w efekcie cedzę każde słowo na zaciśniętych szczękach w nadziei, że wyprowadzę go z równowagi i zamiast znęcać się i katować, odstrzeli mnie z nerwów.
– Иди в жопу Mariusz!
Wtedy pada drugi strzał, a ja osuwam się wzdłuż framugi.
To koniec! Jakimś cudem.
CZYTASZ
5. POWIĄZANIA I UZNANIA
RomancePiąta część cyklu "Z wyboru". Kraków. Drogi Czytelniku! Witam Cię po raz kolejny i zapraszam do poznania dalszych losów szeregu Śródmieście. Ponoć nic nie dzieje się przez przypadek, tym razem jest podobnie. Wracamy do czasów, kiedy Luiza Paprocka...