1 "Ja Lo'ak"

1.6K 125 8
                                    

Kłótnia rozbrzmiewała w domu Sullych zaraz po powrocie. Lo'ak został obwiniony za całą sytuację i nie mógł się tego wyprzeć. Rzeczywiście coś mogło się im stać.

-Coś ty sobie myślał? - Jake był zawiedziony postawą syna – Naraziłeś siebie i rodzeństwo. Wiesz co by ci zrobili gdybyśmy nie zdążyli?

-Ona nie była groźna – mimo że początkowo wzbudziła w nim strach, to zdążył przekonać się, że nie zależało jej na jego krzywdzie. - Powstrzymała je przed atakiem na mnie.

-To nie jest możliwe – Neytiri nawet nie próbowała w to uwierzyć. Wystarczająco długo żyła na Pandorze żeby wiedzieć coś o tych stworzeniach. - Thanatory nie są uległe.

-Widziałaś kiedyś lud jak ona? - zainteresował się tym Jake, który tak jak pozostali widział kogoś takiego jak ona po raz pierwszy. - O fioletowej skórze?

-Nie – odpowiedziała będąc o tym przekonana.

-Może to mutant – Sully rozmyślał czy mogło powstać więcej eksperymentów z udziałem pandorskich istnień.

-To nie jest ważne – odparł Lo'ak będący zły na rodziców. - Zraniłaś ją strzałą.

-Nie obwiniaj matki – Jake nie podniósł głosu, ale nie mógł słuchać jak jego syn nie rozumie powagi sytuacji w jakiej się znalazł.

Lo'aka gryzło sumienie, że przez niego dziewczynie stała się krzywda. Nie znał jej, nie miał nawet pojęcia z jakiego jest gatunku. Fakt, że porozumiewała się z Thanatorami wydawał się dla niego zarówno straszny jak i fascynujący. Nie był rozsądnym chłopakiem, jednak zawsze kierował się tym co czuje. W tamtej chwili postanowił wrócić na miejsce, w którym widział ją poprzedniego dnia. Po prostu musiał to zrobić.

Szukał jej w najbliższym obszarze, aż w końcu zobaczył na trawie ślady krwi.

-Hej, jesteś tu? - spytał ze świadomością, że ranna nie mogła uciec daleko. Chciał się upewnić, że żyje i w razie możliwości pomóc ją opatrzeć.

W końcu dotarł do miejsca, w którym zobaczył siedzącą na jednej ze skał dziewczynę, która poprzedniego dnia uratowała mu życie. Właśnie tak to odebrał. Jego widok sprawił, że od razu chciała się podnieść, jednak ze strzałą wbitą w ramię nie miała na to wystarczająco siły.

Fuknęła na niego z nadzieją, że to go odstraszy.

-Hej, spokojnie – Lo'ak podniósł do góry dłonie, aby pokazać, że nie ma się czego bać. - Nie skrzywdzę cię. Jestem przyjacielem. Zobacz – pokazuje jej liście, które przyniósł aby opatrzeć jej rany. - Chcę ci pomóc.

Powoli się do niej zbliżył, wciąż próbując być przy tym ostrożny.

-Strzała została w środku – wskazał na jej ranę. - Dlatego boli. Wyjmę ją, jeśli mi na to pozwolisz.

Nie wiedział nawet czy go rozumie. Dziewczyna nie była jednak agresywna, nie próbowała z nim walczyć, ale obserwowała każdy jego ruch czując w środku obawy przez nieznajomym.

Lo'ak położył delikatnie dłoń na jej ramieniu, a drugą ręką przełamał strzałę, aby móc ją wyjąć. W końcu mu się to udało, a nieznajoma syknęła z bólu.

-Widzisz? - był dumny, że zrobił to, co z góry założył. Do tej pory dziewczyna była w gotowości, aby w razie niebezpieczeństwa go zranić. Przekonała się jednak, że chłopak nie ma złych zamiarów.

Oboje patrzyli na siebie z zaciekawieniem, nigdy wcześniej nie mając przed sobą kogoś takiego.

Lo'ak opatrzył ją tak jak został tego nauczony, a dziewczyna poruszyła ręką czując, że ból, który do tej pory był nasilony, właśnie przemija. Kiedy tylko skończył jej pomagać, nieznajoma oddaliła się szybko o kilka kroków, zwiększając dystans między nimi. Bez strzały wbitej w ramię nie była już spowalniana.

"Ocalony" Lo'ak // AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz