8

755 52 16
                                    

mia



Cóż, widocznie nie nazywam się Mia Stewart, bo tego wieczoru nie skończyliśmy w łóżku, ale nie przeszkodziło mi to w zrobieniu z siebie największej idiotki, jaka tylko stąpa po tej ziemi.

Kolejnego dnia wzięłam urlop na żądanie, zasłaniając się problememi żołądkowymi, bo nie byłam w stanie nawet spojrzeć w swoje odbicie w lustrze, a co dopiero wyjść do ludzi. Wiem, że było to nie fair wobec pacjentów, ale ja naprawdę nie czułam się dobrze, tyle że pod względem psychicznym, a wspominając wczorajszy wieczór, śniadanie natychmiastowo podchodziło mi do gardła.

– Co zrobiłaś?! - pisnęła wisząca po drugiej stronie telefonu Caroline. – Miałaś się z nim przespać, a nie całować!

Miałam tylko nadzieję, że właśnie nie zakłada wenflonu jakiemuś pacjentowi, bo ton jej głosu wskazywał na lekkie zdenerwowanie. Caroline, znana zwykle z opanowanego, matczynego głosu, przeklnęła głośno do słuchawki, a do moich uszu dotarł odgłos tłuczonego szkła.

– Powiedz, że żartujesz - jęknęła żałośnie, a gdy nie śmiałam zaprotestować, westchnęła zawiedziona. – Mia, do reszty cię popierdoliło? Kazałam ci się zabawić, a nie urządzać pieprzoną telenowelę!

Caroline Mikaelson, Ciocia Dobra Rada, która przed urodzeniem swoich synów każdą imprezę kończyła z głową w muszli klozetowej (a tak przynajmniej twierdził jej mąż, Niklaus), kazała mi nie odstawiać telenoweli. Świat się kończy.

– Mia? - oczyma wyobraźni widziałam, jak ostentacyjnie wywraca oczyma. – Powiedz, że on ci się nie podoba.

– Nie podoba mi się.

– Jesteś paskudną, kurwa, poczekaj - z głośnym świstem odstawiła telefon i wydarła się na któregoś z pacjentów. – Jesteś paskudną kłamczuchą.

Jęknęłam głośno, opierając czoło na blacie kuchennego stołu. Nie ma słów, które mogłyby określić to, jak bardzo źle się czułam, przesiąknięta zapachem jego perfum, pochodzącym z jego kurtki, która nadal wisiała w moim salonie. Czułam się jak jedna z tych dziewczyn, z którymi wychodził z klubu na zdjęciach zrobionych przez fotoreporterów, w dodatku wykańczała mnie świadomość, że rzuciłam się na niego jak moja sąsiadka, Greta, na promocję w mięsnym.

– Jak wielką idiotkę z siebie zrobiłam?

– W skali od jednego do dziesięciu? Mocne jedenaście - cmoknęła z dezaprobatą. – Cóż, zawsze mogło być gorzej. Mogłaś się na przykład przespać z nim na pierwszym spotkaniu.

Jedna z moich powiek zaczęła drżeć i miałam nadzieję, że nie usłyszała zdenerwowania w moim śmiechu. Nie zniosłabym kazania Caroline na temat chorób wenerycznych, szacunku do własnego ciała i bezpieczeństwie na imprezach. Miałam dwadzieścia siedem lat, a czułam się co najmniej jak szesnastolatka ukrywająca przed mamą swojego pierwszego buziaka w szkolnej toalecie.

– Caroline, mogę mieć do ciebie prośbę? Poszukasz jego karty? Mam coś... czego mu nie oddałam - rzuciłam wzrokiem na kurtkę i ze stresu zaczęłam skubać skórkę przy lewym kciuku.

– Dziewictwa?

– Caroline! - wydarłam się, uderzając pięścią w stół.

You, me at six | cashOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz