17

642 41 38
                                    

matty





– W imię Ojca, Syna, Ducha, niech ksiądz tej spowiedzi słucha! - najebany Nicola chyba uznał, że był to idealny moment na zażartowanie, a wszyscy, którzy tylko znali przyśpiewkę o męskim zadośćuczynieniu, parsknęli gromkim śmiechem.

– Nie, proszę księdza! Troszeczkę niżej! - dołączył do niego Glik, rechocząc w niebogłosy.

Wojtek w karnawałowym stroju kapłana wyglądał tak dziwne, że sam prawie posrałem się ze śmiechu, kiedy go zobaczyłem. Długa sutanna wisiała na nim jak na wieszaku, a czarny biret co chwilę spadał na oczy sprawiając, że zapominał swojej kwestii.

– Ale przepraszam bardzo, proszę o ciszę! - Szczęsny odchrząknął, zakładając ręce na wypchanym poduszką brzuchu. – Misie kolorowe, zebraliśmy się tu, by połączyć świętym więzem małżeńskim dwoje tych... psst! Mia, jesteś pewna? To jeszcze da się odwrócić, ała! - zawył, kiedy kopnąłem go w kostkę. – No dobrze, już dobrze! W każdym razie zwrotów nie przyjmujemy, gwarancji brak, więc mam nadzieję, że jesteście przekonani co do swojej decyzji. A więc zebraliśmy się tutaj, by połączyć świętym więzem małżeńskim dwoje tych pięknych ludzi.

– Pięknych? - parsknął Zalewski. – A widziałeś tego wielkiego pryszcza na czole Casha?

– Tej, drużba, dostałeś kiedyś w dziób?

– Nie, księże proboszczu, ale...

– To zaraz możesz dostać - warknąłem, pokazując mu środkowy palec. – Czy możemy już kontynuować?

– Kurde, czekajcie, bo aż się zgubiłem przez tego pieprzonego makaroniarza - odparł Wojtek, unosząc mające imitować prawdziwą księgę Baśnie Braci Grimm, które na pewno zapierdolił Liamowi. – No, to ja was chrzczę... o kurwa, nie to. No, ogłaszam was mężem i żoną w szczęściu, zdrowiu i bogactwie... w chorobie i biedzie to może nie, wychowajcie swe dzieci w miłości do schabowego z mizerią i pierogów, amen! Możesz pocałować pannę młodą i chodźcie napić się z księżulkiem, bo z tego wszystkiego to aż zaschło mi w gardle - odpalił magnetofon, z którego natychmiast popłynęło Hallelujah ze Shreka. – Spokojnie, parafianie, proszę się nie obawiać - smoczyca miała dziś już zabookowany termin na innej sali i nie wleci nam przez okno. Artur, podaj mi kadzi...ups, kropidło.

Przebrana za ministranta Marina posłała swojemu mężowi piorunujący wzrok, ale z pokorą wręczyła mu kolorowy, plastikowy pistolecik, z całą pewnością także będący własnością ich kilkuletniego syna.

– Na chwałę Bożą - powiedział, zanim z premedytacją prysnął mi nim prosto w oko.

Skrzywiłem się z odrazą, czując smak gorzkiej, spływającej mi po policzku cieczy, która dostając się pod powiekę, chyba chciała wyżreć sobie drogę aż do mózgu.

– Idioto, to gorzoła!

– No, a co chciałeś? - odparł wyraźnie zaskoczony. – Nie myślałeś chyba, że na polskim weselu polejemy ci jakiegoś sikacza?

W jednej chwili odwrócił się w stronę Mii, która przewidując już swoją sytuację, szybko zasłoniła twarz przed strugą zimnej jak lód wódy. Gdyby nie ubrana w śnieżnobiałą komżę Marina, która zareagowała wystarczająco szybko, moja żonka z całą pewnością znienawidziłaby mnie już w pierwszym dniu naszego udawanego małżeństwa.

You, me at six | cashOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz