6. River taki nie jest.

347 35 8
                                    

Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka, bo zastanawiałam się, gdzie podziewał się on. Rano przy śniadaniu tata wspomniał, że River został u kolegi i o wszystkim go poinformował. Nawet pochwalił Rivera za to, że trzyma się ustalonych zasad i nigdy go nie zawiódł... Dobre sobie! Przez jego kłamstwa nie potrafiłam ukryć grymasu na twarzy, dlatego tata zapytał, czy nie zjadłam może czegoś kwaśnego. Tak. Prawie posmakowałam ust Rivera, więc można powiedzieć, że miałam coś kwaśnego na języku. Nazywało się to uczucie porażki.

Jakaś część mnie chciała wierzyć, że River naprawdę spędził ten czas ze znajomym, ale wiedziałam, że tak nie było. Chyba że traktował Libby jak zwykłą koleżankę, bo to przecież z nią był, a ona jest dziewczyną, więc nie tak trudno było zgadnąć, co wczoraj robili. Nie chciałam przyznawać tego nawet przed samą sobą, ale źle się z tym czułam. Ani trochę nie podobało mi się nasze rozstanie, ani dokąd najprawdopodobniej powędrował. A raczej do kogo.

To dlatego, gdy dzisiaj zobaczyliśmy się w pracy, pozostawałam kłębkiem nerwów. Pewnie powinnam zachować się dojrzale i porozmawiać z nim o tym, co zaszło — a konkretnie do czego mogło dojść — ale nie zrobiłam tego. Po prostu unikałam go jak ognia. Od rana mieliśmy wspólną zmianę i mimo tej niedogodności, szczęście towarzyszyło mi aż do południa. Później posypało się wszystko.

— Kto dosypał mi soli do kawy?! — syczę, plując do zlewu.

Śmiechy za moimi plecami sprawiają, że odwracam się, chociaż wciąż mam ochotę wypluć wszystko. Zachowuję się jednak jak na damę przystało i przecieram twarz rękawem. Sekundę później mój wzrok koncentruje się na trzech potencjalnych ofiarach. River, Harper i Oran patrzą na mnie i się śmieją. To oczywiste, że ktoś z nich stoi za tym wszystkim.

— Ogłuchliście? — pytam, podpierając się po bokach.

Oran potakuje.

— Przy tym krzyku? Być może.

Przewracam oczami i grożę im palcem wskazującym.

— To twoja sprawka — mówię ostro i zerkam na Rivera.

Blondyn przechyla głowę na bok i marszczy brwi.

— Nie bawię się w takie głupoty — stwierdza. — Tobie bliżej do wieku przedszkolnego, więc poszukaj kogoś, kto też jest opóźniony w rozwoju.

Po tych słowach posyła mi dziwne spojrzenie, rzuca ścierką i kieruje się do wyjścia.

Przełykam ślinę i biorę uspokajający oddech. Zaraz oszaleję, przysięgam.

— Oran? — Próbuję brzmieć pewnie, jakbym rzeczywiście była pewna, że to on stoi za tym.

Chłopak kręci głową i cmoka dźwięcznie.

— Musisz szukać dalej — odpowiada. — Ale chwilowo szukasz w złym towarzystwie.

Nie udaje mi się dopytać, o co dokładnie mu chodzi i co ma na myśli, bo odwraca się i kieruje do spiżarni. Pozostaje więc jedna osoba.

— Mogłam się spodziewać. — Uśmiecham się, patrząc na Harper. — Nie ma drugiej osoby, która nie znosi mnie tak jak ty.

Ta jednak wzrusza ramionami i zanim odchodzi, spogląda na mnie przez ramię.

— Najwyraźniej znalazł się ktoś taki — oznajmia. — Na twoim miejscu szukałabym bliżej.

— Próbujesz dać mi radę? — Prycham, ale nie kryję zaskoczenia.

Harper przygryza dolną wargę i unosi wzrok ponad mnie. Gdy robię obrót, nikogo nie dostrzegam, więc ponownie kieruję uwagę na dziewczynie. Ona wciąż patrzy w to samo miejsce. Czasami naprawdę jest dziwna.

Teenage DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz