𓆩Ӿ𐏑𐏑𓆪

89 8 0
                                    

°•✮•°

Morze wschodnie, 1533

– co z nim zrobimy?– zapytał kapitan siedząc na jednej z beczek w cieniu daszku, nad wejściem pod pokład.

"Może na mostek z nim?"

– nie pytaj mnie. Jestem przeciwny trzymaniu go jako więźnia.

– to go zabijmy.

– broń cię, dobry Stwórco! – krzyknąl w odpowiedzi Park

– jesteś za dobry – odparł, wydmuchując dymek z fajki. 

– po to mnie stworzono. Jestem po to, by pomagać ludziom się rozwijać, nadać wolność, a nie po to, by im ją odbierać – odparł Seonghwa oparty o jeden z relingów wejścia. 

Odbił się od niego i delikatnym krokiem podszedł do Hongjoonga. 

– wierzysz w te śmieszną bajkę?– prychnął nieucieszony kapitan. Przymrużył oczy, patrząc pod światło słońca. 

Owiewała ich delikatna letnia bryza. Rozwiewała włosy i pomagała żaglom pociągnąć statek na przód przed siebie. 

– ona jest prawdą.

– nie ma dowodów. To tylko przypowieść – Kim zamknął oczy, wyciągając twarz na słońce. 

– to w co ty wierzysz?– oburzył się drugi kapitan.

– w nic. W siebie – Hongjoong wstał, idąc do więźnia przywiązanego do masztu – To mi jak na razie wystarcza. 

Jongho był przywiązany już drugi dzień do głównego masztu. Jakoś nie za bardzo mu to przeszkadzało, czuł się jak na bardzo tanim i niskiej jakości jachcie wypoczynkowym. Choć wyjęli mu z ust szmatę, by mógł nabrać śliny to bolały go plecy od niewygodnej pozycji, pośladki również. W rękach czuł skurcz. Palce zaczęły mu mrowieć. Głowa niemiłosiernie bolała od promieni słonecznych. Był pewien, że niedługo grozić mu zacznie udar. JEDNAK wszystko było lepsze niż znoszenie obecności Wooyounga, którego zadaniem było karmienie jeńca.

Już wolał tych dwóch idiotów, którzy co jakiś czas przychodziliby ponabijać się z gwardzistów za ich wywyższania się ponad innych. 

– ej smarku?– rzekł stojący przed nim Hongjoong. 

Choi próbował nie zemdleć. Jego głowa wisiała podtrzymywana przez kręgi. Pot spływał po jego czole stróżami zahaczając o podbródek, by skapnąć na deski przed nim.

Tak naprawdę to była dla niego męczenia. Jongho pierwszy raz zaznał takiego okropieństwa. Nie był nigdy karany, a jeśli już to dostał linijką po łapach i było po naganie. Nigdy dotąd nie musiał siedzieć przez kilka dni w samym słońcu parnych południ. 

– co?– powiedział cicho, nie patrząc na kapitana. 

– chyba dostałeś wystarczająca karę. Wooyoung! – zawołał na chłopaka majstrującego coś przy linach. Ten podbiegł szybko, jakby tylko czekał na jakieś zadanie – Wooyoung weź tego smarkacza na dół do tych celi pod pokładem. I daj mu jeść i pić. A...– dodał na odchodne – jak dalej będziesz się nudzić, to masz do wyszorowania cały pokład. Już! Do roboty! 

°•✮•°

Choi nie miał siły polemizować z żadnym rozkazem Wooyounga. Robił to co ten mu kazał byle tylko jak najszybciej się od niego uwolnić. Wymęczony i słaby na zdrowiu, nie chciał jeść, choć książę próbował go karmić ryżową zupą. 

Fairy Bones [woosan] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz