°•✮•°
Pierwsze co Hongjoong usłyszał po wybudzeniu się to "kapitanie mamy problem". Westchnął wtedy teatralnie, układając się wygodniej na poduszkach koi. Już wtedy wiedział, że mógł zostać tym weterynarzem, a nie pchać się z grupą idiotów na środek morza.
Chciał wstać i sprawdzić co dzieje się w jego ostoi spokoju oraz przybytku dumy, ale Yeosang kategorycznie mu tego zakazał. Patrząc na to z innej perspektywy, Kim wcale nie pchał się do wstawania. Nie miał na to siły, a przy każdym głębszym ruchu miał wrażenie, że spadnie z koi i znowu zemdleje. Głowa, serce, wątroba, żołądek, szyja, plecy nawet palce u stóp, wszystko paliło go żywym ogniem, którego on nie potrafił zatrzymać.
Wstał tylko po to, by zgarnąć z biurka mały sztylecik o grawerowanej przymiotem "Indygo" rękojeści. W środku umieszczony był mały kamień rubinu.
Schował go pod poduszkę. W końcu nigdy nie wiadomo kto zakradnie ci się, gdy będziesz "w niedyspozycji"- jak tuszował jego "śmierć" i "zmartwychwstanie" Wooyoung, rozproszy truciznę pod poduszką lub też zaczeka grzecznie, by wbić ci znaleziony w kuchni nóż w gardło. Przypadki są różne.
Potem zaczął się zastanawiać nad wszystkimi egzystencjalnymi bredniami. Zaczęło mu się nudzić. A gdy w końcu zdał sobie sprawę, że zostało mu jeszcze zająć się "problemem" postanowił spróbować wstać, a zaraz potem wyruszyć w podróż dookoła statku. Znaleźć ten rzekomy problem.
Wstając, zachwiał się dwa razy, za trzecim upadł i prawie zwymiotował, lecz nie miał już czym. Pluł śliną na parkiet kajuty.
Gdy był nieprzytomny, ktoś wysprzątał jego kajutę, choć nadal był w niej bałagan, to nie było już śladów po krwi i torsjach.
Podparł się na prowizorycznej lasce z drewna i pokuśtykałby zmierzyć się pierwszy raz od prawie tygodnia ze słonecznym blaskiem i nieprzeniknionym niebieskim niebem.
Wyszedł z kajuty nie w humorze, zamykając ją na wszelki wypadek. Nigdy nic nie wiadomo.
Obracając się od drzwi napotkał zalękniony wzrok Seonghwy. Kim westchnął bojąc się reakcji wyższego. Schował klucze za pas, nie odrywając wzroku od twarzy kochanka nawet na sekundę. Odchrząknął, udając niewzruszonego i eleganckim krokiem przeszedł obok niego. Zaraz jednak zatrzymał się i odwrócił. Zmrużył oczy. Odetchnął, a potem zagryzł język, patrząc w twarz Parka. Zaczął skubać skórki na lewym kciuku.
- muszę ci coś...- powiedzieli w tym samym momencie.
- mów. Mów nie krępuj się - odparł Kim ciesząc się, że nie musi mówić pierwszy.
- nie, ty zacznij - pokręciło głową.
- powiedz - uśmiechnął się sztucznie.
- Hong...
- nie denerwuj mnie smarku - zmarszczył brwi - Mów.
- ależ Hongjoong... - zaśmiał się niezręcznie Seonghwa.
- już. Już, nie mam za dużo czasu- spojrzał na wyimaginowany zegarek, który wyciągnął z kieszeni - Spieszę się. Bardzo - spojrzał na swoją dłoń, w której powinien znajdować się trzymany kieszonkowy zegarek.
- przepraszam - szepnął Park spoglądając pod swoje nogi.
- za co? - spytał zdezorientowany.
- za to, że narobiłem kłopotów - podrapał się w kark.
- jakich? - zapytał kapitan zdezorientowany, czy Yeosang powiedział mu wszystko odnośnie ekscesów piratów gdy on był w "niedyspozycji"?
- no... - Park próbował złożyć zdanie.
CZYTASZ
Fairy Bones [woosan] ✓
Fanfictionᴊᴇsᴛ ɴɪᴋɪᴍ ɪ ɴɪᴋɪᴍ ᴘᴏᴢᴏsᴛᴀɴɪᴇ ɴᴀ ᴢᴀᴡsᴢᴇ. [ɢᴅᴢɪᴇ ᴋsɪᴀ̨ᴢ̇ᴇ̨ ᴡᴏᴏʏᴏᴜɴɢ ᴊᴇsᴛ ᴢᴅʀᴀᴊᴄᴀ̨ ɴᴀʀᴏᴅᴏᴡʏᴍ, ᴀ ᴋᴀᴘɪᴛᴀɴ ʜᴏɴɢᴊᴏᴏɴɢ ᴅᴀ̨ᴢ̇ʏ ᴅᴏ ᴢᴇᴍsᴛʏ ɴᴀ ᴢᴌᴏᴅᴢɪᴇᴊᴀᴄʜ sᴛᴀᴛᴋᴜ] • paringi: seongjoong, woosan (oba są wątkami pobocznymi) • członkowie innych grup • prz...