𓆩ӾŁ𐏑𐏑𐏑𓆪

80 5 2
                                    

°•✮•°

Term, Wyspy Nadziei 1533

Term było małą wyspą, która dawno temu przejęli piraci. Odbywały się tam nielegalne zgromadzenia, interesy, prowadzone były wszelkie działania terrorystyczne oraz największe melanże. Czarny rynek kwitł jak róże w zamkowym ogrodzie. Handlowano towarami z nielegalnych źródeł, takimi jak narkotyki, magiczne rzeczy i ludzie, a także magiczne istoty: pozostałe przy życiu elfy czy wróżki. Charakterystyczne dla Term były jej pirackie porty, kryjówki i tajne kluby (ekhem dziwki), gdzie piraci i handlarze spotykali się i wymieniali informacje (i nie tylko).

- kapitanie nie powinieneś– zagrodził drogę na zejście ze statku Park.

- zejdź mi z drogi smarku -powiedział i złapał za ramię zmiennokształtnego, podpierał się na lasce - przez te laske czuje się jak stary dziad.  

Z jego zdrowiem nie było najlepiej. Nadal zdarzało mu się pluć krwią, a nocami miał zimne poty mimo to od kilkunastu minut wykłócał się z Seonghwą, że chce zejść na suchy ląd, zamiast leczyć się w kajucie. 

- przestań mi utrudniać życie. 

- sam sobie je utrudniasz. Daj mi przejść! - krzyknął zdenerwowany kapitan - Yeosangowi pozwoliłeś! To jest jawna dyskryminacja. 

- bo musi kupić leki...

Wiadome jest że jeśli nie pozwolisz komuś czegoś, na czym bardzo mu zależy, przejmie to agresją. Będzie się wykłócać do skutku lub dojdzie do rękoczynów. Nie możesz zakazać danej osobie czegoś, bo jest to jej dobrowolna decyzja. Tak więc westchnąwszy ponuro Seonghwa przesunął się, by kapitan mógł pokuśtykać w stronę zejścia. 

Powietrze tutaj było rześkie, jednocześnie jakieś brudne i ciężkie. Metaliczne. Wyczuwalna była jakaś dziwna atmosfera. Gwar i tłumy brudnych ludzi przechodziły masami po porcie.

- hej... Chodźcie tu, cała załoga! - krzyknął Kim, przywołując ręką każdego z osobna. 

Wyjął z kieszeni jakieś fioletowo-czerwone kamienie i wręczył każdemu po jednym. 

- pod żadnym pozorem nie możecie tego zgubić. Noście przy sobie. Cały czas będąc na tej wyspie. Kropka. I żeby nie było - spojrzał na Mingiego i Yunho - że was nie ostrzegałem. 

"Tak jest kapitanie!" Zakrzyknęli wszyscy i weszli w głąb tłocznego portu. 

Wooyoung od razu pomaszerował do Yeosanga który przypatrywał się małemu kamykowi. Podpierał się o Jongho, który chwytając go za talię powstrzymywał go od upadku. Oglądnął się ostatni raz za siebie na zatankowany statek, w którym cały czas znajdował się "San". 

- co to jest? - spytał Choi, wskazując podarek kapitana. 

- myślę, że to talizman przeciwko magii. Wiesz taka ochrona przed urokami, magią.

- oh. To wiele wyjaśnia- Wooyoung przyjrzał się zdobyczy i zauważył, że są bardzo podobne do...

- tak. Ale nie pamiętam jak się nazywał. 

- infirmitas? - wciął się.

Niedaleko dojrzał przelatującego, błękitnego motylka który bardzo kontrastował z wręcz wysypiskiem śmieci, jak można było określić Term.

- tak skąd wiedziałeś? - Woo wyciągnął zza koszuli wisiorek, na którym zawieszony był jego pierścień oraz ... fioletowo-czerwony kamień. Ale skąd? 

Ten kamień podarowała mu niegdyś matka. Skąd miała taki kamień? I dlaczego akurat chroniący przed magią?

- matka tak go nazywała...- Yeosang spojrzał w tłum, który z każdą chwilą się pomnażał.

Fairy Bones [woosan] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz