𓆩ӾŁꝞ𓆪

70 6 5
                                    

°•✮•°

Zapętlony fragment kołysanki nucony przez niewidzialną dla innych postać. Piosenkę, którą w zamierzchłych czasach śpiewała mu matka...

... Była taka ładna.

Głęboki wdech. Wydech ustami. Kolejne zaczerpnięcie świeżego powietrza. Otwarcie sklejonych dotychczas oczu.

Pierwszym, co zobaczył, był drewniany sufit z podwieszaną lampą olejną, o szklanym kloszu w kształcie główki muchomora.

Podniósł się powoli do siedzenia. Słysząc strzyknięcie zastałych kości, złapał za obolałą głowę. Pokręcił szyją, rozbudzając do ruchu wszystkie mięśnie, marszczył przy tym brwi, odczuwając nieprzyjemność w tych ruchach. Ziewnął przeciągle. Miał tworzące lęk wrażenie, że spał długo. Bardzo długo i że spać tyle nie powinien. Iż jego sen był balansowaniem w świecie żywych i martwych, a on wygrał w nim życie. Jednakże on sam nie pamiętał co się w nim działo, a to z kolei napędzało przeróżne hipotezy wprowadzające zamęt. Pytanie, jakie powinno się zaraz pojawić to, ile spał oraz czy miał jakikolwiek powód, by winić siebie za tak długi okres snu, za coś, co nie było przecież jego winą.

Z trudnością podniósł się, rejestrując kajutę, w której leżał pewnie wiele godzin, może nawet dni zakładając tezę, że "spał za długo". Była to jego kajuta. Wyglądała pospolicie przeciętnie, czyli jak ją zapamiętał. Zmieniło się jednak kilka istotnych rzeczy. Po pierwsze i najistotniejsze nie było już tak ponuro, zimno i nieprzyjemnie. Surowość chodź dalej dominowała, została przyćmiona stołkiem, na którym spoczywał pleciony poplamiony jakimś trunkiem koc. A na komodzie po jego lewej spoczywał wazon z kwiatami, których on sam jako minimalista, oraz degenerata obwiniający się za zło świata nigdy by ich nie ustawił. Kwiaty nie są dla niego. Nie zasługiwał na nie. Potem w oczy wpadł mu skrawek zapisanej kartki. Wyciągnął po nią wychudzoną skostniałą dłoń. Po czym gdy już ją schwycił, zatrzymał się na parę sekund. Zaobserwował przedziwne zjawisko, otóż jego ręka powoli nabrała kolorów, masy, a jego żyły stały się bardziej widoczne. Bardzo dziwne.

Gdy dłoń zmieniła się w zdrową i silną powrócił do kartki papieru, na której znalazł pionowe kreski przekreślone po siedem w jednym zestawie. Były takie cztery oraz dwie nieprzekreślone i jak San wywnioskował, mogły świadczyć o każdym dniu jego snu.

Spał cztery tygodnie. Dryfował w pięknym śnie, który podczas swojej długości zmienił się, w koszmar, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył. W czarnej maziowatej dziurze, która pochłaniała jego ciało, zdrowie, a przede wszystkim umysł.

Powstał z siedzenia, potrzebując choć odrobiny wyjaśnień. Dezinformacja kumulowała w sobie zasadnicze pytanie: co się dzieje? Nikt jednak w tym momencie nie umiał na nie odpowiedzieć. Problemem głównie był fakt, że nikogo prócz niego samego nie było. Więc Choi postanowił znaleźć kogoś, kto mógłby mu wyjawić ten sekret. Potrzebował wytłumaczenia co się stało gdy był on pogrążony w świecie umarłych.

Wychodząc z kajuty zgarnął leżący w kącie rapier, którego był właścicielem. I z delikatnie uniesionymi kącikami ust wdychał prawdziwe, morskie powietrze. Wychodząc na korytarz pierwszym co przyszło mu do głowy to udać się do pokoju Wooyounga.

Na samą myśl tego imienia jego serce zatrzęsło się w ekscytacji. Czuł, że bardzo dawno nie widział jego pięknej twarzy. Soczystych ust i lśniących tęczówek. Jasnych blond kosmyków opadających na oczy, czy wiązanych czerwona tudzież czarną wstążką...

Fairy Bones [woosan] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz