4

457 53 9
                                    

Przechadzałem się po sklepie, szukając fioletowej farby do włosów. Niebieski kolor miałem już za długo, i zdążył mi się znudzić. Wziąłem powoli farbę do rąk, i oglądałem. Postanowiłem pomieszac farbę niebieską z fioletową. Może być ciekawie, wziąłem więc oba pudełka i ruszyłem w stronę kas. Zapłaciłem za nie i pospiesznie wyszłem ze sklepu, kierując się do domu.

- jestem! - krzyknąłem i weszłem do łazienki. Spojrzałem w lustro i rozrobiłem obie farby.

- pomożesz mi? - uniósłem brew patrząc na mojego brata. Wziął bez słowa miseczki, i zaczął ją nakładać w moje włosy. Zamknąłem oczy i oddałem się przyjemności.

Po około 20 minutach poszłem spłukać farbę. Woda przybrała kolor niebieski i w niektórych miejscach fioletowy. Spłukałem wannę i wytarłem włosy, biorąc suszarkę i wysuszyłem je do końca. Spojrzałem w lustro z usmiechem. Wyszło mu to bajecznie. (Zdjęcie w mediach). Wziąłem słuchawki w uszy, i zacząłem iść w nieznaną mi stronę. Chciałem po prostu pobyć sam, więc szłem powoli, a w uszach leciała mi muzyka. Wystraszyłem się, kiedy poczułem czyjeś ręce na moich ramionach. Obróciłem się i spojrzałem na Luke. Odetchnąłem.

- to ty. Nie strasz mnie - zaśmiałem się wtulajac w niego delikatnie. Pocałował mnie w czubek głowy, a ja odsunąłem się po chwili.

- co ty tu robisz? - uniósł brew patrząc na mnie. Zagryzłem wargi.

- po prostu chodzę po mieście, chce trochę pobyć sam - uśmiechnąłem się delikatnie.

- pobyć z tobą? - uniósł lekko brew. (Czego w zdaniu SAM nie rozumiesz? XD dop: autorki)

Pokreciłem przecząco głową, i ruszyłem w głąb parku. Chciałem być teraz sam. Moje życie się waliło. Nie było przy mnie nikogo, kto mógł by mnie wspierać w trudnych dla mnie chwilach.

-ja tu jestem kochanie - usłyszałem ten głos, a lzy szybko splynęły po moich polikach. Wiedziałem, że Dan nie żyje. Przeze mnie nie żyje. Mój ukochany nie żyje. Miałem już tego dość, dlatego wziąłem kilka tabletek. Oczywiście nie chciałem się zabić, po prostu miałem je od psychiatry. Tak, dobrze myślicie. Chodzę od jakiegoś miesiąca do psychiatry i miałem przypisane jakieś leki, które miały mi pomóc. Zbagatelizowałem sprawę, przecież nic mi nie mogło już pomóc.

Wróciłem do domu cały zapłakany, głównie przez piosenki, które słuchałem. Niestety nie tylko przez to. Dostałem zdjęcie jak Luke całował się z Ashtonen. Nie miałem pojęcia kto i dlaczego mi je wysłał. Pokreciłem głową i odsunąłem myśl o samobójstwie. Weszłem do łazienki, nalałem pełno wody do wanny i dodałem mój ulubiony olejek o zapachu owocowym. Weszłem do wody, a ciepło otuliło mnie całego.

***
LUKE

Pisałem do Michaela już siedemnasty SMS, lecz na żadnego mi nie odpisał. Nie zrobiłem mu przecież NIC co mogło by go jakoś obrazić. Wiem, że ma problemy. Widzę to. Niestety nie wiem o co chodzi, kto mu coś zrobił. Może ktoś go kiedyś skrzywdził?
Wziąłem telefon, i zadzwoniłem do niego.

- halo - usłyszałem przyciszony i zapłakany głos Mikeya.

- co się stało? Płaczesz? - szepnąłem a Michael się rozlączył. Ostatnio robił to cały czas. To bolało.

*
Następnego dnia weszłem do szkoły. Szukałem wzrokiem Michaela, lecz nigdzie go nie było. Zaniepokoiłem się, kiedy pod koniec lekcji dalej go nie było. Postanowiłem iść do niego do domu.

***
MICHAEL

- Dan, idź już. Proszę idź. Po prostu mnie zostaw! - prawie krzyknąłem skulając się na łóżku. Usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju, a Dan dalej stał przy mnie.

- Wszystko okej Mike? - spojrzał na mnie Luke. - jaki Dan? Gdzie on jest?

Pokreciłem jedynie głową, I skuliłem się bardziej.

- tu jestem patafianie - mruknął a ja mimowolnie się uśmiechnąłem. Luke zaczął szukać wszędzie. Pod łóżkiem. W szafach a nawet za oknem. Lecz nie mógł go znaleźć.

- czego chcesz -szepnąłem i usiadłem na łóżku, po drogiej stronie od Dannego. Luke usiadł obok mnie, a mnie zemdliło. Poszłem szybko do łazienki i zacząłem wymiotować.

Luke podszedł do mnie i odgarnął moje włosy z twarzy. Objął mnie i pomógł mi wstać, zaprowadził mnie do pokoju a sam poszedł do kuchni, po chwili wrócił z szklanką wody.

- a teraz...mów kto do Dan - usłyszałem. - bo żadnego Dana tu nie widzę.

To ten czas, żeby powiedzieć mu prawdę. Czas, żeby wszystko z siebie wyrzucić.

- Dan to mój były chłopak. Dwa lata temu, o mało nie umarłem. Mam chorobę serca i po prostu potrzebny był przeszczep. On się zgodził, więc już kilka dni później dostałem liścik od niego, z wiadomością, że od dzisiaj mam jego serce. - próbowałem przełknąć gulę rosnącą w moim gardle - gdyby nie on, nie było by mnie tu... zawsze powtarzał, że będzie ze mną mimo wszystko... I jest. Przychodzi do mnie, rozmawiamy... widzę go tylko ja.. pewnego dnia mama zabrała mnie do psychiatry, bo zauważyła ze gadam sam ze sobą. Stwierdził wtedy schizofremię tylko, że ja widzę człowieka, który oddał za mnie życie. Widziałem, że nikt tego nie zrozumie. Od tej pory, rozmawiamy codziennie. Gdyby nie on, nie żył bym. - szepnąłem i już więcej nie mogłem powiedzieć, przez łzy, które spływały po moich polikach na rękę.

Luke wtulil mnie w siebie, czując że jest mi źle. Do końca dnia się nie odzywałem. Nie miałem ochoty, po prostu siedziałem lub leżałem na łóżku, i patrzyłem w jedno miejsce. Czułem ulgę, że mu powiedziałem co się dzieje. Ale również smutek że mnie zostawi. Zasnąłem wtulony w jego tors nie chcąc się już męczyć dzisiejszego wieczoru. Ostatnie co poczułem, to to, jak mnie mocniej do siebie przytulał.

____

I jest! Przepraszam was że nie szybciej, ale miałam szlaban na telefon przez jeden dzień wow. Tak by był wczoraj lub w niedziele.

Nie było sprawdzane, bo nie chciało mi się juz dzisiaj. Okej. Kocham was misie ♡ dziękuję za vote pomaga w pisaniu ♡

voices in my head (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz