- Bo Michael.... Michael... - powiedziała cała roztrzęsiona, i o mało co nie upadła. Podszedłem do niej i pomogłem jej usiąść, ponaglając ją ręką, żeby mówiła szybciej.
- Michael.. on.. nie zyje ..w jego kieszeni znaleziono list, który jest adresowany do ciebie. - powiedziała na jednym oddechu, po czym podała mi list i pistolet, z którego odebrał sobie życie Michael.
"Do Luke'a"
"Kochanie, wiem ze nawaliłem i nie dam rady juz tak żyć. On mnie nęka. Chce mnie dotykać, całować... Brzydze się już swojego ciała! Wszyscy mówią ze go już nie ma, a ja cały czas czuje, ze on tu jest, że chce mi coś zrobić. Przepraszam.. nie wytrzymam juz tak dłużej, doskonale, wiem ze będziesz się czuć źle, po tym jak odejdę. Wiem że mnie kochasz. Ja ciebie tez, dlatego możesz znaleźć sobie kogoś, przy kim będziesz szczęśliwy. Kto da ci miłość, i nie będzie chory. Przy kim będziesz mógł się zestarzec, mieć dzieci. To twoje życie, wiec proszę nie zmarnuj go do końca.
Jesteś najlepszym co mnie spotkało w życiu, starałem się dla ciebie, udawałem ze jest już lepiej, ale tak nie jest i doskonale o tym wiesz. Nie dam po prostu rady dłużej. Kocham cie. Będę przy tobie, zawsze. Tak jak on. Tylko proszę, nie rób nic głupiego. Nie warto. Żyj dla mnie... dobrze?
Kocham cie. Twój Michael. "Po przeczytaniu tego, co napisał do mnie warto liście, rozpłakałem się jak dziecko. Mój Michael nie żyje? Moje kochanie, które starałem się uzdrowić, starałem się, żeby miał godne życie, nie żyje... Dlaczego? Nie umiałem mu pomóc. To przecież moja wina, to ja jestem beznadziejny. Gdyby nie ja, to nigdy by tego nie zrobił.
Prosił mnie, żebym nie robił nic głupiego, że przy mnie będzie. Ale przecież to nie możliwe. Nie będę go już widział, nie będę przytulał, całował... nie będę już słyszał jego głosu, wołającego mnie, nie będę już nic miał. Moje życie, w jednej chwili, straciło jaki kolwiek sens. Niby po co mam znalesc sobie kogoś, przy kim będę szczęśliwy, jak ta osoba juz nie żyje. Przy nim byłem szczęśliwy. Tylko przy nim. To on, dawał mi radość z codziennego życia. Mimo iż było zwykle i nie idealne, żyłem właśnie dla niego.
- mogę go zobaczyć? - szepnąłem przez potok łez, które pojawiały się na moim poliku.
- niestety, przewieziono go już do kostnicy. Przykro mi Luke - powiedział lekarz, który znikąd pojawił się przy moim boku, i klepiąc lekko moje ramię.
Wróciłem do domu, cały zapłakany. W środku nie było nikogo, więc powoli, udałem się do mojego pokoju, i położyłem się na łóżku.
Przypomniało mi się, że Michael dał mi swoją bluzę, i inne rzeczy, które trzymałem pod łóżkiem w kartonie. Wziąłem wiec go do ręki, i zacząłem oglądać wszystkie jego rzeczy. Wtulilem się w jego bluzę, zaciągając się jego zapachem. Na głowę założyłem jego ulubionego full-cap'a. Położyłem się na łóżku na plecach, i zacząłem przeglądać każde nasze zdjęcie.
Wstawiłem kilka w ramkę i porozstawiałem je po pokoju. Wtulilem się jeszcze bardziej w jego bluzę, i zasnąłem, zmęczony po całym dniu.
___________
DOBRA TO JUŻ KONIEC JESZCZE EPILOG WIEC... OKEJ BIEGNĘ DO SCHRONU.. KC WAS ♡
![](https://img.wattpad.com/cover/39882609-288-k689662.jpg)