Rozdział 2

366 18 1
                                    

Kiedy wróciłam do swojego biura. Byłam wkurwiona, jednocześnie dziwnie pobudzona. Obecność Adama znów działał na mnie nie tak, jak powinna. Wszystko się sypało, gdy tylko był obok... Oparłam się dłońmi o biurko, głowę spuściłam do dołu. Musiałam zapanować nad dudniącym sercem.

– Zachowuj się! – Zaskoczona spojrzałam w stronę dziwi. 

Przełknęłam nerwowo ślinę, po czym się wyprostowałam. Musiałam założyć  masek zimnej, zobojętniałej suki.

– Wyjdź z mojego biura. – wskazałam dłonią na drzwi za jego plecami. Mój głos nie był zbyt przekonujący, bo pragnęłam, by został.

– Wróciłem jedynie z przyczyn zawodowych. –  Zmniejszył odległość pomiędzy nami. – Tylko dlatego. – Zaznaczył dobitnie.

– Czy ja twierdze, że jest inaczej? – przybrałam bojową postawę. – Nie wiem, o co się wściekasz?

– Dobrze wiesz! - warknął na mnie dość nieprzyjemnie. 

– Adam.... – Wydusiłam z siebie ochrypłym głosem, spuszczając nieco z tonu.

– Tak? – złapałam mnie za kark, druga dłoń spoczęła w dole moich pleców. – Co Aniołku?
Jego zapach mnie odurzył, zakręciło mi się w głowie od nadmiaru, emocji, wspomnień i pragnień, jakie we mnie wywołał tym jednym słowem.

Pragnęłam, żeby znów był mój tak jak kiedyś. Tylko mój....

– Ja... ja... – złapałam go za kark, chciałam poczuć jego wargi na swoich, przypomnieć sobie ich smak, miękkość. Chciałam przyciągnąć go do siebie, ale on stawił opór.

–Jestem tu jedynie z powodu klienta. –  ściągnął moje dłonie ze swojego karku. – Tylko dla tego. – powtórzył. 

Stałam jak idiotka z uchylonymi wargami, patrzyłam na niego z żalem. On nie był już mój.. mimo to  zapragnęłam o niego zawalczyć.

Kiedy wyszedł, ociężale z głębokich westchnieniem, opadłam na fotel.

 – Znów on?

– Co? – spojrzałam przelotnie na Sama, stojącego po drugiej stronie biurka.  Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi.  Moje myśli skupione były na Adamie. Dlaczego pozwoliłam mu odejść? Dlaczego o niego nie zawalczyłam? – Powtórz? - zwilżyłam spierzchnięte wargi. Przysuwając się bliżej biurka. – Co mówiłeś?

– Znów to samo? 

– Mów o co ci chodzi? – syknęłam zirytowana. – Nie mam czasu na zagadki. Do jasnej cholery.

– Jak tylko  brodacz  pojawił się na horyzoncie,  znów zaczynasz wariować.

– Ani słowa więcej! – skarciłam go wzrokiem, odsuwając się od biurka. – Zamknij się Sam! - podniosłam na niego głos. Rozdrażniona wstałam z fotela. – Nie ma mnie do końca dnia. Dla nikogo, żadnych telefonów. – Zaznaczyłam stanowczo. Zgarnęłam torebkę i płaszcz z kanapy. Ruszyłam w stronę drzwi. Pchnęłam je do przodu, po czym wyszłam. Drogę do windy pokonałam w ekspresowym tempie.

Nie potrzebne były mi jego głupie komentarze, skierowane w stosunku do mnie. Pamiętam jak długo zajęło mi podniesienie się po rozstaniu z Adamem. Po części była to jego zasługa. Za co byłam mu wdzięczna. I nie tylko za to, przede wszystkim, że nadal był ze mną w firmie. Ale jego kompetencje właśnie tu się kończyły. 

Kilku krotnie,  nerwowo wcisnęłam przycisk parteru, drzwi windy powoli się zamykały, kiedy ktoś  w ostatnim momencie wcisnął buta, pomiędzy metalowe drzwiami.

Ja pieprze!

Przewróciłam teatralnie oczami, że to właśnie musiał być Adam.  Czarny mokasyny z logiem H tkwił pomiędzy nimi.

Niegrzeczna Pani Prezes 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz