Rozdział 22

239 13 6
                                    

Ze zdumieniem przyglądałam się niespełna półtorarocznemu dziecku, jak wcina, aż mu się uszy trzęsą awokado, jajko i pomidory.
Moje wyobrażenie na temat dzieci było stereotypowe. Ciągły płacz, kupy, jedzenie parówek i słodyczy. W żadnym bądź razie warzyw i owoców. Odkąd Kacpiś się tu znalazł, nie uronił łzy.
Adam właśnie podał Kacprowi połówkę winogrona. Byłam niezwykle zdumiona, on wcinał wszystko, bez najmniejszego grymasu na twarzy.

- Julka, o co chodzi? - Zapytał niepewnie Adam. - Od kilku minut bacznie się nam przyglądasz. Coś jest nie tak?

Szczerze się uśmiechnęłam.

- W żadnym bądź razie. Jestem zdumiona, tym jak mały wszystko je. Jak ci się udało tego dokonać?

- Myślałaś, że dzieci jedzą tylko parówki na śniadanie? - Maluch siedzący na kolanach Adama, zgarnął z blatu stołu kawałek awokado, po czym nieporadnie brudząc siebie przy tym twarzyczkę, włożył sobie go do ust.

- Yhmm... - Przyznałam z zakłopotaniem. - Ja i dzieci, sam wiesz. Raczej od nich stroniłam. Dlatego nie mogę się nadziwić tym, co widzę.

- Od kiedy Kacper mógł spożywać stałe pokarmy, staraliśmy się, mu je powili podawać. O dziwo jadł to, co my, nawet więcej smakowało mu. - Przepełniała go rodzicielska duma i słusznie. - dlatego teraz nie mamy najmniejszego problemu z jedzeniem. -

- Rozumiem... - Wgryzłam się w swoją kanapkę z awokado i jaka. Żeby zapchać usta.
Miło mi się na nich patrzyło, jednakże wspominanie tej suki przy śniadaniu, mniej mi się podobało. Dlatego nie ciągnęłam dłużej tematu.
Po skończonym śniadaniu posprzątałam ze stołu. W tym czasie Adam przebrał i przewinął małego. Zaczynałam się powoli stresować, on musiał za chwilę wyjść z domu, jeśli chciał zdążyć na spotkanie, do którego tak pieczołowicie się przygotowywał wczorajszego wieczora.
Ktoś musiał zostać z małym, ja się do tego kompletnie nie nadawałam. Dlatego siostra Adama miała do nas przyjechać i go popilnować, dopóki Adaś nie wróci z pracy.
Miała być u nas jakieś piętnaście minut temu, nadal jej nie było.

- Julka ja muszę już wychodzić. - Chłopaki wrócili do kuchni. Adaś miał na sobie garnitur, trzymał na rękach Kacpra, ubranego w niebieskie śpioszki w białe chmurki. Czy było coś seksowniejszego od tego widoku? Kiedyś pomyślałabym, że nagi Adam. Teraz z dzieckiem na rękach, wybłagał seksownie i męsko. Podobało mi się to, co widziałam, bardziej niż się spodziewałam. On w roli ojca. Nasze rozstanie, nie poszło na marne, dostał to, na czym mu zależało, a ja dać mu tego nie mogłam. - Zuza nie odbiera telefonu, nie wiem, gdzie jest. - Dodał zmartwiony.

- Może padła jej komórka. - Odstawiłam filiżankę z kawą na stół. Wstałam i podeszłam do chłopaków. - Jestem pewna, że nic się jej nie stało. - Spojrzałam mu w oczy.

- Mam taką nadzieję. - Odparł posępnie. - Wiem, jak bardzo boisz się sama z nim zostać, ale jeśli zaraz nie wyjdę, spóźnię się na spotkanie.

- Ja się niczego nie boje. - Odparłam hardo. Wyciągając przed siebie ręce po malucha. Wiem, jak bardzo stresował się dzisiejszą prezentacją, do tego ta niespodzianka w postaci syna, bardzo go zestresowała. Bynajmniej nie dlatego, że nie chciał się nim zajmować. Bardziej dlatego, że jego sukowata matka, go zostawiła. Chciałam zdjąć mu z barków trochę zmartwień. -  Opieka nad dzieckiem, nie może być trudniejsza od prowadzenia firmy i od pracy z samymi facetami. Umiem poradzić siebie z nimi. Poradzę sobie z półtorarocznym dzieckiem. - Zapewniłam go, nie widząc we własne słowa.

- Jesteś pewna? - Wstrzymałam oddech, kiedy Kacper znalazł się w moich ramionach. Nie płakał, raczej to ja byłam bliska płaczu. Bałam się, że zrobię mu przypadkiem krzywdę. Nigdy bym siebie tego nie wybaczyła.

Niegrzeczna Pani Prezes 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz