Rozdział 4

372 18 2
                                    


- Nie mogę już patrzeć,  na twoją posępną minę.  Co się dzieje?

- Co? - pogrzebała widelcem po talerzu. Nawet nie tknęłam tego, co zamówił nam Sam.

- Nie smakuje ci? - zapytał przejęty. - Lubisz chińszczyznę.

- Smakuj. - spojrzałam na niego z ukosa.  Siedzieliśmy u mnie w mieszkaniu na kanapie. - Jakoś nie jestem głodna. - odstawiłam talerz na stolik przed nami. Chwyciłam za kieliszek z winem.

- Za to spragniona alkoholu jesteś. - skomentował złośliwie.

- A żebyś wiedział. - powoli umościłam się obok niego. - Co się czepiasz? Możesz zjeść moją porcję.

- Martwię się, coś poszło nie tak w  wolontariacie?

- Wszystko jest okej.

Od kilku miesięcy udzielam się wolontaryjnie w ośrodku dla młodzieży z niepełnosprawnościami. Nigdy nie podejrzewałam, że mam w sobie tyle empatii i energii, którą dawaliśmy sobie nawzajem. Poznałam tam wiele wspaniałych osób, których życie w żaden sposób nie oszczędzało, a mieli więcej energii do życia niż ja. Przykro patrzeć, jak inni cierpią, podczas gdy ty masz praktycznie wszystko, co możesz sobie wymarzyć. Zapragnęłam podzielić się tym z innymi. Mój ojciec nie zabrał do grobu pieniędzy, które spieniężył. Ja też ich nie zabiorę. Początkowo miałam to być pomoc pieniężna, z czasem polubiłam ich towarzystwo. I tak oto niepokorna Julia mająca wszystko i wszystkich w poważaniu. Udzielała się charytatywnie.
No dobra nie do końca, tak było. Mama zawsze była u mnie na pierwszy miejscy. Z czasem grono się poszerzyło o mojego ojczyma, braci. Do kompletu przyszedł Sam. Na końcu dołączył Adam, który rozpieprzył cały system.

- To o co chodzi? Tylko bez ściemy. - jego ton był surowy. - Brodacz?

- Nie wciskaj nosa w nieswojo sprawy. - odpowiedziałam złośliwie.

- Twoja chwilowa zmiana nie mogła potrwać długo. Nie? - zaśmiał się gardłowo. - Dzisiejszy obiad był w ramach przeprosin?

-Uhmmymmm - pokiwałam głową, uśmiechając się uroczo. - Jak ty mnie dobrze znasz.

- Jesteś urocza, kiedy się uśmiechasz. - złapał mnie za pliczek. Kciukiem pogładził dołeczki na nim. - Urocza, kiedy się  złościsz i urocza, kiedy dochodzisz na moim kutasie. Małe rozluźnienie na koniec dnia? - zaproponował.

- Nie. - znów pokręciłam głową. - Umówiliśmy się na coś. - przypomniałam mu.

- Wiele razy się umawialiśmy i wiele razy ta obietnica została przerwana. - wytknął mi.

- Jak twoja dziewczyn? - zapytałam. Zmieniając temat. Może Adam miał racje, wcale się nie szanuje. Obiecuje sobie coś, po czym samej sobie nie dotrzymuje słowa.

- To nie dziewczyna. Koleżanka od pieprzenia. - wyznał.

- Czy w tych czasach nie można już stworzyć normalnego związku? - westchnęłam zrezygnowana. W towarzystwie, w którym się obracałam nie było ani jednej szczęśliwej pary. Sami „ friends with benefits"

- Można. - uśmiechnął się szeroko.  - My taką możemy stworzyć. Daj nam tylko szansę. - Jego pijane oczy wwiercały się w mnie coraz intensywniej.

- My? - zaśmiałam się głupkowato. - To nie ma szans. - Upiłam łyk wina. - Ze mną lepiej nie mieć nic do czynienia. Jestem beznadziejnie beznadziejna. - zaparzyłam się w kieliszek wina. Moje życie było smutne....

- Nie zgadzam się, jesteś wspaniała. - położył dłoń na moim kolanie. Był to raczej przyjacielski gest nieźli z podtekstem. - Jesteś wspaniałą silną kobietą. Mogę cię przytulić? 

Niegrzeczna Pani Prezes 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz