Usiadłam wraz z nią obok rodziców, spojrzałam się w stronę rodziny Sully i zobaczyłam te same oczy co przy pierwszym spotkaniu..
Jego oczy wpatrywały się na mnie z żalem, bardzo żałowałam mojego zachowania. On chciał tylko mi pomóc...muszę z nim porozmawiać. Cały klan się cieszył, była to bardzo rodzinna atmosfera.
- Ronati, kochanie uśmiechnij się - Powiedziała moja mama, zostawiając mnie na chwilę samą. Byłoby wszystko okej gdyby obok mnie nie dosiadł się Rotxo, gdy dosiadł się do mnie natychmiast wstałam i poszłam szybkim krokiem w kierunku lasu. Słyszałam łamane gałęzie za moimi plecami, co ewidentnie wskazuje na to że ktoś za mną idzie. Modliłam się do Eywy by to nie był Rotxo, usiadłam nad wodą w moim ulubionym miejscu. Było tu pełno zieleni, to jest jedno z piękniejszych miejsc w klanie. Usiadłam nad brzegiem jeziorka, i modliłam się by nie zacząć płakać. Poczułam jak ktoś siada obok mnie i przytula. To był Neteyam. Gdy tylko poczułam jego ciepło rozpłakałam się, na myśl że więcej nie spędzę z nim czasu.
- Neteyam? O wszechmatko jak dobrze że to ty, nawet nie wiesz jak bardzo cię przepraszam. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło... - Powiedziałam łamiącym się głosem.
- Cii..to nie jest narazie ważne - Powiedział czule mnie obejmując.
- Naprawdę zrobię wszystko byś mi wybaczył - Powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Wszystko? - Powtórzył.
- Tak... - Odpowiedziałam.
- Więc..pocałuj mnie - Powiedział patrząc na mnie z wielkim uśmiechem na ustach. Położył swoje dłonie na moich policzkach i złączył nasze usta w pełnym stęsknienia pocałunku. Nie chciałam więcej udawać że mi na nim nie zależy, i chyba muszę mu to powiedzieć. Więc musiałam przerwać na chwilę pocałunek.
- Neteyam..widzę cię - Powiedziałam.
- Widzę cię Ronati - Powiedział uśmiechając się.
- Chcesz zrobić coś szalonego?.. - Spytałam.
- Z tobą zawsze - Odpowiedział. Posadził mnie na swoich kolanach, wskazałam na jego warkocz chwytając za swój. Po chwili nasze warkocze połączyły się, a ja z Neteyamem znowu się pocalowaliśmy.
- Teraz jestem tylko twoja Neteyam, będziemy parą do końca życia. - Powiedziałam na co on się uśmiechną, minęło kilka minut a ja z Neteyamem zasnęłam. Oczywiście nie byłoby to normalne gdyby ktoś nie zagłuszył naszego snu.
- Matko ja myślałam że się mordujecie, ale chyba się myliłam. - Powiedziała Tsireya.
- Jezu Tsireya, co ty tu robisz? - Spytałam, odsuwając się od Neteyama.
- Spokojnie Rona, ja wiem co jest mi3dzy wami - Powiedziała.
- Tsireya, nie mów narazie nikomu okej? - Powiedział z powagą Neteyam.
- Jesteście razem? - Spytała.
- Połączyliśmy się... - Odpowiedziałam, łapiąc wojownika za rękę.
- OH W KOŃCU! Nawet nie wiecie jak się cieszę! Było to widać gołym okiem że będziecie ze sobą chodzić. - Powiedziała.
- Dobra, już cicho. Proszę nie mów nikomu.. - Powiedziałam.
- Macie moje słowo, ale wracajmy już bo ojciec się martwi Ronati. - powtórzyła. Po tym incydencie wstaliśmy i poszliśmy do wioski, gdy doszliśmy do całego zgromadzenia zobaczyłam że moja mama...płacze?
- Mamo, co się stało? - Spytałam siedząc obok niej.
- Ludzie z nieba! Oni zabili Roe! Moją duchową siostrę i jej maleństwo! - Krzyknęła matka drżącym głosem, również uroniłam kilka łez. Pokazałam Tsireyi by została z nią a ja podeszłam do taty.
- Tato..możemy porozmawiać? - Spytałam.
- Wręcz musimy - Powiedział, biorąc mnie na zewnątrz.
- Mogę wiedzieć czemu uciekłaś z kolacji? Jeszcze z najstarszym synem Sulliego? - Spytał.
- No właśnie...musiałam się pogodzić z Neteyamem, tak jak mówiłeś. Wyszłam z kolacji ponieważ Rotxo mnie wkurzył, i nie miałam ochoty na niego patrzeć. No i wtedy pobiegł za mną Neteyam i.... - Nie dokończyłam, za bardzo się bałam..
- I? - Nie chciał dać za wygraną mój ojciec.
- I...eh..połączyliśmy się... - Powiedziałam, skupiając swój wzrok na oceanie.
- Oh córko...ja rozumiem że wy się lubicie i to aż tak...ale nie uważasz że to za szybko? Oni są tu dopiero tydzień... - Spojrzał na mnie jak na idiotkę, i tak się czułam.
- Wiem ojcze, bardzo przepraszam. Wolę mówić prawdę i za to płacić niż cię kłamać. - Powiedziałam, akurat w tym momencie migiem pojawił się obok nas ojciec wojownika. Jake Sully.
- Tonowari, musimy pilnie porozmawiać - Powiedział.
- Tak musimy, czy.. - Nie zdążył powiedzieć bo toruk makto mu przerwał.
- Ludzie nieba atakują kolejnego tulkuna, są tam dzieci. Moje i twoje - Dokończył.
- Nadziały się na demonów? - Spytał wódz, ja szybko pobiegłam do Marui Sullych ale nikogo tam nie było...Neteyama też.. Przywołałam swoje ilu, i zaczęłam płynąć w stronę statku. Szukałam ich wszystkich, zobaczyłam na statku Tuk, Lo'aka i Tsireye...co ona tu robi?! Zobaczyłam że chwilowo nie ma nikogo z nimi, więc korzystając z okazji podbiegłam do nich.
- Ronati! - Krzyknęła najmłodsza. Tuk.
- Już was uwalniam - Powiedziałam kucając przy pierwszym Lo'aku, ale gdy tylko kucłam...poczułam jak ktoś przykłada mi broń z tyłu głowy.
- Kolejna rybka do kolekcji? - Powiedział człowiek.
- Tej chyba nie darujemy, mam rację pułkowniku? - Spytał..chyba wodza
- Zabić ją. - Usłyszałam rozkaz i natychmiast zamknęłam oczy, słyszałam tylko błagalne głosy innych...
( 800 słów )
Siemka! Wlatuje kolejny rozdział! Przepraszam za to że jestem polsatem ale tak wyszło..Możecie dzielić się swoją opinią w kom, chętnie poczytam!😏👀
CZYTASZ
Eywa Jednoczy || Avatar ~
Teen FictionNeteyam x Ronati ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ - Jest inny czemu miałby być z kimś takim jak ja? - - Ronati...Neteyam powiedział mi że cię widzi... - Ja też go widzę Tis... - ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ⚠️UWAGA⚠️ ~ Przekleństwa ~...