epilog

95 6 3
                                    

Léa podążała spokojnie przez znane sobie ulice, kierując się w tylko sobie znaną stronę. Ciągła za sobą swoją walizkę, rozmawiając przy okazji z Frollem i Bommo. Ich towarzystwo było jej jedyną odskocznią od codziennych obowiązków w domu i w szkole. Tak samo jak tamten wyjazd na kilka dni do Stanów. Planowała go od dawna, ale dopiero wtedy miała na to wystarczająco dużo środków i czasu, by go zrealizować.

- Léa... - mruknął Froll, przytulając się do policzka swojej przyjaciółki.

- Froll... - odpowiedziała mu w ten sam sposób, zerkając na niego kątem oka.

- Bommo!

Dziewczyna zaśmiała się wraz z Frollem na słowa Bommo. Polubiła go i to bardzo. Kilka razy też wychodziła też z nim na misje, które szły bardzo dobrze. Froll był jednak jej bliższy i nie zamierzała z niego rezygnować. Był jej najlepszym przyjacielem i to się miało nie zmienić.

Jak fakt, że Martin zawsze wiedział, gdzie była i co robiła.

Léa podskoczyła w miejscu, gdy ktoś koło niej zaczął trąbić. Spojrzała tylko w swoje prawo, podczas gdy jej mali przyjaciele schowali się w jej kieszeni. Rozpoznała tamto auto niemalże od razu i westchnęła ciężko, przystając na moment. Odwróciła się do siedzącego za kółkiem chłopaka, wiedząc, że raczej nie odpuści.

- Mi finirai, amico. - warknęła, nie ruszając się nawet z miejsca. Zdawała sobie sprawę, dlaczego tam był, nie dziwił jej nawet fakt, że przyjechał specjalnie dla niej.

- Anch'io sono felice di vederti, bellissima. - odpowiedział Martin, uśmiechając się szeroko. Léa lubiła jego uśmiech, te dołeczki w policzkach, których nie pokazywał za często i na pewno nie w obecności innych. - Wsiadaj, podwiozę cię.

- Ostatni raz, Martin. - westchnęła, podchodząc do samochodu bliżej. Prędko wrzuciła swoją torbę na tylne siedzenia.

- Non lo prometto.

Nic innego jej nie pozostawało, jak wejście do samochodu Martina i danie się mu zawieźć na lotnisko. Zdawała sobie sprawę, że takim osobom, jak on, się nie odmawiało. Znała go też zbyt dobrze, by wiedzieć, do czego był zdolny i jak bardzo przekonujący.

- Na lotnisko. - powiedziała jedynie, kiedy w końcu ruszył. Nie spojrzała nawet na niego, choć on sam zerkał na nią co chwilę.

- Już się robi.

~*~

Po odebraniu swojego bagażu, Léa skontaktowała się ze swoją przyjaciółką, która była na wymianie uczniowskiej w Nowym Jorku właśnie. Wyszła z zatłoczonego budynku lotniska, po czym wystukała wiadomość do Gianny.

Léa: Podaj mi adres twojego akademika albo szkoły
Léa: SZYBKO!

Gianna, choć dopiero po kilku minutach, w końcu odpisała przyjaciółce, najzwyczajniej w świecie wysyłając jej adres swojej uczelni. Léa natychmiast złapała taksówkę i pokazała mężczyźnie, gdzie jechać. Ten od razu skierował się pod wskazany adres.

Uczelnia, w której uczyła się Gia, była ogromna i Léa zastanawiała się, jak jej roztrzepana przyjaciółka w ogóle się tam odnajdywała. Była z niej jednak niesamowicie dumna, bo jako jedyna z ich roku została wysłana na wymianę uczniowską do Stanów, nawet jeśli nie miała najlepszych wyników. To znacząco wyróżniało ją wśród innych.

Nie trudno było ją też rozpoznać wśród uczniów. Gię wyróżniały włosy - długie, czarne, a jednak od połowy w kolorze szarości. Do tego miała duże, zielone oczy, tatuaż dwóch węży na plecach - symbolizujących jej przyjaźń z Léą - paznokcie pokolorowane na szaro. Nosiła również biżuterię w postaci kolczyków i naszyjnika. W dodatku często można było ją zobaczyć w czarnej sukience mini, w kabaretkach o małych oczkach oraz kurtce lotniczej, którą dostała niegdyś od starszego brata, a także czarnych kozaków co kolan. To była cała Gianna.

Koło niej Léa zobaczyła również znaną sobie dziewczynę, którą zdążyła poznać ostatnim razem. Zoé, bo tak miała na imię, była dziewczyną o jasnej karnacji, brzoskwiniowych ustach oraz niebieskich oczach. Posiadała blond włosy sięgające łopatek − dłuższe z tyłu oraz krótsze, do ramion, z przodu. Kosmyk po lewej stronie był koloru różowego, a na głowie znajdowała się niebieska czapka typu smertfetka. Ubrana była w białą bluzkę, z nadrukiem żółtych, różowych oraz niebieskich sześciokątów układających się w kształt kwiatka. Na to założoną miała skórzaną kurtkę typu ramoneska. Dolna część stroju to spodnie rurki w kolorze żółtym ozdobione brązowym plecionym paskiem ze srebrną klamrą. Nad lewym kolanem była widoczna dziura w spodniach, zaszyta materiałem o tym samym wzorze, co prawy but dziewczyny. Zoé nosiła również wysokie żółto-różowo-niebieskie trampki. Lewy but posiadał nadruk z sercami, natomiast prawy − z gwiazdkami. Na lewym nadgarstku znajdowały się natomiast dwie bransoletki: szersza biała z żółto-czerwonym wzorkiem oraz brązowa z niebieskimi koralikami.

- Léa!

- Gia!

Zoé zaśmiała się, kiedy obie dziewczyny wpadły sobie w ramiona, niczym stęsknione za sobą dzieci. Nie odbiegało to też wcale od prawdy, tyle że były już praktycznie dorosłe. Patrzyła na nie i trochę im tego zazdrościła, bo mimo że trzymała się bliżej z Gianną, to nie było to samo.

- Cześć, Zoé. - przywitała się Léa, patrząc na nastolatkę z uśmiechem. Jej szare oczy błyszczały, co doskonale można było zauważyć.

- Hej. - przywitała się Zoé, trochę zakłopotana zaistniałą sytuacją. Lubiła obie nastolatki, ale patrzenie na nich wtedy sprawiało jej ból.

- Nooo chodź. Ja wiem, że chcesz się przytulić.

Léa przyciągnęła dziewczynę do uścisku i zamknęła obie w swoich ramionach. Cieszyła się, jak głupia, że znów ich widziała, ale nie mogła nic na to poradzić. Nawet Froll, który znał dobrze Gię, był podekscytowany ponownym zobaczeniem jej, nawet jeśli nastolatka nie miała o nim zielonego pojęcia.

- Może pójdziemy do jakiejś kawiarnii na spokojnie porozmawiać?

- Chcesz mi o czymś powiedzieć. Twoje oczy świecą, Léa. - powiedziała Gia, przyglądając się przyjaciółce z zaciekawieniem. Znała ją tak dobrze, że niektóre zachowania mówiły same za siebie. - Jest tam jakiś chłopak? Czy może wróciłaś do Martina? - zagadnęła, dźgając dziewczynę między żebra.

- Dobrze pamiętam, że Martin to ten od... - zaczęła Zoé, przypominając sobie z opowiadań Gianny o chłopaku Léi, z którym przecież zerwała.

- Tak. - przytaknęła od razu blondynka, na co młodsza z dziewczyn przytaknęła skinięciem głowy. - I właściwie dużo się wydarzyło. Mam nadzieję, że skończyłyście zajęcia.

Gia i Zoé spojrzały na siebie nawzajem, jakby się porozumiewając. Zaraz po tym przeniosły wzrok na Léę, która od razu zrozumiała, że będzie musiała im wszystko dokładnie streścić - z pominięciem spotkania z mistrzem Fu i znalezieniem nowego Miraculum, a także kilku pomniejszych rzeczy.

- Więc... Jak ma na imię?

- Gia... - westchnęła Léa, widząc wzrok przyjaciółki. Pokręciła głową sama do siebie, nieświadomie się uśmiechając. Och, tęskniła za tym jednym chłopakiem. - Ma na imię Luka i jest totalnym przeciwieństwem Martina.

Léa zaśmiała się, słysząc cichy pisk swojej przyjaciółki.

Zapowiadał się długi dzień i długa rozmowa.

~~~~~~~~~~
- Mi finirai, amico. - Wykończysz mnie, człowieku.

- Anch'io sono felice di vederti, bellissima. - Też się cieszę, że cię widzę, piękna.

- Non lo prometto. - Nie obiecuję.

Miraculous: Biała Wilczyca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz