rozdział 15

179 19 5
                                    

Dochodził wieczór, kiedy Léa stała na moście, czekając na przyjście Luki. Chłopak zaprosił ją na spacer, jeden z ostatnich tak naprawdę. Chciał spędzić z nią ten ostatni czas przed jej wyjazdem, chciał, by zapamiętała go najlepiej, jak tylko mogła.

- A panienka, co robi tutaj tak sama? Może lody?

Léa odwróciła się nagle za siebie, dostrzegając zaledwie kilka metrów dalej wysokiego mężczyznę przy kości. Jego oczy były koloru brązowego. Na głowie miał czarny beret, spod którego można było ujrzeć czarne włosy, natomiast nad górną wargą znajdowały ledwie zarysowane wąsy. Mężczyzna ubrany był w koszulkę z krótkim rękawkiem. T-shirt był koloru białego z niebieskimi, poziomymi pasami. Pod szyją zawiązana była czerwona apaszka. Na to założony miał długi fartuch w kolorze granatowym, który związany był na szyi oraz w talii. André miał na sobie również granatowe spodnie oraz czarne buty.

- O, dobry wieczór, proszę pana. - przywitała się Léa, uśmiechając się do mężczyzny. - Z przyjemnością, ale może kiedy przyjdzie mój przyjaciel? Zjemy sobie razem te lody, dobrze?

- Oczywiście. - przytaknął od razu, nie mając żadnych przeciwwskazań do tamtych słów. Liczył na to, że dziewczyna weźmie od niego lody, a skoro mówiła o jakimś przyjacielu... - A jak w ogóle ma panienka na imię?

- Léa Lemaire. - przedstawiła się z uśmiechem.

- Dobry wieczór, André.

Zarówno dziewczyna, jak i mężczyzna odwrócili się za siebie, gdzie pojawił się uśmiechnięty Luka. Chłopak podszedł do nich bliżej, stając obok Léi.

- Chyba możemy skosztować tych lodów, prawda? - odezwała się dziewczyna, ponownie odwracając się do mężczyzny przy wózku.

André ucieszył się wielce na tamte słowa i natychmiast podszedł do swojego stanowiska, zaczynając przyrządzać dla nich lody. Léa i Luka od razu do niego podeszli, słuchając ich z uśmiechem. Mężczyzna wziął czekoladowy rożek waflowy w kształcie kieliszka do wina, po czym zaczął je odpowiednio nakładać.

- Pistacja, czyli orzech szczęścia. Tak samo, jak wasza relacja może przynieść wam szczęście. - zaczął André, nakładając pierwszą kulkę lodów. - Truskawka. Lody truskawkowe są wysoce tolerancyjne, oddane i wyciszone. Cechuje je także logiczne myślenie i rozwaga. - ciągnął dalej, co chwilę na nich spoglądając, jakby chcąc się upewnić, czy dobrze wybierał smaki. - I wanilia. Miłośnicy tego smaku są impulsywni, wierzą w ideały i mają skłonności do podejmowania ryzyka. W życiu kierują się sercem i intuicją. Zazwyczaj są to osoby bardzo towarzyskie, otwarte, życzliwe i uczuciowe. Bywają też porywcze. - dokończył, po czym odwrócił się do nastolatków z uśmiechem. - To wasze idealne połączenie, kochani. Mam nadzieję, że zasmakują i wrócicie po jeszcze.

André podał Luce lodu, jak zwykle zwieńczone małą wiśnią i połączone z dwiema łyżkami. Nastolatkowie od razu za nie podziękowali i odeszli stamtąd, by spokojnie zjeść ów lody. Prędko usiedli na jednej z ławek, twarzą do siebie.

- Miły ten cały André. Proponował mi lody, ale ty się nagle zjawiłeś. - odezwała się Léa, biorąc do ręki jedną z łyżeczek, które dał im André.

- Wiedziałem, że cię tu znajdę, ale nie sądziłem, że jego też. - zaśmiał się Luka, by już po chwili spojrzeć na jej twarz. - Podobno lody André mają magiczną moc pomagania ludziom znaleźć prawdziwą miłość, a pary, które podzielą się lodami André, będą zakochane na zawsze.

Dziewczyna spojrzała na trzymane przez chłopaka lody, a później przeniosła swój wzrok na niego. On niezbyt przejmował się tamtymi słowami, a przynajmniej takie miała wrażenie, kiedy jadł tamten zimny deser, nie zwracając na nią zbytniej uwagi.

A tak właściwie, trochę bał się spojrzeć jej w oczy po swoich słowach. Wierzył w nie, wielokrotnie przecież widział, że pary, które je jadły, później były razem w związku. Nie chciał przyznać tego sam przed sobą, ale związek z Léą był jego skrytym marzeniem od jakiegoś czasu, nawet jeśli nie znali się szczególnie długo.

Zaraz i ona skosztowała tamtych lodów, od razu stwierdzając, że były jednymi z najlepszych, jakie kiedykolwiek jadła. Smak rozkoszy wydobył się z jej ust, na co Luka zareagował cichym śmiechem. Léa spojrzała na niego, dopiero wtedy rozumiejąc, dlaczego się śmiał.

- Przestań. Po prostu pierwszy raz jem tak dobre lody.

- Przecież nic nie mówię. - zaśmiał się, unosząc ręce do góry. Léa pokręciła tylko głową, śmiejąc się pod nosem. - Masz coś... - dodał, wskazując na swoją twarz. Ona sama prędko zaczęła się wycierać.

- Już?

Luka pokiwał głową, nachylając się w jej stronę. Dotknął jej policzka jedną dłonią, kciukiem ścierając niewielką ilość lodów z kącika jej ust. Patrzył w jej oczy, ona w te je... Tamten gest był impulsem, który zapieczętował to wszystko, co ich wtedy łączyło. Jego usta odnalazły te jej. Ich oddechy mieszały się ze sobą, serca zaczęły bić jednym rytmem.

Léa uśmiechnęła się szeroko, spuszczając wzrok, kiedy w końcu się od siebie odsunęli. Luka zabrał swoją dłoń, ale wciąż na nią patrzył, nie mogąc oderwać wzroku. Na policzkach ich obu można było dostrzec róż, ale nie zwracali na to uwagi.

- Umm... Skończmy może te lody, zanim całkowicie się rozpuszczą. - zaproponowała Léa, kiedy cisza między nimi zaczęła się niebezpiecznie zagęszczać.

- Przepraszam za to. Ja po prostu...

Tym razem to ona zamknęła mu usta pocałunkiem. Prędko się jednak odsunęła, zakładając kosmyk swoich białych włosów za ucho. Jej szczery i wyjątkowo uroczy uśmiech sprawił, że wszelkie obawy Luki zniknęły bezpowrotnie. Zrozumiał wtedy, że Léa też odwzajemniała jego uczucia, że czuła to samo, co on do niej. Czuł się spełniony, szczęśliwy...

Dopóki nie dotarło do niego, że miała wyjechać już za kilka dni.

~*~

- Léa? - zaczął Luka w pewnym momencie, zerkając na nią kątem oka. Trochę bał się pytać, ale z drugiej strony tak bardzo pragnął odpowiedzi na nurtujące go nieustannie pytanie.

- Co się stało? - spytała Léa, przenosząc na niego swój wzrok. Była ciekawa, o co chodziło.

- Myślałaś o tym, co z nami będzie, gdy wyjedziesz?

Léa westchnęła cicho, spuszczając głowę. Zastanawiała się nad tym w ostatnim czasie wyjątkowo często, ale tak naprawdę nie wiedziała, co mogliby zrobić w tej całej sytuacji. Ona nie mogła zostać, a on zapewne też nie mógł się tak nagle przeprowadzić do Włoch. W Paryżu miał rodzinę, przyjaciół, dom. Ona swoich zostawiła w Rzymie. W dodatku szkoła... Nie zostało jej tak wiele, ale czy na pewno chciała się na stałe przeprowadzić do Francji?

- W ostatnim czasie myślę właściwie tylko o tym. - przyznała cicho, przejeżdżając dłonią po swoich włosach. - Nie mogę tu zostać, bo i tak jestem już tydzień w plecy w szkole. Niedługo kończę, więc będę mogła tu wrócić w wakacje i wszystko będzie dobrze. A przynajmniej taką mam nadzieję.

- A co z Martinem? Znów będziecie się widywać.

- Aktualnie leży w szpitalu, tak się składa. I byłam u niego dzisiaj. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, nie powinien robić więcej problemów. - odpowiedziała od razu, przypominając sobie rozmowę z ów chłopakiem. Czuła ulgę, że miała to już za sobą. - Chciał nawet, żebym cię do niego zabrała, ale nie wiem, czy byłby to dobry pomysł.

- Po jego ostatnim uścisku dłoni nie mogłem aż tak często grać przez kilka dni. Ma chłop parę w rękach.

Léa zaśmiała się cicho, łapiąc dłoń Luki i opierając głowę na jego ramieniu.

I jak mogła wtedy go tam zostawić i wrócić do siebie?

Miraculous: Biała Wilczyca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz