- Dlaczego to zrobiłaś? - spytała Marinette, głaszcząc miękkie, białe włosy Léi, która leżała na jej udach, wciąż lekko roztrzęsiona. Dziewczyna próbowała dojść do siebie po tym, co się stało i na co tak naprawdę zgodziła się sama. Bo w końcu życie kuzynki było ważniejsze, niż jej własne.
- Martin i reszta to nieprzewidywalni kolesie. Podpadniesz im raz, nie będziesz miał życia, aż do śmierci. - powiedziała cicho, pociągając nosem. - A ja zadawałam się z Martinem przez pewien czas. - dodała, odwracając się twarzą do kuzynki. Ta spojrzała na nią, zaprzestając na chwilę swoich czynności.
- A czemu w ogóle z nimi poszłaś? Mogłaś uciec razem ze mną.
Léa podniosła się do siadu i spojrzała w jej stronę, łapiąc za dłoń. Wciąż była nieco roztrzęsiona, ale musiała uświadomić młodszą dziewczynę w pewnej kwestii. Doskonale wiedziała, czym zajmował się Martin i jak niebezpieczny potrafił być. A to nigdy nie wróżyło nic dobrego.
- Tak ci się tylko zdaje, Marinette. Okey, mogłam uciec razem z tobą, ale oni prędzej, czy później i tak by mnie złapali i byłoby tylko gorzej. Dlatego poprosiłam Lukę, żeby was powiadomił.
- No okey. I tak dobrze, że od razu po nas przyszedł. - powiedziała ciemnowłosa, wzdychając cicho. Kłócenie się wtedy nie miało sensu, szczególnie że Léa potrafiła być uparta. No i cała ta sytuacja... - Przynieść ci coś? - spytała, zmieniając temat ich rozmowy. Białowłosa podciągnęła nogi po samą brodę i objęła je rękoma.
- Jeśli możesz, to ciastka czekoladowe. Zawsze poprawiają mi humor. - stwierdziła, posyłając w jej stronę uśmiech. Zaraz jednak odwróciła się do swojego kwami, które pojawiło się koło jej twarzy. - I Frollowi też.
- Da się załatwić.
Marinette wkrótce wyszła, zostawiając dziewczynę w obecności kwami wilka. Stworzonko usiadło na jej kolanie, przytulając się do niego, jak do poduszki.
- Dobrze, że nic ci się nie stało, Léa. - powiedział Froll, na co nastolatka uśmiechnęła się delikatnie. Wbrew pozorom, Froll potrafił być naprawdę opiekuńczy względem niej, mimo że to powinna być jej rola.
- Tak. Bardzo dobrze.
~*~
Już następnego dnia Léa skontaktowała się z Luką, proponując mu spotkanie. Miała wyrzuty sumienia, że zostawiła go samego, ale też chciała mu podziękować za to, co dla niej zrobił - nie liczyło się nawet to, że sama go o to poprosiła. To dzięki niemu i Marinette tak naprawdę nic jej nie było, bo kto wie jak mogła się skończyć tamta sytuacja.
- Luka! - zawołała, widząc chłopaka na horyzoncie. Nie zwlekała długo i zaczęła biec w jego kierunku.
- Léa! - powiedział głośno, pozwalając jej chwilę później wpaść w swoje ramiona. Nastolatka od razu wtuliła się w jego ciało, czując się w jego ramionach naprawdę bezpiecznie. - Wszystko w porządku? Nic ci się nie stało? - spytał zmartwiony, nie odsuwając się od niej. Kiedy tam stał, z nią w ramionach, świat zdawał się nie istnieć.
- Jestem cała, jak widać. - zaśmiała się, w końcu się od niego odsuwając. Przejechała dłonią po swoich nienaturalnie białych włosach, posyłając mu delikatny, aczkolwiek szczery uśmiech. - Dziękuję, że ich powiadomiłeś. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę. - dodała zgodnie z prawdą, nie potrafiąc wyrazić nawet swojej wdzięczności.
- Wystarczy, że nic ci nie jest.
Léa myślała, że się tam rozpuści. Poczuła przyjemne ciepło gdzieś w środku i zrozumiała, że taka miłość była znacznie lepsza niż ta, którą przeżyła z Martinem. Choć czy mogła to nazwać miłością, skoro nawet nie znali się aż tak długo?
- Przejdziemy się? - zapytała, chcąc nieco uspokoić swoje szybko bijące serce. Wiedziała, że mogła być w stu procentach sobą przy nim i nie zamierzała udawać, nawet jeśli skrywała kilka tajemnic.
- Jasne. - przytaknął bez ani grama zawahania, co przyprawiło ją o kolejne mocniejsze uderzenie serca.
Léa nigdy nie pomyślałaby, że te głupie odwiedziny rodziny w Paryżu przyniosą jej tak wiele, jak wtedy. Nie spodziewała się wpaść na Martina i o mało nie zostać przez niego uwięziona. Nie spodziewała się spotkać chłopaka, który tak zawróci jej w głowie w zaledwie kilka dni. Nie liczyła na wiele, miała po prostu załatwić swoje i wrócić... Tymczasem jej życie płatało jej figle, dając do zrozumienia, że nie było tak łatwo.
- Niedługo będę musiała wrócić do Włoch, nie mogę tu wiecznie siedzieć. - oznajmiła szarooka, łapiąc się swoimi palcami. Nie potrafiła spojrzeć mu wtedy w twarz, zdawała sobie sprawę, że by mu uległa, jeśli tylko by o coś poprosił. - No i nie załatwiłam jeszcze tej mojej sprawy. A czasu coraz mniej. - dodała, trochę z wyrzutem, choć do samej siebie.
- Na pewno się uda wszystko. - odparł jej Luka spokojnie, co nieco podniosło ją na duchu. Widząc jednak jej minę, postanowił zmienić temat ich rozmowy na bardziej przyjemną. I mógł wtedy zrobić to, co chciał już od jakiegoś czasu. - Musisz do mnie wpaść w któryś dzień. Może nauczę cię na czymś grać. - stwierdził, dźgając ją lekko w bok. Ta momentalnie spojrzała w jego stronę.
- A ty wiesz, że ja się kiedyś uczyłam grać na gitarze? W sumie to przez Martina.
Tamten dzień spędzili razem, a tematy do rozmów wcale się im nie kończyły. A Léa coraz bardziej wpadała w tą przeklętą relację, nie zdając sobie z tego nawet sprawy.
~~~~~~~~~~
Nie spodziewaliście się tego, co? Mam nadzieję, że się podoba.No i może z tym wkrótce ruszę, bo mniej więcej wiem, co ma być w rozdziałach. Trzeba to w końcu skończyć, nie?
CZYTASZ
Miraculous: Biała Wilczyca
Fiksi PenggemarLéa Lemaire na co dzień była zwykłą nastolatką z nietypowymi białymi włosami. Ale skrywała pewien sekret, o którym nikt nie miał pojęcia. Biała Wilczyca - tak była nazywana we Włoszech. Czy Paryż przyjmie nową bohaterkę z godnością? A może Biała W...