rozdział 14

179 14 2
                                    

Od nieznany: Cześć Léa
Od nieznany: Z tej strony Alessandro
Od nieznany: Wybacz że zawracam ci głowę ale moglibyśmy pogadać?

Léa, leżąca wtedy na łóżku Marinette, spojrzała na swój telefon, zauważając ów wiadomość. Natychmiast podniosła się do siadu, zdziwiona, że pisał do niej Alessandro. Żaden z podwładnych Martina nie miał prawa do niej pisać, dlatego wiadomość od chłopaka mocno ją zdziwiła. Nigdy nic do niego nie miała, dlatego też - trochę wbrew samej sobie - odpisała mu.

Do nieznany: Co się stało?

Od nieznany: Jak szybko mogłabyś się znaleźć koło Łuku Triumfalnego?

- Co się stało? - spytał Froll, zaglądając przez ramię dziewczyny. Ta spojrzała na niego, po czym wróciła wzrokiem do otrzymanej wiadomości.

- Też chciałabym wiedzieć.

Do nieznany: Niedługo będę
Do nieznany: Tylko żeby to nie był żaden podstęp

Od nieznany: Nic z tych rzeczy, możesz mi zaufać.

- Chodź, z tobą będzie o wiele szybciej dostać się pod Łuk Triumfalny. - powiedziała ponownie Léa, wstając na równe nogi. Spojrzała na swojego małego przyjaciela z pewnym błyskiem w oku.

- Co? Nieee. Dlaczego? - jęknął Froll, bo niezbyt chciało mu się wychodzić wtedy gdziekolwiek. Mimo wszystko, nie miał wyboru.

- Nie marudź.

Léa prędko wgramoliła się na dach, po czym rozejrzała wokoło, sprawdzając, czy nikt jej nie widział. Zaraz po tym spojrzała na swojego małego przyjaciela, jednak on zakrył sobie twarz łapami, doskonale wiedząc, co siedziało wtedy w jej głowie. I wcale się mu to nie podobało.

- Froll, pokaż kły!

Już po chwili na miejscu Léi pojawiła się Biała Wilczyca, którą była.

~*~

Kiedy Léa dotarła w docelowe miejsce - przemieniając się po drodze z powrotem w siebie - jej serce zatrzymało się na chwilę. To, że ciągle kłóciła się z Martinem, nie oznaczało, że życzyła mu źle. Nie znaczyło też, że się o niego najzwyczajniej w świecie martwiła. A jego widok w tamtym momencie, poobijanego i zakrwawionego, po prostu łamał jej serce.

Dziewczyna podeszła szybko do Alessandro, ale ten nawet się nie odezwał, patrząc na nią smutnym wzrokiem. On sam miał lekkie zadrapania, ale był cały, w przeciwieństwie do swojego szefa.

- Léa. - mruknął Martin, dostrzegając dziewczynę na horyzoncie. Chciał się podnieść, ale ratownicy prędko przywrócili go do poprzedniej pozycji, na co jęknął cicho.

- Nie ruszaj się.

- Dzień dobry. Co tu się stało? - spytała od razu Léa, podchodząc do ratowników bliżej. Spojrzała z jakimś bólem na byłego chłopaka, najzwyczajniej w świecie się o niego martwiąc.

- Nie możemy udzielać żadnych informacji osobom spoza rodziny. - powiedziała kobieta, nie chcąc jej nic wtedy mówić. Nie mogła jej nic powiedzieć, obowiązała ją tajemnica zawodowa.

- Ale ja jestem jego...

Léa w porę ugryzła się w język. Z jednej strony chciała powiedzieć, że była jego dziewczyną i najzwyczajniej w świecie dowiedzieć się, co się stało, ale z drugiej... Wiedziała, że Martin słuchał, a nie chciała dawać mu złudnych nadziei na ich ewentualny powrót do siebie. Była w rozsypce, nie wiedziała, co robić.

Miraculous: Biała Wilczyca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz