Rozdział 2. Dlaczego?

423 38 12
                                    

Dean był tak cholernie zmęczony. Oczy kleiły mu się niemiłosiernie, ale mógł leżeć na łóżku całą noc –- sen i tak nie nadchodził. Próbował rozluźniać każdy mięsień po kolei, wyobrażać sobie, że chodzi po jakimś wyimaginowanym labiryncie... kurwa, próbował nawet liczyć owce.

Nic.

A jak coś, to tylko drzemka.

Może Sam miał rację, może to był powód do zmartwień?

Przewrócił oczami i wziął ze stolika smartfona. Wpisał w wyszukiwarkę "bezsenność" i "co robić".

Podobnie jak Samowi, jemu także jako pierwsze wyświetliły się new-age'owe strony zachwalające medytację. Chyba nie był aż tak zdesperowany. Jeszcze.

Przewijał kolejne witryny i dodawał kolejne punkty do listy rzeczy do zrobienia.

Wreszcie był gotowy. Na zewnątrz zaczynał zapadać zmrok. Idealnie.

Najpierw przejrzał bibliotekę ludzi pisma, skąd wybrał najnudniej wyglądający wolumin. Może jeśli trochę poczyta, nie będzie musiał o tym myśleć. Przewietrzył dobrze sypialnię. Napuścił gorącej wody do wanny i zrelaksował się ze szklanką ciepłego mleka. Zanim wrócił do łóżka, zaczął czytać książkę. Nie zdążył przewrócić nawet piątej kartki, kiedy głowa zaczęła mu ciążyć. Czym prędzej odłożył więc księgę i wszedł pod koc.

Zgasił światło i zamknął oczy.

Ciekawe, co właśnie się działo u...

Nie, nie dzisiaj. Nie teraz.

Na siłę wyobrażał sobie spacer drogą i każdy napotkany kamyczek, źdźbło trawy czy pęknięcie w asfalcie. W końcu zaczął odpływać.

Przez chwilę widział przed sobą jezioro. Czekał, aż ryby złapią, a delikatny wietrzyk owiewał jego twarz. Nawet zaczęło mu się wydawać, że rozkładane krzesełko lekko się chwieje. Siedział na spróchniałym molo – czyżby zaczęło się załamywać? Dean poczuł, że spada. Już miał uderzyć ciałem w zimną wodę, kiedy otworzył nagle oczy.

Spojrzał na zegarek. Minęły niecałe dwie godziny.

Nienajgorzej.

Przewrócił się na drugi bok i mocno zamknął oczy.

Nie wiedział, ile tak przewracał się w łóżku.

W końcu dał za wygraną – przeszedł do salonu i usiadł przed telewizorem, oglądając najnudniejsze reklamy magicznych gąbek czy innych supermopów.

Z tego transu rano obudziła go dłoń Sama na ramieniu.

— Śpisz?

— Już nie. — Dean przetarł zmęczone oczy. — Ale trochę się zdrzemnąłem.

— Przepraszam, że wciąż wałkuję ten temat, ale to naprawdę niebezpieczne.

— Wiem.

— Czy sądzisz, że powinniśmy odwiedzić jakiegoś specjalistę?

O nie, żadnych lekarzy. Dean nie przepadał za tymi dupkami w kitlach. Musiałby być naprawdę zdesperowany, żeby umówić się na wizytę.

— Daj mi kilka dni. Może to tylko chwilowe — zaproponował, nie chcąc rozpoczynać kolejnej awantury.


Podobno osoby walczące z bezsennością nie powinny spędzać całego dnia w łóżku, tylko postawić na "aktywny wypoczynek". I o ile Sam nie pozwalał mu normalnie bić się z potworami, Dean musiał wymyślić inne, lżejsze formy aktywności.

Mężczyzna wyszedł więc piechotą na zakupy, ugotował obiad, a później porządnie posprzątał bunkrze. Z rozpędu wyczyścił nawet wszystkie bronie z bagażnika samochodu.

Wreszcie znowu przyszedł wieczór.

Dean, tak jak poprzedniego dnia, wziął gorącą kąpiel, wypił ciepłe mleko i przeczytał kolejne trzy strony nudnej książki. Tym razem jednak sen nie nadchodził w ogóle.

Pod czaszką tłukły mu się myśli skoncentrowane wokół tego jednego, znienawidzonego tematu.

Co by było, gdyby...

A jakby tak podejść... powiedzieć...

Skomplikowane scenariusze to nie wszystko. Zadawał sobie też miliony pytań, na które usilnie starał się znaleźć odpowiedź.

Dlaczego taki był? Dlaczego nie mógł być normalny? A co jeśli wszyscy mieli takie myśli, a on po prostu tracił rozum?

Dlaczego zauważył to tak nagle?

Czy to wszystko tylko mu się wydawało?

Wstał i z frustracją skierował się do kuchni. Będzie potrzebował więcej mleka.

— I co? — Sam marszczył brwi, gdy mijali się w korytarzu.

— I, kurwa, nic!

— Próbowałeś odstawić kawę?

— Odstawiłem kawę, herbatę i piwo.

— Robiłeś ćwiczenia oddechowe?

— Tak.

— A masaż twarzy?

— Sam, próbowałem, kurwa, wszystkiego! Liczenia owiec, czytania, kupiłem nawet jakąś drogą bio-eko-sreko herbatkę z lawendą i nic!

— Nie denerwuj się, pobudzenie utrudnia zaśnięcie.

— Jak mam się nie denerwować?! — kubek po mleku zadrżał w dłoni starszego łowcy. — Ciekawe jak ty byś się zachowywał po trzech godzinach snu dziennie!

— Nie mam już do ciebie cierpliwości — oświadczył nagle Sam. — Cas! Czy możesz nam pomóc?

Powietrze zawirowało i w mgnieniu oka pojawił się przy nich anioł.

— Witaj, Dean, Sam. Czy coś się stało?

— Jak już ci mówiłem, Dean ma problemy ze snem.

— Co się dzieje? — przybysz zwrócił się do starszego Winchestera.

— Dokładnie to, co powiedział Sam: mam problemy ze snem — musiał się opanować, żeby nie krzyknąć. — Nie mogę zasnąć.

— Brzmi poważnie.

— Czy masz jakieś moce, które mogłyby mu pomóc? — zatroskany Sam patrzył to na Casa, to na brata.

— Hmm... — anioł przekrzywił głowę, wpatrując się w swojego "pacjenta". — Może i mógłbym coś wymyślić. Z jednej strony mogę spróbować sprawić, że stracisz przytomność. Nie martw się, tylko dotknę twojego czoła. Z drugiej jest spora szansa, że ten sen nie przyniesie ci żadnej ulgi czy regeneracji. To tylko narzędzie do neutralizacji przeciwników, a nie czynienie cudów.

Podczas jego wypowiedzi Dean czuł, że powoli odpływa. Powieki zrobiły się ciężkie, a głos anioła brzmiał, jakby dochodził z sąsiedniego pokoju. Usłyszał jeszcze, jak Sam i Cas wymieniają kilka zupełnie niezrozumiałych zdań, a potem ktoś dotknął jego czoła i mężczyzna był już we własnym, wygodnym łóżku. Został przeniesiony pod koc.

Chciał zapytać, czy zdecydują się spróbować tego anielskiego snu, ale był zbyt zmęczony, żeby poruszać ustami.


Whisper to me | DestielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz