Rozdział 11

471 33 10
                                    

P. O. V. Rzesza

Obudziłem się, ale nikogo obok mnie nie było. Zdziwiło mnie to, po tym jak wyznaliśmy sobie uczucia i robiliśmy to co robiliśmy. Zacząłem nasłuchiwać dźwięków w domu, ale żaden do mnie nie dotarł. Założyłem pierwsze lepsze rzeczy i wyszedłem z pokoju.

Zaglądałem do każdego pomieszczenia, ale nie było żadnego śladu po żywej duszy. Na początku myślałem, że to żart, ale zacząłem się martwić. Szukałem swojego ukochanego, aż nie wpadłem do kuchni. Znalazłem tam kartkę z jego pismem.

Rzeszo,

Nie kocham cię. Wszystko co zrobiłem to była jedna wielka manipulacja. Chciałem uśpić twoją czujność i niszczyć cię od środka. Byłeś na tyle głupi, aby mi uwierzyć. Teraz, kiedy czytasz ten list jestem bardzo daleko i twoi ludzie ponieśli śmierć. Myślisz, że tak łatwo podaruję Ci zdradę? Jeżeli tak, nie wiesz jak duży masz idiotyczny sposób myślenia. Radzę ci się pospieszyć.

Żegnaj.

Czułem łzę, która spłynęła mi po policzku. Zostałem oszukany. Przeczytałem list po raz kolejny, myśląc, że jakieś słowa mi umknęły. Nic się nie zmieniło, sens był taki sam, a litery w tym samym miejscu. Musiałem stąd jak najszybciej odejść.

Musiałem znaleźć nową kryjówkę oraz uratować swoich ludzi. Nie wiedziałem tylko w jaki sposób to zrobię. Było to ciężkie, ze względu na fakt, że nie jestem na swoim terenie. Z każdej strony może nadejść niebezpieczeństwo, a szansa na pomoc była bardzo nikła.

Biegłem przez las. Moje rany, które miałem podczas wojny zagoiły się przez chwilowy odpoczynek, który nie był tego wart. Moje rany wyglądały lepiej, ale Moje serce pękło na pół. Przez chwilę łzy w moich oczach utrudniły mi widok na otoczenie. Mimo lekkiego ogłuszenia, wyraźnie słyszałem swój ciężki oddech. Chciałbym się położyć na śniegu i po prostu tak zostać.

Po chwili Moja widoczność się poprawiła. Zauważyłem czyjąś sylwetkę, która biegła równo ze mną. Zdziwiony, udawałem, że jej nie widzę. Nie znałem tej postaci, a mógł to być mój wróg. Gdybym był uzbrojony stanąłbym do walki, ale mój ówczesny stan mi nie pozwalał.

Sylwetka zyskiwała coraz to wyraźniejszą rysy. Przyczyną tego, był fakt, że zaczęła się do mnie przybliżać. Czekałem na jej ruch, będąc w gotowości na każdy atak. Dziwiło mnie to, że przez taki długi czas on wcale nie nadszedł. Było tyle okazji, aby wysłać mnie na tamten świat, ale nic takiego nie miało miejsca.

Nagle poczułem czyjeś ciało wokół mojego. Nie udało mi się zarejestrować skoku na mnie przez sylwetkę, która obok mnie biegła. Jej pomysł sprawił, że przez chwilę tarzaliśmy się w śniegu mimo braku chęci na to. Chciałem się przyjrzeć osobie, która prawdopodobnie mnie zaraz zabije.

- ZSRR?- zdziwił mnie jego widok. Napisał mi tyle przykrych słów, a teraz patrzy na mnie z radością w oczach.

- Tak mnie przestraszyłeś jak ciebie nie było w domku. Czemu uciekłeś? Płakałeś?- zaczął uważnie mi się przyglądać, a ja próbowałem go od siebie odepchnąć.

- A co sobie myślałeś? Napisałeś mi ten list, a teraz się na mnie patrzysz z tą radością. Co jest z tobą nie tak?- krzyknąłem, kiedy nie mogłem wyrwać się z jego uścisku.

- Jaki list do cholery? Musiałem wyjść, aby iść po coś do jedzenia- zaczął się bronić.

- Ten list, w którym napisałeś, że mnie nie kochasz i zrobiłeś to wszystko dla wygranej-

- Ale ja nic nie pisałem, przysięgam!- prawie w ogóle nie obiecuje czegoś tak przejrzyście. Przez to byłem skłonny mu uwierzyć.

- Jak nie ty, to w takim razie kto?- to pytanie zawisło między nami w powietrzu.

Miłość na froncie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz