Rozdział 3

798 53 18
                                    

P. O. V. ZSRR

Udało mi się przygotować posiłek bez spalenia kuchni. W dodatku jedzenie wyszło mi całkiem dobrze, a przynajmniej mam taką nadzieję. Zacząłem iść do pokoju, w których znajduje się mój były przyjaciel. Kiedy otworzyłem drzwi nie było żadnej osoby w środku.

Zacząłem biec do łazienki. Może jest właśnie tam. Otworzyłem z rozmachem drzwi, ale nikogo tam nie było. Wkurzyłem się lekko. Innego pomieszczenia nie było, więc jedynym rozwiązaniem było to, że uciekł.

Ubrałem się w coś cieplejszego. Było bardzo zimno na dworze, a on prawdopodobnie uciekł tak jak był ubrany. Wziąłem dodatkowy płaszcz, aby mu w razie czego dać,  o ile będzie mógł sam chodzić.

Zacząłem przemierzać cały las, aby go znaleźć. Nie widziałem jednak żadnych śladów co było sporym utrudnieniem. Nie chciałem go zostawić na pastwę losu.

W lesie byłem przez bardzo długi czas. Udało mi się jednak znaleźć jakieś świeże ślady butów. Zacząłem za nimi biec, aby jak najszybciej znaleźć osobę, która je zostawiła. Po kilku minutach trop urwał się pod jakimś drzewem. Spojrzałem do góry i znalazłem osobę, którą szukałem.

- Mam nadzieję, że nie chcesz się powiesić- chciałem rozładować atmosferę między nami, a przynajmniej próbowałem.

- Za to co Ci zrobiłem, chciałbym- powiedział po cichu, ale usłyszałem to.

- Jest listopad, a ty wspominasz to co się stało w czerwcu. To już było dawno, a ja już Ci wybaczyłem- po tym spojrzał się na mnie z nieufnością.

- Na pewno?- często musiał się w czymś upewniać kilka razy.

- Czy kiedykolwiek żartowałem sobie z takich rzeczy?- zadałem pytanie retoryczne.

- Nie...- zastanowił się chwilę.

- Złaź, bo zimno jest, a ty jesteś cienko ubrany-

- Nie chcę- powiedział z bardzo dużą powagą w głosie.

- Nie chcesz? To ci pomogę-

Nie lubię jak ktoś mi odmawia. Zacząłem spinać się po drzewie. Rzesza zdziwiony tym zaczął iść coraz wyżej. Był jednak za bardzo osłabiony, aby uciec przede mną. Złapałem go w pasie i zacząłem z nim schodzić. Narzuciłem mu płaszcz na ramiona i zacząłem z nim iść. Złapałem go za ramię, aby mi nie uciekł. Wkurzony zaczął iść obok mnie.

Po kilku minutach doszliśmy do domku. Niestety posiłek, który zrobiłem ostygł. Musiałem przyszykować drugi, więc kazałem Rzeszy zostać w kuchni. Nie chciałem, aby znowu mi uciekł. W dodatku wciąż siedzi w płaszczu co mnie lekko rozbawiło.

- Co chcesz zjeść?- zapytałem

- Nie jestem głodny- jego brzuch jednak od razu zaprzeczył.

- Yhy- mruknąłem nieprzekonany i podniosłem jedną brew do góry.

- A co umiesz zrobić bez zagrożenia życia?- zażartował przez co obydwoje się zaśmialiśmy.

- Jajka w każdej postaci, jest chyba kiełbasa- wymieniłem.

- Może być smażona kiełbasa- powiedział.

- To daj mi kilka chwil-

Zacząłem ogarniać nam posiłek. Też miałem ochotę na smażoną kiełbasę. Po kilku minutach udało się wszystko ogarnąć i zaczęliśmy jeść.

Miłość na froncie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz