P. O. V. ZSRR
Wojna zaczęła się niespodziewanie. Myślałem, że sojusz będzie trwał o wiele dłużej. Jednak kiedy III Rzesza przekroczył granicę i zaczął atak zdecydowanie skreślił naszą przyjaźń. Od dłuższego czasu czułem się przy nim inaczej i nie patrzałem na niego przez pryzmat przyjaźni.
W pewien dzień, który był kolejnym dniem naszej zaciekłej walki, szedłem przez las. Po kilku krokach zauważyłem czerwoną ciecz na trawie. Od razu wiedziałem, że to była krew. Zdziwiłem się nieznacznie, bo nie było zbytnio śladów walki. Zawsze był ślad po kuli w drzewie, ale nie widziałem żadnego z charakterystyczną dziurką po strzale.
Zacząłem iść w stronę, gdzie krew była wciąż na trawie. Miałem nadzieję, że to nie będzie mój żołnierz, a przynajmniej martwy. Chciałem aby wrócił do rodziny żywy. Zacząłem szybciej stawiać kroki. Droga ciągnęła się dosyć długo, bo osoba, która się wykrwawia, oddaliła się o dobre kilkadziesiąt lub kilkaset metrów od miejsca potencjalnego postrzelenia.
Po kilku minutach udało mi się usłyszeć cichutkie jęki bólu. Jak najszybciej zacząłem szukać źródła tego dźwięku. Jednak przypadkiem nadepnąłem na gałęź. Osoba, która została zraniona próbowała się uciszyć. Prawdopodobnie mnie zauważyła, bo wciągnęła gwałtownie powietrze.
Po chwili usłyszałem szelest po mojej lewej stronie. Zdziwiony zacząłem iść w tamtą stronę. Hałas tylko się zwiększył co dało mi możliwość zastanowienia się kim była ta osoba. Przez jej strach zacząłem podejrzewać, że to jest niemiecki żołnierz. Odsunąłem krzaki, aby móc dalej przejść. Widok jaki miałem przed sobą wbił mnie w ziemię.
Zobaczyłem próbującego wstać zdrajcę. Spojrzał się na mnie z czystym przerażeniem w oczach. Trzymał się za ramię, gdzie prawdopodobnie strzeliła kula. Nie wiedziałem jak zareagować. Wpatrywalem się w niego czekając na jego ruch.
Wykorzystując moje chwilowe zawieszenie się, odwrócił się na pięcie. Zaczął biec wgłąb lasu. Zapomniał jednak, że to był mój teren, więc znałem wszystko na pamięć. Zacząłem za nim podążać. Czułem się tak jakbym był myśliwym, a on moją ofiarą. W pewnym sensie zgadzałoby się to. On ucieka przede mną, ale swojego celu biegu nie znam. Nie chcę pozbawić go życia.
Po kilku minutach zaczął zwalniać. Zawsze miał słabą kondycję, ale ze względu na to, że został postrzelony, organizm osłabł. Słyszałem jego ciężkie oddechy. Zauważyłem jak podparty o swoje kolana był tyłem do mnie. Zacząłem się skradać za nim. Nie chciałem go przestraszyć, a tylko pomóc mu z tą raną. On jednak usłyszał mnie i natychmiast stanął ze mną twarzą w twarz udając silnego.
- Czego chcesz? Dobić mnie?- warknął do mnie.
- Chcę ci tylko pomóc z tą raną- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Za chwilę przyleci różowiutki smok i będzie zionął ogniem w kolorze tęczy?- jego głos aż przesiąknął sarkazmem.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Każde zdanie byłoby na moją niekorzyść. Gdybym zaczął być wredny to jego, i tak zniszczone zaufanie, bardziej upadło. Postanowiłem spróbować zmienić temat.
- Dasz mi kurwa pomóc tobie?- rzadko przeklinałem. Jedynie w momentach dużej irytacji bądź zdenerwowania i Rzesza doskonale o tym wie.
- Zerwałem sojusz i zacząłem z tobą walczyć, a ty chcesz mi pomóc?!- jego szok mnie bardziej wkurzył, ale podał mi swoją rękę przybliżając się do mnie.
- Przynajmniej ja mam na tyle rozum i serce, aby pomóc byłemu przyjacielowi, a nie go atakować-
Zacząłem opatrywać mu ramię. Stracił dużo krwi przez co ledwo stoi na nogach. Kiedy udało mi się choć trochę pomóc to zaczął lecieć do tyłu. Gdyby nie mój refleks spadłby na ziemię.