34. Problemy na horyzoncie.

325 55 105
                                    


Gabriel


     Uśmiechnąłem się do siebie, zerkając przez okno na szarego gołębia wznoszącego się do lotu w promieniach lipcowego słońca. Jednak to w żadnym razie nie ów ptak był powodem tego uśmiechu. Nie wiem co się wydarzyło po drodze, ale tego jednego dnia Szymon koniecznie chciał się ze mną zobaczyć. Zaprosiłem go więc do siebie, bo akurat miałem pod opieką Oskarka. A on już od progu rzucił mi się na szyję, a jego szept rozbił mi się ciepłem na skórze, pokrywając ją gęsią skórką.

     – Kocham cię, musisz to wiedzieć. I to, że nie chcę od ciebie uciekać. I pójdę na terapię.

     Mój wspaniały Boże, Ty jeden wiesz, że wzruszenie odebrało mi dech.

     Nie spodziewałem się takiego wyznania, takiej szczerej i gorącej wylewności w gestach, w dotyku, w... gdybym do tej pory nie był w nim zakochany zrobiłbym to w tym jednym momencie. Do tego zdecydował się na terapię. Pozwoli sobie pomóc, zabrać od siebie to niszczące go cierpienie.

     Naprawdę w tamtym momencie potężnie odetchnąłem z ulgą, choć przecież nie był jeszcze na ani jednej sesji. Ale dało mi to nadzieję, że będzie lepiej, że przestanie robić sobie krzywdę i jeśli miałem być szczery, to ta informacja zdecydowanie przyćmiła tę pierwszą. Bo naprawdę urosły mi skrzydła, gdy to wspaniałe „kocham" przebiło się do mojej świadomości. Ale przede wszystkim liczyło się dla mnie, by był szczęśliwy, a dopiero potem, by mnie kochał.

     To był naprawdę cudowne popołudnie. Oboje naładowani endorfinami bawiliśmy się z Oskarkiem a ja tłumiłem raz po raz pełen rozczulenia chichot, na widok zaskoczenia na jego twarzy, gdy odkrył, że chłopczyk obdarzył go sympatią i zainteresowaniem.

     – A mówiłeś, że nie masz podejścia do dzieci – rzuciłem, tłumiąc śmiech.

     Chłopczyk, dzierżąc w dłoni gumową małpkę, wpakował mu się na kolana i zaczął energicznie potrząsać zabawką.

     – Bo nie mam. On sam przyszedł.

     Nie wytrzymałem, zacząłem chichotać, a on spojrzał na mnie ganiąco.

     – Widzisz, dzieci na ogół wyczuwają dobrych ludzi. Zresztą może pamięta, że uratowałeś mu życie.

     Szymon wywrócił oczami.

     – Jestem przekonany, że pamięta, a nawet zapisał tamtą datę w kalendarzu.

     Pokiwałem głową w lekkim zamyśleniu. Spoważniałem nieco.

     – Czy coś się dzisiaj wydarzyło?

     Spojrzał na mnie pytająco. Chrząknąłem.

     – Decyzja o terapii i twoje wyznanie... to wspaniale, ale... co cię do tego przekonało?

     Chrząknął i zmarszczył na ułamek sekundy brwi, gdy Oskarek walnął go małpką w dłoń.

     – Było coś – wyznał, śledząc ruchy dziecka. – Rozmawiałem z Dawidem. On niedawno stracił kogoś kogo kochał. W naprawdę okropny sposób. I... – wziął głębszy oddech i spojrzał na mnie poważnie – nie chcę tracić czasu, który my mamy. Nie chcę go marnować na spekulacje, na niedopowiedzenia, na strach... jesteś dla mnie tak cholernie ważny, że to aż boli. I to błąd, że tak rzadko o tym słyszysz.

     – Niepotrzebnie... – zacząłem, ale szybko mi przerwał.

     – Potrzebnie. To nie tak, że przewiduję, że zaraz pieprznie w nas meteoryt, ale po prostu życie jest zajebiście nieobliczalne... nie chcę czekać i zastanawiać się, czy ten moment jest dobry, by ci to powiedzieć, czy nie. Czy może powinienem poczekać, bo przecież niecałe pół roku się znamy i co to za miłość. Nie, kocham cię i chcę, żebyś o tym wiedział. I chcę iść na terapię, bo chcę kochać cię tak jak na to zasługujesz i chcę potrafić... – tu zaczerpnął powietrza, bo całość mówił prawie na jednym wydechu – brać to co ty mi dajesz. Cokolwiek do mnie czujesz.

Prawo Miłości.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz