Rozdział Ⅶ

783 18 19
                                    

Isabella

Już przez dobre dwie minuty patrzyłam się na powiadomienie. „W piątek o dwudziestej-drugiej trzydzieści mój szofer będzie czekał pod twoim mieszkaniem. Założysz to co ci wysłałem. Otwórz drzwi."

Nie wiedziałam co o tym myśleć. Teoretycznie nie miałam żadnej pewności, że mnie nie porwie. Może pod moim mieszkaniem stali jego ludzi i tylko czekali aż będą mogli mnie złapać. 

Daj spokój Isa, przecież on nie jest obsesyjnym świrem.

W drodze do przedpokoju złapałam leżący na blacie nóż, gdybym jednak musiała się obronić. Kiedy wyjrzałam przez wizjer, nie dostrzegłam nic podejrzanego. Przekręciłam zamek i uchyliłam drzwi, wyglądając przez szparę.

Kiedy mój wzrok padł na wycieraczkę, stało na niej sporej wielkości, białe pudełko przewiązane czarną wstążką, zawiązaną w kokardę. Zmarszczyłam brwi i przeskanowałam okolicę, upewniając się, że nikogo tu nie było. Otworzyłam drzwi całkowicie, wciągnęłam tajemniczą paczkę do środka i zakluczyłam mieszkanie.

Nawet jeśli ktoś chciał mnie porwać, ja byłam sprytniejsza.

Odłożyłam broń którą przez cały czas ściskałam w dłoni na małą komodę i przykucnęłam przy prezencie. Jedną ręką pociągnęłam za wstęgę, a ta się automatycznie rozwiązała. Uchyliłam wieko, a mój wzrok ujrzał w środku coś czarnego. Odrzuciłam przykrywkę kawałek dalej, a moje oczy rozszerzyły się na widok pięknych szpilek oraz jakiegoś materiału. Mrugnęłam parę razy, delikatnie chwytając delikatną tkaninę. Wyjęłam obuwie, po czym złapałam za drugą rzecz, a kiedy rozłożyła się ona w momencie w którym wstałam z ziemi, mogłam dostrzec prześliczną sukienkę. Kąciki moich ust uniosły się do góry.

Odwróciłam się w stronę szafy, na której było wielkie lustro. 

Gorset miał piękne, nieznaczne zdobienia w odcieniu krwistej czerwieni. Dół za to był rozkloszowany i sięgał do samej podłogi, a gdzieniegdzie przeplatały się bordowe wzory. Materiał był bardzo delikatny i z każdym najmniejszy ruchem poruszał się jak flaga na wietrze.

Z moich ust wypadł śmiech. Przyłożyłam dłoń do moich warg i podziwiałam suknie. Cholera jasna, to musiał być jakiś sen. Niemożliwe, żeby ktokolwiek wręczył mi takie cudo. Pisnęłam przyciskając czarny materiał do ciała, obracając się parę razy. 

Wbiegłam do łazienki i odkładając poprzednio ubranie na półce, zdjęłam z siebie moją piżamę, w której spędziłam cały dzień. Zostałam jedynie w samych czarnych stringach. Ostrożnie złapałam za sukienkę i rozpięłam zamek na plecach. Delikatnie włożyłam ją na siebie. Musiałam się wygimnastykować, aby ją zapiąć, ale kiedy się udało, nie mogłam się na siebie napatrzeć.

Moje lekko falowane, ciemnobrązowe włosy spływały po nagich i bladych ramionach. Mocne kolory idealnie pasowały to mojej niemalże białej cery i ciemnych oczu. Zakręciłam piruet, aby zobaczyć jak materiał wyglądał w ruchu.

Kurwa mać, miałam w dupie co on ode mnie chciał i czy wyjdę z tego żywo, ale umrzeć w takim czymś to byłby zaszczyt.


Przejechałam dłońmi po bokach mojego ciała, aż od piersi, do samych bioder, o które oparłam ręce. Stanęłam bokiem i oglądałam z podziwem swoje odbicie. Gorset idealnie podkreślał moje kształty. To dziwne jak szybko zapomniałam o wszelkich problemach tylko i wyłącznie za pomocą kawałka materiału.

Bye and everything beforeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz