Rozdział I

47 14 3
                                    

     "Spraw, by Wasza miłość rozkwitała niczym kwiat róży. Już dziś zarezerwuj pobyt w naszym ekskluzywnym hotelu, zapewniając sobie i partnerowi..”
     – Ble, ble, ble... Przysięgam, że jeżeli jeszcze raz usłyszę taki tani tekst, to zacznę rzygać kolorową tęczą – powiedziałam do siebie, ciskając telefonem na drugą stronę łóżka i opadłam z powrotem na stos poduszek.
     Nienawidziłam całej walentynkowej otoczki, która była stworzona w imię mitycznego uczucia. Miłość, ha! Dobre sobie… Każdy o niej ćwierkał, oszukując wszystkich, że właśnie znalazł się w grupie szczęściarzy, któremu dane było jej zaznać. A później budził się z ręką w nocniku, kiedy okazywało się, że jego żona puszcza się od kilku lat z trenerem personalnym, a idealny mąż prowadzi drugie życie, kłamiąc, że praca zmusza go do częstych delegacji.
I do kogo mogli mieć wyrzuty? Do przeklętego świata, który położył na jego barkach zbyt duży ciężar, aby mogli go udźwignąć! Żaden idiota nie brał pod uwagę tego, że sam jest sobie winien. Walentynki to nie święto zakochanych! To dzień, w którym kwiaciarnie i delikatesy uginają się od nadmiaru serduszek, które ekspedientki wciskają klientom, aby pobić kolejny rekord sprzedaży. Ludzie dostają świra i zachowują się, jakby ich partnerzy okazywali ludzką twarz jedynie czternastego lutego. Czułe słówka, wyznania, romantyczne gesty – to wszystko prowadzi tylko do tego, aby pomóc facetom przekonać kobiety do przekroczenia nadanych barier w łóżku. Same uczymy ich, że lodzika mają tylko trzy dni w roku: urodziny, rocznica ślubu i WALENTYNKI! A dlaczego? Bo nie chce nam się wymyślać innych prezentów, a na to zawsze będą chętni!
     Jeśli nie chcesz mieć złamanego serca, to skończ szastać sercem, a zacznij tyłkiem, przynajmniej przyjemność będzie porównywalnie większa!
     – Słucham – warknęłam oschle, odbierając telefon. Dźwięk dzwonka dodatkowo mnie irytował, przypominając o rozpoczynającym się dniu.
     – Cześć, piękna. Dzwonię nie w porę? – Radek dla przeciwieństwa kipiał euforią. Miałam ochotę wydrzeć się na niego i doprowadzić do podobnego nastroju.
      – Czego chcesz? Chyba wyraziłam się jasno. Miałeś więcej nie dzwonić. – Popatrzyłam na paznokcie. Czarny lakier idealnie chował się za starannie przyciętymi skórkami. Przez ułamek sekundy zastanowiłam się, jakby moja ręka prezentowała się z brylantem, umieszczonym na palcu serdecznym, jednak to co kryło się za tą niewinną biżuterią, szybko odgoniło wizję jakichkolwiek zaręczyn.
     – Jutro są Walentynki i pomyślałem, że… – zaczął, ale już sama wzmianka o jutrze sprawiła, że przez moje ciało przeszły niechciane dreszcze.
     –  Nie. – odpowiedziałam hardo.
     – Słucham? Nie pozwoliłaś mi skończyć. To bardzo ważne, Nina. Muszę ci coś powiedzieć. – Był zdezorientowany. Mogłam spokojnie wyobrazić sobie teraz, jak wyjmuje z ust długopis, którym się z pewnością bawił i nerwowym ruchem wkłada go do kieszeni.
     – Wystarczy, że wspomniałeś o Walentynkach. – Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, napuścić wodę do wanny. – Ile razy będziemy przerabiać ten temat? Chyba wyraziłam się jasno: to, że pozwalam ci się tyle czasu dymać, nie oznacza, że będziemy spijać sobie śmietankę z pyszczków. To tylko seks, cholernie dobry, ale wciąż seks! Nie doszukuj się drugiego dna, bo go nie ma.
Nie czekałam na odpowiedź. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na komodę. Doktorek zaczął pozwalać sobie na stanowczo zbyt wiele, a to nie prowadziło do niczego dobrego. Przerabiałam to już tyle razy, ale za każdym widziałam to samo – ból i rozpacz, kiedy żony moich kochanków dowiadywały się o mnie. Jednak nawet wtedy nie widziały problemu w sobie.
Ja taka nie będę.
Nigdy.

     Rozpuściłam włosy, pozwalając, aby opadały falami na pokryte czarną marynarką ramiona i nałożyłam mocny makijaż, który zakrył cały niesmak tym, co działo się wokoło. W pierwszej chwili chciałam pojechać do Zośki, ale jej dusza już dawno została stracona w anielskim raju zakochanych. Mogłam iść o zakład, że planuje jakieś ckliwe chwile z Wiktorem, dając dzieciom nadzieję, że happy endy dotyczą prawdziwego życia. Oj, moje biedne kruszynki. Jeśli tak dalej pójdzie, to będą miały twarde lądowanie w prozie życia.

OPOWIEŚĆ (Nie) WIGILIJNAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz