Rozdział IX

25 14 1
                                    

     Przeszywające zimno smagało moje odkryte łydki. Czułam, jak każda pojedyncza komórka mojego ciała zamarza. Krew zwolniła, a mięśnie nie reagowały już tak, jak powinny, otrzymując ograniczoną ilość tlenu. Opuściłam wzrok na swoje dłonie i zobaczyłam, że cała moja skóra jest pomarszczona i pokryta ciemnymi plamami opadowymi. Miałam na sobie elegancką garsonkę, która nijak miała się do panujących warunków pogodowych.
     – Co jest grane? – zapytałam, sądząc, że moja magiczna zmora kroczy za mną. – Gdzie jesteś?
     Mój głos poniósł się echem, przepędzając ptaki z drzew. Dookoła mnie stały pomniki, ustrojone pojedynczymi zniczami i stroikami. Cmentarz ciągnął się w nieskończoność, sprawiając wrażenie bezbrzeżnego.
     Szłam główną aleją, a z każdym krokiem odczuwałam coraz większą nienawiść do wróżki Dlaczego mi to wszystko pokazywała? Czy nie mogła mi po prostu o tym powiedzieć? Pastwiła się nad moją duszą, odgrywając rolę alfy i omegi. Stopy piekły mnie niemiłosiernie, a każdy metr był kolejnym aktem braku miłosierdzia.
     Po kilku minutach spaceru, który wyczerpał całą energię z moich zmarzniętych komórek, dostrzegłam ją – wszelkie zło, które zrzuciło na mnie serię tych wszystkich wydarzeń.
     – To ty! – Podeszłam bliżej i dźgnęłam ją palcem. – To wszystko twoja wina!
     – Gdzie się podziała Nina, która chciała to wszystko naprawić?
     – Zostawiłaś ją w młodym ciele, które zapewne porzuciłaś w czeluści załamania czasowego. To nie ja jestem teraz egoistką tylko ty i te twoje magiczne gówno! – wyrzucałam z siebie wszystko, co czułam. – Czy wiesz co czuję, chodząc w tych szpilkach po takim mrozie?
     – Nie, bo nigdy nie byłam na tyle głupia. – Nie wzruszył ją mój podniesiony ton ani oskarżenia, które kierowałam w jej kierunku.
     – Jesteś głupia, jeśli sądzisz, że torturując mnie w ten sposób, coś zmienisz. Zabawię się w pieprzonego geodetę, przekraczając wszelkie granice mściwości! – groziłam, czując, że nie mam już nic do stracenia.
     – Co za różnica? I tak zginiesz prędzej niż ja.
     – Kłamiesz!
     – Tak? To czyj pogrzeb jest właśnie tam odprawiany? – Wskazała różdżką na księdza w asyście dwóch ministrantów i kilku nieznajomych mężczyzn, opuszczających trumnę do dołu wykopanego w ziemi.
     Ruszyłam w ich kierunku z prędkością, na jakie pozwalało mi moje starcze ciało i z ledwością zatrzymałam się obok nich. Na tabliczce widniało moje imię i nazwisko, oraz data urodzenia i… zgonu. Oprócz nas nie było kompletnie nikogo. Ani jedna osoba nie przyszła się ze mną pożegnać. Nawet w takiej chwili pozostałam sama.
     – Nie, to nie może się tak skończyć. – Opadłam z sił i mruczałam do siebie pod nosem.
     Pękłam i poczułam, że nie jestem w stanie dłużej utrzymywać łez. Pociekły ciurkiem po moich policzkach, kiedy poczułam na plecach dłoń Heleny.
     – Sama do tego doprowadziłaś, odtrącając od siebie miłość. I jak, Nino, czy twoje zaparcie było tego warte?
     Oczy staruszki nie miały wyrazu. Przypominała teraz moją matkę – Królową Lodu.
     Otarłam dłonią łzy i nachyliłam się nad dołem, chcąc dostrzec, czy na pewno ja kryję się w trumnie. To było irracjonalne, jednak nieznana siła kazała mi to zrobić. Ziemia osunęła się pod moimi stopami, a ja runęłam do dziury, spadając bezwładnie w niekończącą się otchłań. Widziałam tylko postać wróżki, która przez chwilę patrzyła się jak spadam, a później odeszła, pozostawiając mnie samą sobie.

OPOWIEŚĆ (Nie) WIGILIJNAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz