Z letargu wyrwał mnie nierównomiernie pulsujący ból głowy. Uchyliłam powoli oczy, jednak dookoła panowała bezbrzeżna ciemność. Poczułam, jak delikatne włoski na moim karku stają dęba, gdy jakiś chłodny przedmiot zaczął sunąć po moim czole. Nagły błysk oślepił mnie na tyle, że przez pierwsze sekundy nie potrafiłam skupić wzroku w jednym miejscu. Zakryłam dłonią oczy, powoli poszerzając w nich szpary. Kiedy byłam w stanie normalnie patrzeć, straciłam wiarę w zdolność logicznego myślenia.
Przede mną stała babcia, ubrana w krótką różową sukienkę z tiulu, pokrytą tysiącami maleńkich diamencików. Świecidełka mieniły się, hipnotyzując swą doskonałością. Długie, siwe włosy upięte miała w luźny kok na czubku głowy, z którego wymykało się kilka kosmyków. Na oczach lśniły srebrne okulary – połówki, podkreślając delikatny, rozświetlający makijaż.
Choć taki strój, w wykonaniu Heleny, nie byłby niczym dziwnym, to już drobniutkie skrzydełka wyrastające z łopatek, robiły wrażenie. Bajkowy efekt dopełniała różdżka, zakończona gwiazdką, wokół której unosił się brokatowy pył, podążający za każdym jej ruchem. Zastanawiałam się nad tym, w jaki sposób osiągnęła tak genialny hologram.
– Wow! Wyglądają jak prawdziwe! – pochwaliłam babcię, wskazując palcem na jej atrybuty.
– Ponieważ są prawdziwe! – warknęła, mrużąc brwi i zakładając ramiona na klatkę piersiową. Obfity biust uniemożliwił jej zaplątanie ich ze sobą, dlatego już po chwili ułożyła je na biodrach.
– Upsss, chyba zderzaki cię ograniczają, babuniu. – Zachichotałam. – Gdzie my, u diabła, jesteśmy? I co ty masz na sobie?
– Czy to jest istotne? – zapytała, rozkładając ręce. – Możesz uznać, że to jest sen.
– Ja pierniczę, ale odjazd! – Parsknęłam śmiechem, nie mogąc się doczekać, kiedy opowiem prawdziwej Helenie o swoim śnie. Oczyma wyobraźni widziałam, jak tarzamy się ze śmiechu, gdy opowiadam jej o specyficznym poczuciu humoru mojej melatoniny.
– Nie śmiej się, tylko zacznij mnie słuchać, dziewczyno, bo mamy bardzo mało czasu! – Skrzydełka babci zaczęły machać w zaskakującym tempie, unosząc staruszkę nad ziemię.
– Ja też tak mogę? – zapytałam, oglądając się za siebie w poszukiwaniu zalążków skrzydeł.
– Nie, głupia! – Zdzieliła mnie różdżką po głowie, a brokatowy pył pokrył moje ciemne włosy. – Mamy tylko chwilę, nim przeniesiemy się do Walentynek z twojej przeszłości. Mamy dokładnie – urwała, zerkając na niebieski zegarek w kształcie diamentu – dwie minuty. Masz jakieś pytania?
– Kim ty jesteś i co zrobiłaś z babcią Helenką? – Pomasowałam się po głowie, krzywiąc się z bólu.
To nie była Zduńska, jaką znałam. Tamta kobieta nie byłaby w stanie skrzywdzić muchy, a co dopiero walić na oślep tandetną różdżką! Wyminęła mnie, w powietrzu wykonując piruet. Suknia zawirowała, mieniąc się w świetle wydobywającym się z lampy w kształcie… diamentu! Wszędzie były niebieskie kamienie, które z racji ilości, straciły swoją wyjątkowość.
– Mogę być kim chcesz: Wróżką Chrzestną, duszkiem z Opowieści Wigilijnej czy nawet Amorkiem. – wymieniała, żywo gestykulując. – Odpowiednie pytanie brzmi: po co tutaj jestem!
Ponagliłam staruszkę miną, jednak zamiast uzyskać odpowiedź, jej twarz spochmurniała jeszcze bardziej. Coraz mniej podobał mi się ten sen i miałam nieodparte wrażenie, że to dopiero początek.
– Dobra, nie przedłużajmy. Po co tu jesteś, magiczna pokrako? – założyłam ramiona na klatce piersiowej i wysunęłam nogę do przodu.
Wróżka gwałtownie zbliżyła się do mnie i ustawiła tak, że jej oczy znajdowały się na wysokości moich. Ironiczny uśmiech bardzo szybko zniknął z mojej twarzy, a wewnątrz mnie zaczęła narastać panika. Próbowałam racjonalnie ująć to, co właśnie się działo. Jednak zwężone pole widzenia ograniczało mi poszerzenie horyzontów, ograniczając manewry do TU i TERAZ. Analizowałam na chłodno wszystko co się wydarzyła, zanim się tutaj znalazłam, ale w głowie miałam całkowitą pustkę.
– Tej nocy zabiorę cię w podróż po twoim życiu. – Krążyła wokół mnie, a jej oddech owiewał moją twarz z każdej strony. – Pierwsza z nich będzie do lat, w których byłaś jeszcze nastolatką, a następnie...– przerwałam jej wywód uniesioną dłonią.
– Zaraz, zaraz. To już kiedyś gdzieś było, prawda? – Udałam, że zastanawiam się przez chwilę. – Słyszałaś kiedyś o Dickensie? Wiesz, taki koleś, który napisał książkę, w której głównego bohatera nawiedzają duchy minionych, teraźniejszych i przyszłych świąt. Tylko okazje ci się popieprzyły.
– Och, zamknij że się w końcu i podaj mi rękę. Czas minął, musimy lecieć! – wrzasnęła i zdjęła z twarzy maskę ckliwości, jaka na moment zagościła na jej obliczu.
Wróżka ponagliła mnie machnięciem różdżki, zmuszając do podania jej dłoni. W chwili, w której nasze ręce się złączyły, moje ciało uniosło się i zaczęło wirować w zastraszającym tempie.
Panika zawładnęła moim umysłem, a z ust wydarł się przerażający krzyk. Jeśli jako dziecko marzyłam o tym by latać, to w tej chwili przeklinałam to życzenie, pragnąc je odwołać.
CZYTASZ
OPOWIEŚĆ (Nie) WIGILIJNA
Short Story14 lutego nie dla każdego okazuje się być dniem, w którym miłość wylewa się z każdego kąta. Uparta Nina od lat pomija ten czas, świętując go na własny, pokręcony sposób. W tym roku wydarzy się coś, co pomoże zrozumieć kobiecie powód, dla którego wys...