Opadałam z niezwykłą prędkością z wysoka. W dali widniał kolorowy punkt, który nieuchronnie się powiększał, zwiastując podłogę. Z każdym przelecianym metrem czułam, jak narasta we mnie strach. Czy tak właśnie miało zakończyć się moje życie?
Darłam się wniebogłosy, ale ani jeden dźwięk nie opuścił mojego gardła. Zamknęłam oczy, kiedy byłam już niemalże na końcu mojej lotniczej podróży. Czekałam na ogromny ból, który z pewnością miał mi towarzyszyć przy łamaniu dziesiątek moich kości.
Jednak nic takiego nie nadeszło.
Uchyliłam powoli jedną powiekę, wyczuwając przed ustami powierzchnię.
Podłoga.
Zawisłam, lewitując kilka centymetrów nad panelami.
Wypuściłam z sykiem powietrze, a ulga rozluźniła spięte ramiona. Byłam bezpieczna i przede wszystkim – żywa! Moja ulga nie trwała długo, bo po chwili opadłam z impetem na podłogę, pozbywając się z płuc całego zapasu powietrza.
Leżałam rozpłaszczona, próbując odgadnąć, gdzie tym razem się znalazłam. Z pokoju wyszła pani Helena, z satysfakcją przyglądając się mojej pozycji.
– Twarde lądowanie? – zapytała z udawaną skruchą.
– Skończ się nade mną pastwić, pomiocie szatana! – Uniosłam się na ramionach, powoli skanując pomieszczenie. – Jesteśmy u Zośki?
– Bingo! Chyba właśnie zbieracie się na jakąś imprezę.
Wstałam i skierowałam się do sypialni Zimnickiej, podążając w ślad za babcią. Moje alter ego leżało na łóżku i machało nogami. Miałam na sobie obcisłą czarną sukienkę, która zjawiskowo prezentowała się na moim ciele.
– Kocham tę sukienkę – szepnęłam do babci. – Widziałaś, jak podkreśla pośladki?
Pani Helena nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ do pokoju weszła Zośka w tej swojej szkaradnej czerwonej sukni. Skrzywiłam się z niesmakiem, dokładnie tak samo, jak zrobiłam to trzy dni temu.
– Co ty masz na sobie? – zapytałam, udając, że powstrzymuję zbierające torsje. – Wyglądasz jak kupa gówna po przejściach!
– Urodziłam bliźnięta, Nina! – skarciła mnie Zośka, zdejmując czerwoną szmatę z ciała. – Moje ciało już nigdy nie będzie wyglądać tak jak kiedyś.
– Jak cię słucham, to chce mi się wysłać SMS o treści „pomagam”. – Zaśmiałam się ze swojego żartu, który teraz już mnie tak nie bawił.
Dawna ja podeszła do szafy Zimnickiej i zaczęła przeglądać jej ciuchy. Dla każdej sukienki miała niewybredny komentarz, z którego wyjawieniem wcale się nie kryła. Patrzyłam, jak Zośka wychodzi do łazienki, a jej nastrój daleki jest od szczęścia, które chciałam jej podarować. To były żarty, z których myślałam, że zdaje sobie sprawę. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego, że mój żart mógł sprawić jej ból.
– Niezła suka z ciebie. – Skwitowała babcia.
– Celowo pokazujesz to tak, jakbym ja była tą złą. Zresztą, nie możesz mnie osądzać, bo to twoja wnuczka i zawsze staniesz w jej obronie! Gdyby Szekspir ją znał, to z pewnością napisałby więcej tragedii. – zaprotestowałam.
– Tak? To popatrzmy co działo się dalej. – Nie uprzedzając mnie o swoich planach, złapała za moją dłoń i przetransportowała nas do klubu.
W głośnikach rozbrzmiewała muzyka, której basy sprawiały, że moje włosy podskakiwały. Stado napalonych samców wyławiało z tłumu swoje ofiary, które wdzięczyły się przy barze. Nawet stara ja była oparta o stolik, wypinając pośladki, przy którym siedziała Zośka, wyglądając jak zakonnica w przebraniu. Totalnie nie pasowała do tego miejsca.
– Widzisz, jak ją odpicowałam? – Wskazałam na wnuczkę wróżki. – Nawet przestała przypominać ofiarę nieudanych zakupów w second handzie.
Kobieta ponownie trzasnęła mnie różdżką w głowę i stanęła przede mną, zasłaniając mi cały widok. Była oburzona, a przez jej nienaganny makijaż zaczęły przedzierać się czerwone plamy, kolorując pulchne policzki.
– Żyjesz w tym swoim apartamenciku i wydaje ci się, że każdy powinien wyglądać tak jak TY! – krzyknęła, a muzyka w tle jakby ucichła. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, co przestało mnie już dziwić. Byłyśmy zjawami, które przyszły na spektakl życia. Mojego życia. – Czy wiesz, ile kosztowało Zośkę to wyjście?
– Pewnie awanturę z Panem Idealnym, bo po razy kolejny miał waży wyjazd służbowy. – Przybrałam pozycję obrażonego dzieciaka i starałam się uciec wzrokiem od staruszki, która na przekór mnie, ściągała na siebie moją uwagę. – Nikogo nie dziwi, że ten dupek spędza niemal cały wolny czas w pracy?
– Przestań! – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Mówimy teraz o tobie i twoim zachowaniu. Zawsze patrzysz tylko na siebie i nie obchodzi cię to, że inni ponoszą konsekwencję twoich czynów. A teraz próbujesz jeszcze wejść z butami do ułożonego życia Zośki. Nie jesteście już tymi nastolatkami, które każdy weekend spędzały na pijackich libacjach. – Odwróciła mnie raptownie i skierowała przodem do naszego stolika. – Patrz!
Zośka wyszła właśnie do toalety, a stara ja wyjmowała małą buteleczkę z wódką, którą dolała do drinka przyjaciółki. Zamieszała starannie i jak gdyby nigdy nic, oparła się o fotel, zakładając nogę na nogę.
Na scenie zaczął się pokaz gorących ciasteczek w stylu Magic Mike. Na ekranie pojawiły się kadry z filmu, a na podium wyszła ogromna dawka testosteronu, mając na sobie jedynie bokserki, wystające spod opuszczonych na biodrach jeansach. Chodź widziałam już to przedstawienie, to nie potrafiłam oderwać od nich wzroku. Kątem oka dostrzegłam, że nawet babcia Helenka opuszcza sztuczną szczękę i lśniącymi oczami przypatruje się tuzinowi mężczyzn, którzy tamtej nocy dali najlepszy pokaz striptizu, jaki widziałam na oczy.
– Dalej pani twierdzi, że zabierając ją tutaj, byłam egoistką? – zapytałam z miną mówiącą: „A nie mówiłam?” – W sumie to i pani powinna mi podziękować, bo pan Tadek takich pokazów raczej nie urządza.
– Nie wiesz o czym mówisz. – Odchrząknęła i poprawiła okulary na nosie. – A gdzie jest Zośka?
Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie zauważyłam Zimnickiej. Moja stara ja darła się wniebogłosy, dopingując tancerzy, lecz po przyjaciółce nie było ani śladu. Tłum gapiów wiwatował, a ilość osób stanowczo przekraczała dozwoloną liczbę gości.
Przepychając się przez wrzeszczące panienki, przemknęłam w stronę toalet. To był strzał w dziesiątkę, ponieważ już w pierwszej odnalazłam zgubę. Stała przy umywalce i poprawiała makijaż, nie wiedząc co traci.
– Mamusia rano po was przyjedzie i wycałuje moje małe nochalki. – powiedziała do telefonu, a na jej twarzy wymalowana się cała gama wyrzutów sumienia. – Tak, kotku. Ja też was bardzo mocno kocham. Jak stąd do końca świata i z powrotem.
Rozłączyła się i oparła jedną ręką o umywalkę, drugą przykładając telefon do serca. Zaniosła się rzewnym płaczem, nie biorąc pod uwagę tego, że jej makijaż przygotowywałam przez ponad dwie godziny. Cóż za niewdzięcznica!
– I po to ją malowałam tyle czasu, żeby teraz użalała się nad tym, że nie dała smrodkom buziaka na dobranoc? – nie kryłam irytacji. Czułam się oszukana i niedoceniona. – Przecież to wyjście było dla niej, nie dla mnie. Chciałam, żeby wyrwała się z domu, bo odkąd bliźnięta się pojawiły, to stała się kurą domową na pełen etat. Już nie pamiętam, kiedy wyszłyśmy gdzieś same.
– A zastanowiłaś się, dlaczego przestała wychodzić z tobą do klubów? – zapytała, głaskając Zośkę po włosach.
– Bo Wiktorek jej zabrania. Egoista szwenda się z asystentką po barach, a ją trzyma na krótkiej smyczy. – Rozsadzała mnie złość. Gdybym wiedziała, że tak ją załatwi, to nie przyłożyłabym ręki do ich zaręczyn.
Zośka otarła łzy i poprawiła make–up. Przymykając oczy, zaczęła uspokajać oddech i już po chwili na powrót przywdziała na twarz maskę zadowolenia. Nie widziałam tego. Nie wiedziałam, że wtedy ona tylko grała szczęśliwą. Coraz mniej z tego rozumiałam.
– A słyszałaś kiedyś jak jej czegoś zabrania? – Wróżka dołączyła do mnie, patrząc, jak jej wnuczka wraca na salę. – Może prawda jest całkiem inna, tylko ty jej nie chcesz do siebie dopuścić?
– Mówisz o miłości? To kolejny argument potwierdzający moją tezę. Nie dość, że jest do bani, to zakłada ci jeszcze niewidzialną obręcz z wyrzutów sumienia. Normalnie coś, o czym marzy każda z nas!
Nie czekając na nic, wyszłam. Podsycałam w sobie nienawiść do uczuć, chcąc wierzyć w swoje racje. Ale czułam, że coraz bardziej moja tama zostaje naruszona, a mocniejsza fala może ją rozwalić na dobre. Nie chciałam tego. Nie po to tyle czasu uodparniałam się na porywy serca, abym teraz mogła ulec.
Zośka dotarła do naszego stolika i z przyklejonym uśmiechem na twarzy, sięgnęła po drinka. Przysiadłam naprzeciwko niej, aby móc przyjrzeć się jej minom. Wtedy byłam pewna, że jest w siódmym niebie, ale teraz, kiedy na nią patrzyłam, wyglądała tak, jakby siedziała tu na siłę. Nie patrzyła na scenę, lecz na… mnie. Jej wzrok był utkwiony w starej mnie, a pobłażliwy uśmiech sprawił, że rozpadłam się na milion drobnych kawałków.
– Ona tu nie przyszła po to, żeby się dobrze bawić. – Powiedziałam na głos to, co właśnie sobie uświadomiłam. – Ona przyszła tu dla mnie.
– Moja księżniczka zaczyna otwierać oczka – skwitowała z ironią wróżka. – A co w zamian dostała? Doprawionego drinka, który po takim czasie abstynencji sprawił, że odwaliło jej do reszty. Spójrz.
Siedziałyśmy w tym samym miejscu, jednak czas jakby przeskoczył o kilka godzin. Zośka stała na stole, zdejmując przez głowę bluzkę i wymachując nią w rytm piosenki. Zachęcony do jej otwartości striptizer, któremu wcześniej włożyłam do ręki pięć stówek, porwał ją na scenę i zaczął wić się wokół niej. Zarzucił ręce Zimnickiej na swój tors i dotykał się z nieskrywaną przyjemnością. Nie ograniczał swoich ruchów, napierając na kobietę biodrami. Zmysłowa muzyka napędzała ich do działania, a przyćmiony alkoholem umysł, przestał kontrolować jej zachowanie. Dłoń Zośki zjechała po mokrym torsie, podążając do miejsca, które znacznie odznaczało się wypukłością. Kiedy mężczyzna wziął do ręki spray z bitą śmietaną, wiedziałam co nastąpi. Obserwowałam, jak moja stara ja zerka z dumą na przyjaciółkę i przyklaskuje jej zachowaniu.
– Patrz teraz. – Wskazałam babci Helenie wejście do strefy VIP. – Przyszedł Pan Maruda, niszczyciel dobrej zabawy i uśmiechów dzieci.
Wiktor zmierzył moje alter ego zimnym wzrokiem i zaczął rozglądać się za żoną. Kiedy dojrzał ją na scenie, jego dłonie zacisnęły się kilkakrotnie, powstrzymując atak agresji, po czym ruszył jak byk w stronę czerwonej flagi, nie przejmując się przechodzącymi ludźmi.
– Macie przejebane. Ty za to, że ją wyciągnęłaś i nakłaniasz do tego wszystkiego, a ona za to, że daje się w to wpakować. – Zacisnął mocno szczęki, założył ręce na piersi i obserwował poczynania swojej żony.
Kiedy striptizer nałożył bitą śmietanę na swój pas, nie wytrzymał. Wskoczył na scenę i jak to miał w zwyczaju – przerzucił ją przez ramię i ściągnął ze sceny.
– Jaskiniowiec zawsze pozostanie jaskiniowcem – skwitowała stara ja.
– Wiktor, ja ci wszystko wytłumaczę. – Zośka próbowała wyjść z opresji, ale nadmiar alkoholu jej nie służył.
– Zamilcz – zażądał i postawił ją na ziemię. – Koniec imprezy.
Choć moja stara ja wykrzykiwała bluźnierstwa w jego stronę, to teraz dostrzegłam za twarzy Zośki wstyd. Było jej głupio, że posunęła się do tańca erotycznego z obcym mężczyznom.
Wyszli z klubu, trzymając się za dłonie, ale złość wręcz kipiała z Wiktora.
– Co wam odwaliło?! – wydarł się, kopiąc w oponę samochodu. – Gdyby nie telefon od ochroniarza, to twoje zdjęcia szalałyby jutro po całej sieci! Pomyślałaś o tym, co pomyślałyby nasze dzieci, gdyby zobaczyły, jak ich matka zlizuje bitą śmietanę z torsu obcego fagasa?! Albo moi klienci?! Nie jesteś już wolnym strzelcem, a przy niej zachowujesz się jak nieodpowiedzialna gówniara!
– Witor, to tylko zabawa. – tłumaczyła się, podpierając o samochód. – Nina potrzebowała tego wyjścia, nie rozumiesz? Od pięciu lat nigdzie razem nie byłyśmy. Znów zaczyna zamykać się w sobie, nie widzisz tego?
– Mam w dupie ją i jej humorki! – Gestykulował energicznie, nie potrafiąc się opanować. – Zawsze taka była! Czasami zachowuje się jak kleszcz, który pożywia się krwią swojej ofiary. Ale nie pozwolę na to, żeby wpakowała cię w tarapaty. Jesteś zbyt piękna, żeby wychodzić do klubów bez obstawy. – Przytulił mocno Zośkę, która utonęła w jego ramionach i ucałował czubek jej głowy.
– Ona nie jest zła, tylko się pogubiła. – tłumaczyła, gładząc dłonią policzek Wiktora. – Już dobrze, jestem bezpieczna, rycerzu.
– Tak, tylko przez to, że musiałem wrócić szybciej z wyjazdu, moja delegacja się przeciągnie, przez co nie spędzimy razem Walentynek.
– To nic. Przecież kochamy się przez cały rok, a nie tylko czternastego lutego, skarbie.
Nie mogłam dalej na to patrzeć. Im więcej widziałam, tym mniej rozumiałam. Kiedy Zośka mizdrzyła się ze swoim mężusiem, stara ja siedziała przy barze, bawiąc się telefonem, który milczał przez cały dzień.
Doskonale wiedziałam, co wtedy zrobiłam…
CZYTASZ
OPOWIEŚĆ (Nie) WIGILIJNA
Short Story14 lutego nie dla każdego okazuje się być dniem, w którym miłość wylewa się z każdego kąta. Uparta Nina od lat pomija ten czas, świętując go na własny, pokręcony sposób. W tym roku wydarzy się coś, co pomoże zrozumieć kobiecie powód, dla którego wys...