Gdzie ja jestem? – zapytałam, kiedy przestało wirować mi w głowie.
Stałam w olbrzymim domu, który tak dobrze znałam. W powietrzu unosił się zapach skóry i środka do dezynfekcji. Na meblach nie było żadnych ozdób, a na ścianach widniały wyłącznie dyplomy moich rodziców i kilka zdjęć, na których przyznawano nam nagrody.
– Myślę, że już wiesz. Wejdziemy? – zapytała, kierując się do jadalni.
Początkowy opór kazał mi wyjść, jednak kiedy sięgnęłam do klamki, okazało się, że drzwi były zamknięte. Byłam w pułapce, która miała w planie zmusić mnie do konfrontacji z rodzicami, odkładanej przez lata.
– Chcę stąd wyjść, rozumiesz? – zapytałam podniesionym tonem, siłując się z klamka. – Nie masz prawa przetrzymywać mnie tu wbrew mojej woli! Zaraz zadzwonię do bajkowej policji i przetrzepią ci twój gwiezdny tyłek!
– Ależ czy ja cię trzymam? W każdej chwili możesz wyjść. Pytanie, czy spodoba ci się to, gdzie trafisz? – Nie dała się wyprowadzić z równowagi. Cała sytuacja nieźle ją bawiła.
– Jesteś podła. – Zasyczałam przez zaciśnięte zęby. – Nie wiesz, jacy oni są. Nie wiesz, jak wyglądało moje dzieciństwo i śmiesz zamykać mnie w domu tych nieudaczników!
– Każdy skrywa w szafie swoje demony, ale tylko nieliczni potrafią odłożyć do niej klucz na bok i więcej tam nie zaglądać. Ty masz możliwość ujrzenia swojego starego życia z boku, nie jako aktor, tylko jaki widz. Podejdź i popatrz.
Zrobiłam niepewny krok naprzód, bojąc się ujrzeć to, co dla mnie przygotowała. Stanęłam przed ścianą i przyglądnęłam się fotografiom. Wyglądaliśmy na nich jak rodzina, która poza sobą nie dostrzega świata. Ja, stojąca na środku z dyplomem i pucharem, za wywalczenie drugiego miejsca w ogólnopolskim konkursie naukowym, a tuż za mną dumni rodzice – trzymająca się za serce wzruszona matka, którą czule obejmował równie wzruszony ojciec. Tylko ja wiedziałam, że łzy, które wtedy wzbierały w ich oczach, nie miały nic wspólnego z dumą. Byli zawiedzeni tym, że przegrałam ze starszym o pięć lat chłopcem.
– Wszystko dobrze, kochaniutka? – Bajkowa mara stanęła za mną i popatrzyła na zdjęcie, na którym bezwiednie wylądowała moja dłoń.
– To tylko wspomnienia – odparłam. – Moje dzieciństwo było tak nudne, jak plan na życie mojego byłego.
– Byłaś bardzo mądrą dziewczynką, która miała olbrzymie plany.
– Wciąż nią jestem, tylko teraz spełniam wyłącznie swoje pragnienia. – Odwróciłam się i skierowałam wgłęb domu.
W dużym pomieszczeniu siedziały trzy osoby, jedząc kolację. Po obu jego stronach siedzieli rodzice, wsadzając do ust niewielkie kęsy posiłku, przygotowanego przez Hanię – ich pomoc domową. Od zawsze była w ich życiu, pełniąc niedocenianą rolę opiekunki. Sprzątała, gotowała i zajmowała się mną, kiedy oni byli zajęci pięciem się po szczeblach kariery.
– Jak poszedł ci sprawdzian z biologii, Nino? – zapytał ojciec, wlepiając przeszywający wzrok w niewielką postać, siedzącą tuż obok. Nie mogłam dostrzec kim była, ponieważ jej twarz zakrywał wielki bukiet kwiatów, stojący na środku stołu.
Odruchowo napięłam wszystkie mięśnie i zaczęłam szukać w głowie odpowiedzi.
– Dobrze. – Dobiegł cichy głos dziecka. – Dostałam sześć z minusem.
Sztućce z rumorem opadły na talerz, a idąca w ślad za nimi dłoń, przypadkowo strąciła szklankę z wodą. Matka siedziała niewzruszona, nie przejmując się początkiem wybuchu ojca.
– Dobrze?! To ma być dobrze?! – krzyknął ojciec, na co wszyscy się wzdrygnęli. – Dziecko z twoimi możliwościami powinno zawsze otrzymywać najwyższe oceny!
– Ale ta była najwyższa, ojcze. Nikt z klasy nie napisał lepiej ode mnie. – Próbowała tłumaczyć, głośno nabierając powietrza. Jej głos drżał, a dłonie schowały się pod stół, zaciskając się na materiale idealnie wyprasowanej sukienki.
– Zamilcz, głupia! Nigdy do niczego nie dojdziesz z takim podejściem. Skończysz jak twoja matka, podając narzędzia przy operacjach i patrząc, jak prawdziwi lekarze odwalają całą robotę! Obie jesteście do niczego.
Doskonale pamiętałam tamten dzień. To wtedy dobitnie przekonałam się o tym, że byłam w stanie przynosić zawód nawet wtedy, kiedy dawałam z siebie wszystko.
Obraz przed moimi oczami rozmył się, a kiedy ponownie odzyskałam ostrość widzenia, znajdowaliśmy się w moim pokoju. Teraz wyraźnie widziałam siebie, cicho popłakującą w łóżku. Tuż obok siedziała Hania i głaskała mnie czule po głowie.
– Cichutko, perełko. – Uspokajała trzynastoletnią dziewczynkę. – Tacie bardzo na tobie zależy, dlatego chce, abyś się dobrze uczyła.
– Nie, jemu zależy tylko na sobie. – wtrąciła nastolatka, przytomnie weryfikując fakty.
Z wnętrza domu rozległ się hałas zamykanych drzwi wejściowych. Ruszyłam w tamtym kierunku, nie pamiętając co działo się później. Pod moimi nogami skrzeczały deski, a każdy krok pozostawiał za sobą ślad na puszystym dywanie. Wiedziałam, że moi rodzice nas nie widzą i bezkarnie mogę przyglądać się wszystkim wydarzeniom. To było dziwne, a jednocześnie tak bardzo absorbujące.
W holu ujrzałam młodą blondynkę, składająca na policzku ojca całusa. Zbyt długiego, jak na koleżeńskie przywitanie.
– Pięknie dziś wyglądasz, Maju. – pochwalił ojciec, lustrując gościa.
– Muszę się dobrze przy tobie prezentować na dzisiejszym bankiecie.
Poczułam, jak przez moje ciało coś przenika. Przede mną stanęła matka, która nie zauważywszy mnie, przemknęła przez mój środek. Dotknęłam swojej klatki piersiowej, sprawdzając, czy wszystko zostało na miejscu, ale nie znalazłam żadnych uszkodzeń. Popatrzyłam przerażona na babcie Helenkę, ale ona tylko wzruszyła ramionami i wskazała na rodziców, nakazując dalsze oglądanie.
– Co ona tu robi? Romualdzie, prosiłam cię, abyś nie przyprowadzał tej ladacznicy do naszego domu. – Matka kroczyła powoli po schodach z dumnie uniesioną głową. Nawet w takich momentach nie okazywała emocji. Była jak lalka, zaprogramowana na obojętność. Już dawno wiedziałam, że była świadoma wyskoków ojca. On nigdy się z nimi nie krył. Brał co chciał, będąc władcą naszego życia. Jako dziecko nie potrafiłam zrozumieć, czym jest mityczna miłość. Małżeństwa były układami, w które dwoje dorosłych ludzi wchodziło, aby móc coś zyskać – o tym byłam przekonana.
– To mój dom i będę tu zapraszał, kogo tylko zechcę. Jeśli ci się coś nie podoba, to masz drogę wolną. Nigdy cię nie trzymałem. – Założył na siebie płaszcz i ujął drobną dłoń dwudziestolatki. Zostawiając małżonkę na schodach, opuścił dom w asyście młodszej kochanki.
Rodzice, choć w zaciszy czterech ścian byli zepsuci do cna, to kiedy pojawiał się ktoś spoza kręgu rodziny, wchodzili w role ideałów, narzucając mi takie samo zachowanie.
– Po co mi to pokazujesz? – zwróciłam się do wróżki, która czekała na moją reakcje. – Chciałaś, abym jeszcze bardziej znienawidziła Walentynki? Brawo, udało ci się. Czego chcesz jeszcze?!
Podróbka Heleny uśmiechnęła się pocieszająco i zamachała różdżką. Wszystkie przedmioty zaczęły się unosić i powoli znikać w czerni, pokrywającej cały sufit. Już po chwili ponownie stałyśmy w mroku, a przede mną widniała wyciągnięta dłoń wróżki.
– Podaj mi rękę – poprosiła. Tym razem nie walczyłam. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu.
Mojego domu.
W Warszawie.
CZYTASZ
OPOWIEŚĆ (Nie) WIGILIJNA
Short Story14 lutego nie dla każdego okazuje się być dniem, w którym miłość wylewa się z każdego kąta. Uparta Nina od lat pomija ten czas, świętując go na własny, pokręcony sposób. W tym roku wydarzy się coś, co pomoże zrozumieć kobiecie powód, dla którego wys...