Zamoczyłam usta w szampanie. Delikatne bąbelki załaskotały mnie na języku, a sekundę później poczułam delikatny, słodki smak. Moje ciało samoczynnie kołysało się do piosenki „Lover" Taylor Swift, kiedy patrzyłam jak moja najlepsza przyjaciółka wiruje w ramionach miłości swojego życia podczas ich pierwszego tańca.
Westchnęłam, czując jak w gardle staje mi gula wzruszenia. Lily i ja znałyśmy się od kilku lat. Razem przepracowałyśmy ponad dwa, w wydawnictwie w Bostonie. Niemal od samego początku stałyśmy się przyjaciółkami. Miałyśmy takie samo poczucie humoru, wkurzały nas te same rzeczy. Lily mogła bez końca słuchać o moich facetach z Tindera, a pocieszałam ją, kiedy znajdowała się na jakimś życiowym zakręcie.
Największa różnica między nami była taka, że Lily miała idealnie poukładane życie osobiste. Oczywiście miałam świadomość, że żadne życie nie jest do końca idealne, o czym przyjaciółka wielokrotnie mi mówiła, ale jednak. Swojego chłopaka, a od dziś już męża, poznała na pierwszym roku studiów i od tego dnia byli praktycznie nierozłączni, chociaż nie było w tym nic toksycznego. Nigdy nie widziałam związku, w którym dwójka ludzi tak dobrze by do siebie pasowała. Lily była introwertyczką, która potrzebowała dużo przestrzeni. Jej mąż, Connor, zawsze dawał jej na tyle swobody ile potrzebowała. On z kolei uwielbiał oglądać sport i grać w baseball. Nigdy, przenigdy się o to nie pokłócili. W ogóle to nie przypominałam sobie żeby kiedykolwiek się kłócili. Swoje problemy rozwiązywali rozmową, której tak brakowało wielu znanym mi parom.
Rozległy się brawa. Lily i Connor ukłonili się tłumowi niczym zawodowa para tancerzy. Ich pierwszy taniec dobiegł końca, a na parkiecie pojawiło się więcej par. Każdy z ich znajomych i rodziny chciał celebrować z nimi ten wyjątkowo dzień. Każdy czuł, że uczucie między nimi jest szczere. Nikt nie wróżył rozwodu ani nieporozumień. Wesele, choć wystawne, nie miało w sobie grama sztuczności. Ot, dwójka idealnie dopasowanych do siebie ludzi otoczyła się pięknymi rzeczami wśród których chciała celebrować swój wyjątkowy dzień.
To był bez wątpienia najpiękniejszy ślub na jakim była. Młodzi zdecydowali się na późną ceremonię po zmroku. A sakramentalne „tak" wyszeptali sobie wśród światełek, świec i kwiatów. Przez wiele miesięcy dyskutowałyśmy z Lily co zrobić, aby ta sceneria była jak najbardziej magiczna. Cieszyłam się, że Lily mogła pozwolić sobie na wszystko o czym marzyła. A ja stałam obok niej w czasie zaślubin, jako druhna i starałam się nie ryczeć, bo tak wzruszona była.
- Wspaniały ślub – na krzesło obok mnie opadała druga najlepsza przyjaciółka Lily, Margaret. Była jej pierwszą druhną i sama również była już po ślubie. Znałyśmy się od dawna, jednak dopiero dzisiaj poznałam jej męża. Uprzejmego, choć nieco wycofanego Daniela.
- Najpiękniejszy na jakim byłam – uniosłam swój kieliszek i stuknęłam się z Margaret w geście toastu. Dziewczyna znała parę młodą dużo dłużej niż ja. Przyjaźnili się niemal od początku studiów.
- Nie miałyśmy okazji pogadać przez cały dzień – powiedziała siadając wygodniej na krześle – Co u Ciebie słychać? Jak Nowy York?
Tego pytania bałam się przez cały dzień. Wychowałam się w Bostonie, po studiach to tam dostałam pierwszą pracę, jednak rok temu postanowiłam wyjechać do Nowego Yorku. Nie wiem co właściwie miałam na myśli wybierając to miejsce. Chyba chciałam zacząć wszystko od nowa. Początkowo byłam zachwycona. Wyprowadziłam się od rodziców, dostałam świetną pracę, miałam ładne mieszkanko. Prawda jednak była taka, że szybko zaczęła przygniatać mnie samotność. W Bostonie miałam przyjaciół, rodzinę, brata, którego kochałam nad życie. W Nowym Yorku nie miałam nikogo. Oczywiście poznałam kilkoro znajomych w nowej pracy, ale to nie było już to co łączyło mnie chociażby z Lily. W dodatku Nowy York posiadał jeden zasadniczy minus. A minus ten miał na imię Matt. Matt był moim... sama nie wiem jak miałam to określić. No potrzebę chwili mogłabym powiedzieć, że był moim byłym, ale prawda była taka, że nasza relacje była zbyt zagmatwana żeby ją zaszufladkować. Spędziłam niekończące się godziny z Lily omawiając mój niby związek z Mattem i zawsze dochodziłyśmy do tego samego. Nasza relacja była popierdolona. Miałam nadzieję, że wyjazd raz na zawsze zakończy naszą dziwną zażyłość, ale ten kretyn postanowił przyjechać akurat do Nowego Yorku. Tak jakby mało było miast w Ameryce. Miałam ochotę prychnąć, gdy tylko o tym pomyślałam. Zamiast tego odwróciłam się do Margaret i posłałam jej uśmiech.
CZYTASZ
Trouble after wedding
RomanceNadia Hale Niepoprawna romantyczka, która nie potrafi ułożyć sobie życia osobistego. Aiden Willson Wschodząca gwiazda Nowego Yorku, który karierę stawia na pierwszym miejscu. Ich losy splotą się na weselu ich wspólnych przyjaciół. Żadne z nich n...