Aiden
Nie miałem pojęcia, jak to się stało, że wszystko zaczęło się tak zdrowo pierdolić i to zaledwie na starcie. Od kilku godzin czułem się jak w pieprzonym matrixie.
Kiedy mój dobry znajomy, pracujący w urzędzie patentowym, zadzwonił i łamiącym się głosem powiedział co właśnie odkrył, byłem bliski spowodowania wypadku. Na trzęsących się nogach zjechałem na pobocze i z zaciśniętymi ustami wysłuchiwałem jego sprawozdania.
To nie mogło się dziać. Byłem pewien, że mogę polegać na swoich ludziach. Derek Miller pracował dla mnie od samego początku. Był wybitnym prawnikiem, który pomógł wspiąć się naszej firmie na wyżyny. Na co dzień nie zajmował się tak banalnymi sprawami, jak składanie wniosków patentowych. Powierzyłem mu to zadanie, bo tak bardzo zależało mi, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.
A teraz wszystko szlag trafiał. I przez co? Przez cholerny wniosek złożony o kilka godzin za późno. Już pomijam sprawę przecieku. Znalezienie kreta powierzyłem Danielsowi. Jeśli ktoś od Howarda napisał maila, wykonał telefon lub naskrobał chociażby jednego pieprzonego sms'a do pracownika mojej firmy Daniels z pewnością go znajdzie. Nie mówiąc o przelewach. Nikt przecież nie zrobił tego za darmo. A w dzisiejszych czasach ludzie wybierali rozwiązania pozostawiające za sobą cyfrowy ślad w sieci. Tym lepiej dla Danielsa. W innej sytuacji śmieszyłby mnie fakt, że byłoby zdecydowanie bezpieczniej dla ludzi Howarda, gdyby zaczepili mojego pracownika w ciemnym zaułku ubrani w prochowce i kapelusze.
Ale to nie był film z lat 40stych, a ten, kto mnie zdradził miał dosłownie przejebane.
Wziąłem głęboki wdech zaciskając i na przemiennie rozluźniając palce na kierownicy. Zerknąłem na siedzącą na fotelu pasażera Nadię. Nie patrzyła już na mnie. Zawzięcie grzebała w tablecie, najwyraźniej czegoś szukając. Wyglądała na maksymalnie skupioną i naprawdę miałem nadzieję, że szuka wyjścia z tej jakże chujowej sytuacji.
Jechaliśmy do siedziby MedLab. Musiałem ich powiadomić, mimo, że zdecydowanie korzystniej byłoby tego nie robić. W tej sytuacji MedLab miało pełne prawo wycofać się z produkcji, jako że chciałem dać im projekt, który de facto nie należał do mnie. Nawet jeśli kto inny go ukradł. Na moją korzyść przemawiało to, że Harrison wciąż wierzył, że projekt należał do mnie, a dla osoby z zewnątrz to wcale nie musiało być tak oczywiste, zwłaszcza biorąc pod uwagę czym zajmowałem się na co dzień.
Miałem ochotę rwać sobie włosy z głowy zastanawiając się co przeoczyłem. Nie wierzyłem w zbiegi okoliczności. Howard & Wspólnicy nie byli do tej pory dla mnie żadnym zagrożeniem. Ja zajmowałem się aplikacjami randkowymi, a oni byli koncernem farmaceutycznym. To nie był przypadek, że postanowili wykończyć swoją największą konkurencję akurat przy pomocy mojego produktu. Musieli mieć poufne informacje od dawana. Tm bardziej mnie to frustrowało. Daniels sprawdzał każdego mojego pracownika, nie zatrudniałem przodkowych ludzi, podpisywałem szczegółowe umowy o poufności i zakazie konkurencji. A jednak dałem się złapać jak dziecko.
- Zaraz będziemy w MedLab - powiedziałem, kiedy ruszyliśmy z ostatnich świateł przed ich firmą - Musisz wiedzieć, że jest tam Davis i Harrison.
- Będą chcieli zerwać waszą współpracę - jakby czytała mi w myślach.
- Prawdopodobnie - skinąłem głową skupiając się na wjeździe na podziemny parking. Musiałem zrobić coś żeby tego nie zrobili. Cokolwiek.
Okazałem przepustkę i po chwili krążyliśmy po betonowej posadzce szukając wolnego miejsca. Moje myśli wirowały w głowie, co chwile zerkałem na jej zamyśloną twarz, kombinując jak to rozegrać. Nie mogłem dopuścić do zerwania tej umowy. Nawet za cenę swoich własnych zasad. Miałem plan, kiepski, ale musiałem spróbować wcielić go w życie.
CZYTASZ
Trouble after wedding
RomanceNadia Hale Niepoprawna romantyczka, która nie potrafi ułożyć sobie życia osobistego. Aiden Willson Wschodząca gwiazda Nowego Yorku, który karierę stawia na pierwszym miejscu. Ich losy splotą się na weselu ich wspólnych przyjaciół. Żadne z nich n...