4. straight way to advancement

778 37 3
                                    

Aiden 

Wszedłem do siedziby MedLab ciesząc się, że znajduje się zaledwie przecznicę od budynku, w którym wynająłem biura dla naszej nowej fili. Jako, że w moim biurze leżały na razie same kartony, a ekipa dopiero skręcała meble, postanowiłem spotkać się z dyrektorem Davisem w ich siedzibie. 

Ustaliłem z prezesem Harrisonem, że do czasu oficjalnego oświadczenia nikt ma nie wiedzieć, że nowym klientem MedLab zostaje  Willson Corporation, więc nie dziwiły mnie zaskoczone spojrzenia pracowników, kiedy pojawiłem się w recepcji.  

- Dzień dobry - przywitałem się podchodząc do kontuaru - Aiden Willson. Jestem umówiony z dyrektorem Davisem - powiedziałem do recepcjonistki, która wgapiała się we mnie maślanym wzrokiem. 

- Oczywiście - rzuciła na wydechu i szybko sprawdzała coś w komputerze - Pan dyrektor pana oczekuje, zapraszam do windy i na dziesiąte piętro - podała mi niewielki identyfikator, który przypiąłem do piersi pod czujnym okiem stojącego nieopodal ochroniarza.  

Skinąłem jeszcze dziewczynie głową i udałem się we wskazanym kierunku po drodze ignorując zaciekawionych gapiów. 

Nic dziwnego, że byli zainteresowani. Wypłynąłem na aplikacji randkowej, później zająłem się programowaniem innych aplikacji, a następnie gadżetów dla graczy. Często pojawiałem się w kronikach towarzyskich i na okładkach plotkarskich magazynów, które prześcigały się w robieniu mi zdjęć z moimi jednorazowymi przygodami. Twórca aplikacji randkowej wchodzi do firmy medycznej. Brzmiało jak początek naprawdę kiepskiego dowcipu. Ktoś taki jak ja na pozór nie miał czego szukać w siedzibie największej w kraju firmy projektującej sprzęt medyczny. A jednak to mój najnowszy projekt mógł stać się moim największym osiągnięciem. Dlatego ostrożnie dobrałem firmę, która miała go stworzyć. Nigdy nie wprowadzałem na rynek sprzętu medycznego i jeszcze do niedawna nie miałem o tym zielonego pojęcia. Podszkoliłem się trochę w temacie, ale to wciąż było za mało żeby zrealizować marzenia Cadena o niezależności. 

Przy tym projekcie porażka nie wchodziła w grę. 

W dziale prawnym sekretarka o bujnych kształtach i przepięknych ciemnych włosach zaprowadziła mnie do sali konferencyjnej, w której zastałem poznanego wcześniej mężczyznę. 

- Dyrektorze Davis - siwiejący, nieco otyły mężczyzna po pięćdziesiątce uścisnął moją wyciągnięta dłoń. 

- Prezesie Willson, witam w siedzibie MedLab! Napije się Pan czegoś? 

- Proszę czarną kawę bez cukru - skinąłem głową siadając na wskazanym miejscu przy długim, prostokątnym stole. 

- Kochana, dla mnie cappuccino.

Nie uszło mojej uwadze jak dyrektor zwrócił się do sekretarki. Nieprawdopodobne, że mieliśmy XXI wiek, a niektórzy mężczyźni nadal nie potrafili zachowywać się profesjonalnie w miejscach pracy. Rzygać mi się chciało, gdy słyszałem takie teksty. W firmie zawsze zachowywałem maksymalny profesjonalizm. Jako, że zajmowałem się dość specyficzną branżą absolutnie nie mogłem pozwolić sobie na niestosowne skojarzenia. Prasa zjadłaby mnie żywce, dlatego nigdy nie przeleciałem żadnej kobiety, która pracowała w mojej firmie. Ba, nawet nigdy z żadną nie flirtowałem, a romanse biurowe były surowo zabronione. 

- Jak się panu podoba Manhattan, panie Willson? - dyrektor machnął dłonią w stronę przeszklonych okien, za którymi rozciągała się panorama miasta. 

- Nie pierwszy raz jestem w Nowym Yorku, dyrektorze. Przejdźmy do interesów, spieszy mi się. 

- Tak, tak, oczywiście - mruknął Davis, ale nie wyglądał na zadowolonego. 

Trouble after weddingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz