Rozdział 7

1.2K 42 2
                                    

Od dragów? Jak Pablo Escobar?

-Byliśmy przed domem i słyszymy tylko jak ją lał, aż farba odpryskiwała. – opowiadał zawzięcie JJ. Musieliśmy streścić co nieco pozostałej dwójce Płotek. – A byli w środku. Nie mogłem uwierzyć! Patrzcie tylko! – blondyn do nas podbiegł i zaczął trzepać dłońmi włosy.

-To łupież, ohyda. – podsumowała Kie.

-To farba. Myślałem, że już po nas. – ciągnął dalej, a ja mruknęłam pod nosem. - Czułem się jak w filmie akcji!

-To byli Ci sami goście, którzy do nas strzelali? – zapytał Pope przecierając dłońmi twarz.

-Tak. – powiedziałam szybko. - Parszywe gęby.

-Przyjrzeliście się im dokładnie? Opiszecie ich? - zaczął pytać.

-Może policji udałoby się sporządzić portrety pamięciowe. – powiedziała Kie, spoglądając na naszą trójkę.

-Barczyści. – powiedział JJ, a ja uderzyłam się dłonią w czoło.

-Barczyści?

-Tak, no wiesz ...Jak facet z garażu mojego ojca. Wiesz dobrze, że szmuglował narkotyki.

-Wszyscy wiemy. – mruknęłam w jego stronę, choć sama pewnie nie powiedziałabym wiele więcej. - Raczej żadne z nas nie wpadło na to, żeby się im lepiej przyjrzeć. Woleliśmy przeżyć.

-Nie mam co do nich wątpliwości. – blondyn wyciągnął z kieszeni fajkę, zapalił i mocno się zaciągnął. – Te typy to mordercy, przemytnicy.

-Od dragów? Jak Pablo Escobar? – zapytał Pope, a ja przewróciłam oczami.

-Ludzie, to nie jest film akcji. – powiedziałam opierając się wygodniej na kanapie. - Nie jesteśmy aktorami, a te typki to nie nasi fajni znajomi z planu.

-To jak wygląda przemytnik? Nie mamy żadnego punktu zaczepienia! – denerwował się Heyward.

-Nie było Cię tam! – krzyknął na niego blondyn. – Byłem w stresie! Nie mieliśmy czasu się poprzyglądać! Ale mówię wam, w krzyku Lany słyszałem, że oni nie żartowali. To groźni bandyci!

-Ta sytuacja robi się coraz bardziej poważna. – odezwałam się. – Nie podoba mi się to. – spojrzałam na ich twarze. - Nie chce się mieszać w jakieś porachunki gangsterskie.

-Ale po co im kompas? – zaczęła Kie.

-To śmieć, nie dostaliby za niego nawet pięciu dolców. – orzekł Pope. – Bez obrazy, wiem, że to twoja pamiątka rodzinna. – wskazał palcem na Johna B, ale ten go nawet nie słuchał.

-Biuro. – powiedział brunet. – Gabinet mojego taty. Trzymał to pomieszczenie zamknięte, bo bał się, że rywale ukradną mu materiały dotyczące Royal Merchanta.

Spojrzeliśmy po sobie i ruszyliśmy tuż za brunetem, który ciągle mówił. Starałam się tuż za nim, zresztą jak reszta. Nie mówił zbyt głośno, więc można było mieć wrażenie, że chłopak mówi sam do siebie.

-Śmialiśmy się, że nigdy go nie znajdzie, a potem zaginął. – ciągnął John B i wyjął z kieszeni spodenek kluczyk. – Nie wchodziłem tam i niczego nie ruszałem. Nie chciałem niczego zniszczyć.

-Na wypadek jakby wrócił? – zapytała Kie.

Brunet jedynie pokiwał głową i wsadził kluczyk do kłódki. Przekręcił i zamek odskoczył z małym trzaśnięciem. John B popchnął delikatnie drzwi, które stanęły przed nami otworem. 

-Nocowałam tu tyle razy i nigdy nie widziałam, żeby te drzwi były otwarte. – powiedziałam rozglądając się na boki. - Trochę jak Święty Graal. 

Ocean Between Us| JJ MaybankOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz