Rozdział 2

1.8K 53 4
                                    

Chyba kopnąłem się piętami w czoło.

Domek bruneta, na całe szczęście, stał cały. Choć wokół walało się pełno gałęzi i porozrzucanych drzew.  Głos mojej mamy przebieg mi pod czaszką z nutką irytacji w jej głosie: " I teraz kto to niby będzie sprzątał?"Przed nim stał także John B. Był raczej cały, zdrowy nie było bo na pewno miał nie równo pod sufitem. Wypuściłam powietrze ze świstem i obejrzałam się przez ramię, ale blondyn już myszkował w domku.

-Kurwa. - z ust chłopaka wyleciało przekleństwo, kiedy starał się uprzątnąć gałęzie z łódki.

-Marię mówi, że przeklinać jest nieładnie. - powiedziałam, a John B wzdrygnął się na dźwięk mojego głosu. - Agata nieźle nam dowaliła. Zaczynamy chyba życie brudasów, albo neandertalczyków.

-Fakt. - przyznał i skinął powoli głową.

-O czym myślisz? - zaraz obok nas pojawił się JJ z puszką piwa i roziskrzonymi oczami. 

Jemu nigdy nie jest mało. Zawsze je wywęszy. Może wypić czteropak i nic. Ciekawe czy jego wątroba ma się jeszcze dobrze?

-Sztorm wygnał wszystkie kraby na bagna.- uśmiechnął się lekko.

-A co z pomocą społeczną?- zapytałam wskakując do łódki.

-Mieli się tutaj zjawić dzisiaj. Nie wsiądą na prom. Zastanówcie się, to znak od Boga! Czas na połów. Dzień wolności!

Uśmiechnęliśmy się do siebie i zaraz całą trójką płynęliśmy w stronę centrum. Miasteczko wyglądało okropnie. Serce mi się ścisnęło na sam widok. Nikt nigdy nie powinien doświadczać takiego okropieństwa. Raz po raz podnosiliśmy ręce w górę witając kolejnych mieszkańców. No tak w Norze każdy się znał. Kiedy mijaliśmy jakąś dziewczynę na pomoście, JJ z Johnem B wymienili między sobą dwuznaczne spojrzenia, a ja przewróciłam oczami. Na wodzie dryfowały całe góry śmieci, oj Kie się to nie spodoba. Już słyszę w uszach jej głos i długą tyradę na temat ekologii.

-Porządki zajmą tutaj całe lato.- westchnęłam rozglądając się wokół. - Smutno się na to patrzy.

-Proszę, proszę a kogo my tutaj mamy.- zawołał brunet, a potem wydał z siebie serię dziwnych dźwięków. Zaśmiałam się głośno i starłam niewidzialną łzę.-Spotkanie BHP, obecność obowiązkowa!- powiedział, jakby używał krótkofalówki.

-Nic z tego, stary mnie uziębił.- powiedział Pope a jego ramiona żałośnie opadły.

-Daj spokój.- zaczął JJ, również używając wyimaginowanej krótkofali. – Twój stary to ciota, odbiór!

-Słyszałem to gnojku! – tuż za naszym przyjacielem pojawił się Heyward.

-Dzień dobry!- uśmiechnęłam się do niego tak szeroko jak tylko potrafiłam.- Zabieramy pańskiego syna!

Kiedyś tata Pope'a załatwił mi i mamię nową kuchenkę za pół ceny. Dopiero później dowiedziałam się, że on trochę do niej dołożył. Wiedział, że nam się nie przelewa, a ja byłam zbyt mała, żeby dorzucić coś mamie. 

-Dzień po huraganie, dniem wolnym.- blondyn rozłożył ręce, jakby powiedział w tym momencie jeden z zapisów kodeksu.

-Dzień dobry Viviane.- uśmiechnął się do mnie, po czym skierował gniewne spojrzenie na chłopców.- Kto to niby wymyślił, co?

-Tato...- zaczął Pope.

-Mamy przepustkę.- blondyn nie odpuszczał.

-Nie jestem głupi JJ.-ciągnął mężczyzna i zmarszczył brwi.

Ocean Between Us| JJ MaybankOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz